Krzysztof Zając, prezes Korony: Rozliczą mnie z wyników

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Krzysztof Zając (z lewej)
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Krzysztof Zając (z lewej)

- Zrobiono zbyt dużo szumu wokół afery klapkowej, dla mnie zupełnie niepotrzebnie, bo zawodnicy znali obowiązujące zasady - mówi prezes Korony Kielce Krzysztof Zając. W ostatnich miesiącach w jego klubie było wyjątkowo burzliwie.

Być piłkarzem i prezesem klubu to dwie zupełnie inne kwestie. Krzysztofa Zająca zapamiętali w GKS Katowice jako solidnego obrońcę i kapitana z prawdziwego zdarzenia, który w 1986 roku wzniósł Puchar Polski. Teraz marzy o sukcesach w roli prezesa Korony Kielce, bo po przejęciu klubu przez byłego reprezentacyjnego niemieckiego bramkarza Dietera Burdenskiego sprawuje tę odpowiedzialną funkcję.

Jaromir Kruk, "Piłka Nożna": Co by było, gdybym przyszedł na wywiad z panem w klapkach?

Krzysztof Zając: Musiałbym to zaakceptować. Pan nie podlega klubowemu regulaminowi, tak jak piłkarze. Zrobiono zbyt dużo szumu wokół afery klapkowej, dla mnie zupełnie niepotrzebnie, bo zawodnicy znali obowiązujące zasady. Gdy w 1992 roku trafiłem do 2. Bundesligi, takie reguły były standardem. Wyobraża sobie pan, że na posiłek reprezentacji Anglii, Rosji czy Polski zawodnicy przychodzą w klapkach i jeszcze używają telefonów komórkowych?

[b]

A klapki nie były pretekstem, żeby pozbyć się dobrze zarabiającego Miguela Palanki?
[/b]
Miguel nie dostosowywał się do zaleceń szkoleniowca i nie mogliśmy tolerować choćby tego, że spóźniał się na treningi. Nie ma sensu rozwodzić się na jego temat, znalazł sobie klub na Cyprze i życzymy mu powodzenia.

Którego z piłkarzy spośród tych, którzy odeszli, najbardziej panu żal?

Może nie żal, lecz głupio wyszło z Bartkiem Kwietniem. Według naszych planów miał być symbolem klubu, przecież jest związany z regionem i mocno liczył na niego trener Gino Lettieri. Kwiecień odszedł jednak do Jagiellonii, ale przecież nie ma sensu kogoś zatrzymywać na siłę. Kibice przekonują się, że nie każdy, kto opowiada, że Koronę ma w sercu, mówi to szczerze.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak kibice PSG trollują fanów Barcy. Przez Neymara

Kwiecień był źle traktowany w Koronie?

Nie wiem przez kogo. Liczyłem na niego, ale się zawiodłem, bo nie dał nam nawet szansy na rozmowę, nie powiedział, czego oczekuje. Mówi się trudno. Kibice mieli do nas pretensje o Vanję Markovicia, który kiedyś poprosił mnie o dwa dni wolnego, bo miał sprawę sądową o mandaty w Belgradzie. Okazało się, że prowadził w tym czasie rozmowy z greckim klubem... Opuścił Koronę, gdyż uznał, że nie ma ochoty konkurować z synem właściciela klubu. Jego decyzja.

Czy Milan Borjan był za drogi dla Korony?

Nie byliśmy w stanie spełnić jego oczekiwań i nawet nie chcieliśmy tego robić. Teraz mamy trzech równorzędnych golkiperów, a każdy pod okiem Mirka Dreszera, mojego kumpla jeszcze z Gieksy, wykonał znakomitą robotę. Zlatan Alomerović przyszedł do nas, choć nie grał przez rok w piłkę, bo Dreszer ocenił, że poradzi sobie w ekstraklasie bez problemów. Facet, który sportowo kształcił się w Borussii Dortmund, nie mógł zawieść, więc podkreślam, że nie mamy problemu z obsadą pozycji bramkarza.

W Kielcach kibice bali się, że staniecie się niemieckim klubem. Słusznie?

Niektórzy dokonują zbyt pochopnych ocen. Jeszcze nie zaczęliśmy działać w Koronie, a już rozpisywano się o zaciągu piłkarzy z niższych niemieckich lig. Gdy klub Premier League czy Primera Division sprowadza zawodnika z drugiej, trzeciej, czwartej ligi, to nikt nie płacze. Ot, gość się sprawdzi lub nie, lecz warto próbować. Korona wiele nie traci, pierwszy z brzegu przykład nazywa się Shawn Barry. Amerykanin wskoczył u nas do podstawowej jedenastki, a przecież przed tym sezonem nikt go w Polsce nie znał.

Zabolała pana opinia, że Koronę przejęli goście, którzy chcą się dorobić?

To mnie zdenerwowało, bo Dieter Burdenski wziął Koronę, by zaspokoić swoje sportowe ambicje. On i jego sztab ze mną włącznie nie myślimy o kasie, tylko o sukcesach. Wierzę, że w niedalekiej przyszłości klub zacznie porządnie zarabiać na transferach.

Nie ma pan wrażenia, że dał się wypuścić, najpierw z konferencją w sprawie rozstania z Maciejem Bartoszkiem, a potem z oświadczeniem o początkach pracy Gino Lettieriego?

Jeśli chodzi o Bartoszka, nie mam sobie nic do zarzucenia. Dieter Burdenski, przejmując Koronę, wiedział, że w jego koncepcji nie ma miejsca dla tego szkoleniowca, choć nie da się ukryć, że zrobił on z Koroną porządny wynik w ekstraklasie. Zamieszanie związane z przyjściem Lettieriego oraz agresywna kampania skierowana w niego były niepotrzebne, więc musiałem interweniować.

Wszyscy w klubie jedziecie na jednym wózku?

Myślę, że tak. Nie jestem osobą, która mówi komuś tylko to, co chce on słyszeć. Przyjmuję uwagi i dużo rozmawiam z innymi pracownikami klubu. Łączą nas wspólne cele.

Dlaczego w szkoleniu młodzieży obyło się bez poważniejszych zmian?

Rewolucja nie zawsze jest wskazana, dokonaliśmy pewnych przekształceń strukturalnych, a za szkolenie odpowiadają: koordynator Tomasz Wilman i Robert Stachura.

Jak odbiera pan zarzuty, że w Koronie pracują tylko szkoleniowcy po tak zwanym układzie?

Praca każdego jest weryfikowana, a nikt nie utrzyma posady tylko dlatego, że jest kolegą pana A lub pana B. Nie wykluczam też, że w Koronie od czasu do czasu pojawi się ktoś nowy.

Klub ma w ostatnich latach słabych wychowanków?

Z młodymi ludźmi jest tak, że mają po 16 lat i wydaje się, że są supertalentami, a gdy przekroczą dziewiętnastkę, giną. Problem tkwi w mentalności i rolą klubu jest praca nad tym. Z pozytywów to już mogę powiedzieć, że trafiło do nas kilku fajnych chłopaków z innych zakątków Polski. Zaproponowaliśmy im godziwe warunki. Teraz po likwidacji drugiej drużyny, której prowadzenie nic nie dawało Koronie pod względem sportowym, podkreślam sportowym, nie finansowym, możemy się skupić na zespołach młodzieżowych. Zarówno juniorzy starsi, jak i młodsi trenują i grają na starym stadionie Korony, nie na sztucznej nawierzchni, a niebawem czekają nas rozmowy z Wojciechem Lubawskim, prezydentem Kielc, o poprawieniu bazy.

Siedmiu pozyskanych tego lata przez was piłkarzy wystąpiło w wygranym 4:2 meczu z Cracovią. To chyba nie jest tak źle z tymi transferami Korony?

W piłce pochopne oceny bywają błędne. Adnan Kovacević, nasz stoper, jest blisko powołania do kadry seniorów Bośni i Hercegowiny, po Ivana Jukicia sięgnie chorwacka młodzieżówka. Mamy dobre kontakty na Bałkanach, dlatego też pojawił się w Koronie Goran Cvijanović. Czterokrotny reprezentant Słowenii miał propozycje z Rosji i Kazachstanu, ale przekonaliśmy go do Korony i zobaczycie, że będzie błyszczał. A jak wyleczy się Nika Kaczarawa, to zostanie gwiazdą ekstraklasy. Dojście do niego zdobył trener Lettieri, który ma mnóstwo kontaktów w piłkarskim światku.

Elia Soriano to pana pomysł? Statystyk nie ma jednak powalających na kolana…

...wiemy, jak on gra, i w Koronie na pewno będzie miał okazję poprawić statystyki. Niebawem się zrobi duża rywalizacja, także w napadzie, a ja bym parę ciepłych słów chciał poświęcić Maćkowi Górskiemu. Haruje na boisku jak wół, oddaje serce, zamęcza obrońców i jego gole są kwestią czasu. Poczekajcie, dojdą do nas kontuzjowani zawodnicy, na przykład Michael Gardawski, w zespół wkomponują się nowi futboliści i kibice Korony będą mieć powody do dumy. Kolejny pozytyw – wreszcie w ekstraklasie gola strzelił Marcin Cebula, chłopak o dużych możliwościach, i wierzę, że trenerowi udało się do niego dotrzeć.

Nie obawia się pan, że w letnim okienku ktoś sięgnie po waszych środkowych pomocników – Mateusza Możdżenia i Jakuba Żubrowskiego?

Cena za Mateusza jest odpowiednio wysoka, Kuba też ma ważny kontrakt i nie ma wpisanej klauzuli o wysokości odstępnego. U Lettieriego obaj grają jeszcze efektywniej, mentalnie są mocniejsi i, nie oszukujmy się, tworzą jedną z najlepszych par środkowych pomocników w lidze.

Przed sezonem doszło do rozmowy fanów Korony z Lettierim?

Tak, też w niej uczestniczyłem. Młyn, czyli sektor najbardziej zagorzałych fanów na Koronie, to serce stadionu, bez nich widowiska piłkarskie byłyby nudne. Rozmawiamy z kibicami na różne tematy, traktujemy ich jak partnera i staramy się w wielu kwestiach pomagać. Jestem dumny, że Korona ma takich oddanych fanów.

Czyli nowy szkoleniowiec został już zaakceptowany?

Dla niego nie było łatwe zastąpić Bartoszka, który zajął piąte miejsce w ekstraklasie i uwielbiali go piłkarze. Relacje na linii trener – zawodnicy w pewnym momencie były już zbyt dobre. Po wnikliwych obserwacjach zespołu wyciągnąłem pewne wnioski. Na początku miałem wątpliwości, jak wprowadzano różne innowacje, ale piłkarze przekonali się do tego i miło się patrzy, z jakim zaangażowaniem pracują. Lettieri kładzie nacisk na grę na jeden kontakt, stawia na ofensywny i atrakcyjny futbol. Wiem, że przyjdą też porażki, ale widzę przyszłość tej ekipy bardzo optymistycznie. Korona może zagrać słabiej, nie wykorzystać rzutu karnego, ale zawsze będzie zaangażowanie na maksa.

Nie miał pan już w pewnym momencie ochoty podać się do dymisji?

Skoro czegoś się podjąłem, to nie po to, by się łatwo poddać. Krytykowano mnie od samego początku pobytu w Kielcach i musiałem cierpliwie czekać z odpowiedzią. Pewne osoby myślą, że prezes naciśnie guzik i od razu ma piłkarza, jakiego chce. Wszystko trzeba wypracować, wywalczyć i niemal codziennie udowadniać, że coś się sobą reprezentuje. Obejmując stanowisko prezesa, liczyłem się z krytyką, różnymi nagonkami. Byliśmy nowi, a jakoś wcześniej przez parę lat nie znalazł się nikt, kto przejąłby klub od miasta. Najłatwiej się narzeka, a mnie też rozliczą z wyników, proste.

Kibice obawiają się, że – tak jak w poprzednich latach – Korona i w tym sezonie zlekceważy Puchar Polski. Słusznie?

Byłem na finale Lech – Arka na Stadionie Narodowym i widziałem szaloną radość piłkarzy oraz fanów Arki, i wyobrażałem sobie na tym miejscu Koronę. Dlaczego w takim meczu nie miałaby zagrać Korona? To byłoby święto dla Kielc, podniosłoby prestiż klubu, miasta. Gino Lettieri nie jest minimalistą i poważnie podchodzi do każdych rozgrywek. Sam poznałem smak zdobycia Pucharu Polski. Trzeba wysoko mierzyć i już nie mogę się doczekać naszej pucharowej konfrontacji z Zagłębiem Sosnowiec.

Nadal optuje pan za ekstraklasą, w której grałoby 18 zespołów?

Nie przekonują mnie teksty typu, że skoro więcej zespołów, to mniej kasy do podziału dla każdego. Po to są działacze, by zdobywać sponsorów i pieniądze. Liga angielska dostaje z tytułu praw telewizyjnych 5 miliardów euro na sezon, niemiecka około 2,5 miliarda. Śmiesznie wygląda przy tym 40 milionów w Polsce. Owszem, nie możemy się porównywać do tych państw finansowo, ale nasz kraj to atrakcyjny obszar w każdym względzie. Cieszy mnie, że odeszliśmy od dzielenia punktów i wierzę, że kolejnym krokiem stanie się 18-zespołowa ekstraklasa, może już za dwa sezony.

Źródło artykułu: