Liverpool przyjechał na Vicarage Road w roli absolutnego faworyta. Zespół Juergena Kloppa w przerwie między sezonami zanotował świetne wyniki w grach kontrolnych z silnymi rywalami, czego nie można powiedzieć o Szerszeniach, które bez powodzenia mierzyły się z zespołami z niższej półki. Rezultaty przedsezonowych sparingów nie miały jednak żadnego przełożenia na sobotni mecz.
W pierwszej połowie Liverpool nie był w stanie narzucić swoich warunków gry, a im spotkanie trwało dłużej, tym więcej do powiedzenia mieli podopieczni Marco Silvy. Gospodarze zadali pierwszy cios w 9. minucie, gdy dośrodkowanie Jose Holebasa z rzutu rożnego głową na gola zamienił Stefano Okaka. W tej sytuacji nie popisali się Dejan Lovren i Roberto Firmino, którzy nie upilnowali Włocha.
The Reds wyglądali na całkowicie zaskoczonych przebiegiem spotkania. Gospodarze byli świetnie zorganizowani w defensywie, choć z drugiej strony grającym bez Philippe Coutinho gościom brakowało pomysłu i cierpliwości przy budowaniu akcji, więc obrona przeciwko mało zgrabnie konstruowanym atakom nie była szczególnie trudna. Coutinho nie zagrał z powodu urazu pleców, ale trudno dać wiarę temu wytłumaczeniu, biorąc pod uwagę, że próbuje wymusić na władzach klubu zgodę na odejście do Barcelony.
Na pierwszą godną odnotowania akcję Liverpoolu trzeba było czekać aż do 29. minuty, gdy w skórę Coutinho wszedł Sadio Mane, który przed polem karnym gospodarzy zawiązał "małą grę" z Alberto Moreno. Już pierwszy przeprowadzony z rozmysłem atak przyniósł gościom wyrównanie. Mane zakręcił się z piłką przed "16" rywali, wymienił podania z Moreno, a następnie Hiszpan zagrał do Emre Cana, który delikatnym podaniem wprowadził Mane w pole karne i Senegalczyk po chwili pokonał Heurelho Gomes pewnym uderzeniem w kierunku dalszego rogu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: karne pompki piłkarzy Barcelony
Szerszenie błyskawicznie zareagowały na stratę prowadzenia. Trzy minuty później po dośrodkowaniu Toma Cleverleya z prawego skrzydła piłka odbiła się przed bramką gości od Lovrena i Trenta Arnolda, po czym dopadł do niej Abdoulaye Doucoure i wpakował ją do siatki. Przed przerwą piłkarze obu drużyn oddali tylko trzy uderzenia w światło bramek, a gospodarze zeszli do szatni z zasłużonym prowadzeniem.
Po zmianie stron Liverpool zagrał z większą werwą i od 57. minuty prowadził już 3:2. Najpierw rzut karny podyktowany za faul Gomesa na Mohamedzie Salahu wykorzystał Firmino, a po chwili Egipcjanin dobił piłkę do bramki po lobie Brazylijczyka nad Gomesem. Dwa szybkie ukłucia sprawiły, że z gospodarzy uszło powietrze, a Liverpool poszedł za ciosem i Szerszenie w grze utrzymywał tylko świetnie interweniujący Gomes. W 64. minucie kapitan Watfordu obronił uderzenie Moreno z linii pola karnego, chwilę później po główce Joela Matipa w sukurs przyszła mu poprzeczka, a w 70. minucie błysnął refleksem, zatrzymując "główkę" Lovrena.
W drugiej połowie gospodarze stracili animusz, który cechował ich grę przed przerwą, a w ostatnim kwadransie sprawiali wrażenie pogodzonych z porażką, ale w doliczonym czasie gry wstąpiło w nich nowe życie. Podopieczni Marco Silva zerwali się do walki i w 95. minucie dopięli swego. Po centrze z rzutu rożnego w polu karnym Liverpoolu powstało zamieszanie, w którym najszybciej odnalazł się Richarlison. Po strzale Brazylijczyka Simon Mignolet sparował piłkę na poprzeczkę, ale po chwili Miguel Britos z najmniejszej odległości dosłownie przepchnął ją linię bramkową.
Gol Urugwajczyka popsuł Juergenowi Kloppowi jubileusz. Mecz z Watfordem był bowiem setnym The Reds pod wodzą Niemca. Bilans Kloppa w roli menedżera Liverpoolu to 50 zwycięstw, 29 remisów i 21 porażek.
Watford FC - Liverpool FC 3:3 (2:1)
1:0 - Okaka 9'
1:1 - Mane 29'
2:1 - Doucoure 32'
2:2 - Firmino (k.) 55'
2:3 - Salah 57'
3:3 - Britos 90+5'