Kiedyś reprezentacje Węgier czy Brazylii nie przejmowały się straconą bramką, bo wiedziały, że i tak uda im się stratę odrobić. Z czasem przyszła moda na żelazną obronę z wzorcowym włoskim catenaccio. Przyglądając się jednak tegorocznym wynikom, osiąganym przez zespoły wiodące prym w europejskiej piłce klubowej, doszedłem do wniosku, że zmasowany atak ponownie staje się popularną strategią piłkarską.
Uzasadnienia moich podejrzeń szukałem tylko i wyłącznie wśród wyników osiąganych przez kluby grające w obecnie najsilniejszych ligach świata – angielskiej i hiszpańskiej, jak i rezultatach tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Ostatnimi czasy właśnie zespoły z Anglii i Półwyspu Iberyjskiego rządzą i dzielą w klubowych mistrzostwach kontynentu, wyznaczając przy tym nowe standardy piłki kopanej. W ślad za ogromnymi pieniędzmi idą niesamowite wręcz widowiska sportowe, o których na lokalnym polskim podwórku można jedynie pomarzyć.
Hiszpański temperament
Najbardziej ofensywnie grającymi klubami w Primera Division po 30 kolejkach są: FC Barcelona (87 goli), Real Madryt (69 goli), Atletico Madryt (60 goli) i Valencia CF (55 goli). Średnia bramek strzelonych w jednej kolejce nie spadła w tym sezonie poniżej 20 (tyle strzelono w siódmej serii spotkań). Dla porównania rekordowymi osiągnięciami są odpowiednio: 44 gole w czternastej, 37 w osiemnastej i 35 w jedenastej kolejce. Najlepsi snajperzy Dumy Katalonii trafili do siatki rywala już 60 razy (Samuel Eto'o – 26, Lionel Messi – 19, Thierry Henry – 15), co daje niewyobrażalną dla chociażby polskiego kopacza średnią dwóch bramek na mecz!
W szeregach katalońskiego zespołu, oprócz niesamowicie skutecznego duetu francusko - kameruńskiego, spustoszenie w szeregach wroga sieją nie tylko pomocnicy, ale także obrońcy. Nie należą już do rzadkości wycieczki defensywy pod pole karne przeciwnika, co udowadniają Daniel Alves, Carles Puyol, czy Rafael Marquez; nie wspominając już o bardzo dobrej skuteczności obrońców podczas wykonywania stałych fragmentów gry. Spośród defensorów stołecznego Realu należałoby wymienić jednego z najlepszych na świecie prawych obrońców - Sergio Ramosa, jak i naturalizowanego Portugalczyka Pele, który w swoim dorobku ma dziesięć goli zdobytych dla byłego klubu FC Porto. W Primera Division strzelają defensywni pomocnicy, strzelają obrońcy, nie wspominając już niesamowicie skutecznych napastników. Nie dziwi więc fakt, iż coraz częściej rezultaty spotkań hiszpańskich drużyn kończą się wynikiem, którego spodziewano by się prędzej w... hokeju.
Poniżej zestawienie wybranych meczów Primera Division z ostatnich tygodni:
26. kolejka
Real Mallorca - Betis Sevilla 3:3 (0:2)
Deportivo La Coruna - Racing Santander 5:3 (1:2)
27. kolejka
Athletic Bilbao - Real Madryt 2:5 (2:2)
Espanyol Barcelona - Real Mallorca 3:3 (0:1)
Sporting Gijon - Deportivo La Coruna 3:2 (0:0)
Racing Santander - CD Numancia 5:0 (0:0)
Atletico Madryt - Villarreal CF 3:2 (0:1)
28. kolejka
Sevilla CF - Real Valladolid 4:1 (2:1)
FC Barcelona - Malaga CF 6:0 (4:0)
29. kolejka
Betis Sevilla - CD Numancia 3:3 (1:1)
Atletico Madryt - Osasuna Pampeluna 2:4 (1:2)
Valencia CF - Getafe CF 4:1 (2:0)
30. kolejka
Sporting Gijon - Valencia CF 2:3 (1:1)
Angielska finezja
Na Wyspach Brytyjskich jest podobnie. Od lat prym w lidze wiodą Manchester United, Liverpool FC, oraz stołeczne Chelsea i Arsenal. Patent na piłkarskie zabijanie rywala wynika przede wszystkim z niebotycznych możliwości finansowych wszystkich wymienionych potentatów, ale także piekielnie skutecznego połączenia żelaznej defensywy z ofensywą, do której garną się także częstokroć obrońcy. Nie dziwi więc fakt, że od pięciu lat w finale Ligi Mistrzów gra angielska drużyna. Na Wyspach sztukę kąsania flankami opanowano do perfekcji. W Manchesterze od lat świetnie radzi sobie dynamiczny i ofensywny Patrice Evra. Ostoją The Reds zaś są Martin Skrtel, Alvaro Arbeloa i Fabio Aurelio. Zwłaszcza ten ostatni zawodnik, mogący równie dobrze grać na pozycji pomocnika, lubi często brać udział w akcjach ofensywnych swojego zespołu lub zagrozić bramce strzałem z rzutu wolnego. W ostatnim meczu Ligi Mistrzów otworzył wynik spotkania, zaskakując bramkarza Chelsea - Petra Cecha.
W obecnym sezonie spośród czterech wymienionych wyżej drużyn, tylko Arsenal stracił już szanse na mistrzostwo kraju. W pełnej emocji rywalizacji najsilniejsze zespoły demolują rywali, aplikując im niemiłosiernie dużo bramek. W angielskiej Premiership średnia goli jest zadziwiająca, gdyż zazwyczaj w jednej kolejce spotkań zawodnicy strzelają ich ponad trzydzieści. Najbardziej ubogą w bramki kolejkę kibice angielscy mieli w listopadzie, gdy bramkarzy pokonywano jedynie piętnaście razy. Mimo żelaznej obrony angielskich drużyn, gole padają nadzwyczaj często, bo obrońcy co rusz fundują sobie wycieczki pod bramkę przeciwnika, zamiast wspierać swojego golkipera.
Poniżej zestawienie wybranych meczów Premiership z ostatnich tygodni:
29. kolejka
Manchester United - Liverpool FC 1:4 (1:2)
Arsenal London - Blackburn Rovers 4:0 (1:0)
30. kolejka
Newcastle United - Arsenal Londyn 1:3 (0:0)
Liverpool FC - Aston Villa 5:0 (0:0)
31. kolejka
Bolton Wanderers - Middlesbrough 4:1 (2:1)
Everton - Wigan Athletic 4:0 (1:0)
Manchester United - Aston Villa 3:2 (1:1)
32. kolejka
Liverpool FC - Blackburn Rovers 4:0 (2:0)
Chelsea Londyn - Bolton Wanderers 4:3 (1:0)
Wigan Athletic - Arsenal Londyn 1:4 (1:0)
Aston Villa - Everton 3:3 (1:2)
Magiczna Liga Mistrzów
Tegoroczna edycja Ligi Mistrzów również obfituje w mecze, w których pada grad goli. Do tej pory średnia strzelonych bramek na mecz wynosi aż 3,63, co należy uznać za świetny wynik, biorąc pod uwagę światową klasę występujących tam zespołów. Najbardziej nieprzyjemnym przeciwnikiem jest oczywiście FC Barcelona, która rozgromiła mistrza Szwajcarii, FC Basel (5:2), portugalski Sporting Lizbona (5:2), francuskiego hegemona Olympique Lyon (5:2), a ostatnio w ćwierćfinale rozgrywek Bayern Monachium (4:0). Bawarczycy zaś przed konfrontacją z ekipą z Camp Nou dwukrotnie roznieśli w pył wspomniany Sporting (5:0 i 7:1).
W konstruowaniu akcji bierze udział cały zespół Dumy Katalonii, łącznie z cofniętymi pomocnikami i obrońcami. W meczu ćwierćfinałowym Chelsea - Liverpool dwie branki strzelił obrońca Branislav Ivanović. W rewanżu zaś świetnym strzałem z rzutu wolnego popisał się wspomniany wyżej Aurelio, a dzięki Alexowi Chelsea zdołała wyrównać.
Można więc wyjść z założenia, że futbol totalny w wykonaniu zespołów z najwyższej półki coraz częściej kończy się krwawymi żniwami. Sęk w tym, że nawet w rywalizacji dwóch utytułowanych drużyn spotkanie kończy się bardzo wysokim wynikiem. Tak jak w rodzimych ligach, tak i w rywalizacji o prymat w Europie obrońcy i pomocnicy coraz częściej dostają przyzwolenie na bardzo ofensywną grę. W konsekwencji zespół atakujący taką hordą z łatwością strzela gole, narażając się tym samym na ryzyko kontrataku ze strony rywala.
Poniżej zestawienie wybranych meczów Ligi Mistrzów:
Chelsea Londyn - Girondins Bordeaux 4:0 (2:0)
FC Barcelona - Sporting Lizbona 3:1 (1:0)
Arsenal Londyn - FC Porto 4:0 (2:0)
FC Basel - FC Barcelona 0:5 (0:3)
Villarreal CF - Aab Aalborg 6:3 (2:2)
Steaua Bukareszt - Olympique Lyon 3:5 (3:2)
Fenerbahce Stambuł - Arsenal Londyn 2:5 (1:3)
Anorthosis Famagusta - Inter Mediolan 3:3 (2:2)
Szachtar Donieck - FC Basel 5:0 (1:0)
Sporting Lizboba - FC Barcelona 2:5 (0:2)
Sporting Lizbona - Bayern Monachium 0:5 (0:1)
Bayern Monachium - Sporting Lizbona 7:1 (4:1)
FC Barcelona - Olympique Lyon 5:2 (4:1)
Liverpool FC - Real Madryt 4:0 (2:0)
FC Barcelona - Bayern Monachium 4:0 (4:0)
Chelsea Londyn - Liverpool FC 4:4 (0:2)
Polska prowincja...
Rezultaty spotkań w Europie coraz bardziej przypominają rozgrywki o Puchar Stanleya. W Polsce zaś nadal goli jest jak na lekarstwo. Średnia bramek na mecz jest mizerna i wynosi 2,15. Są w ekstraklasie zespoły, których wszyscy napastnicy razem wzięci mogą poszczycić się strzeleniem... jednego gola. W tym przypadku mowa o, zmierzającym nieuchronnie do I ligi, Górniku Zabrze. Atak Cracovii i gliwickiego Piasta też jest godny pożałowania. Niby nie warto porównywać krajowych kopaczy do zawodników z lig zachodnich, bo ani talentem, ani nabytymi umiejętnościami nie dorastają im do pięt, jednak z drugiej strony ilość strzelanych goli w danej lidze może odzwierciedlać poziom prezentowany przez krajowych graczy. Aktualnie nam panująca narodowa reprezentacja Hiszpanii pogrywa w znacznej większości w wymienionych przeze mnie ligach angielskiej i hiszpańskiej. W Polsce zaś awans do przyszłorocznego mundialu oddala się piłkarzom nieuchronnie, kraj gnębi korupcja nieporównywalna nawet z tą administracyjną na Białorusi, a poziom rodzimej ligi woła o pomstę do nieba.
Ekscytujące mecze kończące się dziwacznie wysokimi wynikami zdarzają się coraz częściej. Z uporem maniaka będę twierdził, że jest to po prostu kwestia modnego w dzisiejszych czasach ofensywnego stylu gry, który charakteryzuje się składnym i przemyślanym atakiem większości zespołu. Taki zmasowany atak musi się jednak odbić na defensywie. Zjawisko to nie zostałoby przeze mnie zauważone, gdyby oczywiście miało miejsce w niższych ligach. Co innego zaś, gdy cztery, pięć, czy nawet więcej goli pada w meczu Ligi Mistrzów, nawet w ćwierćfinale! Polski kibic skazany jest jednak na oglądanie kanonady strzeleckiej jedynie w telewizji i bynajmniej nie chodzi tu o transmisje z ekstraklasy.