Złość ŁKS przerodzi się w radość

ŁKS na mecz z Lechem Poznań przyjechał po remis. Taki rezultat przed spotkaniem z pewnością w ciemno wzięliby wszyscy piłkarze łódzkiego zespołu. Podopiecznym Grzegorza Wesołowskiego udało zrealizować się cel, ale mają prawo odczuwać spory niedosyt, bowiem jeszcze kilkadziesiąt sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego prowadzili 1:0.

- Przyjechaliśmy po remis - przyznawali łodzianie. Po spotkaniu nie byli jednak zadowoleni ze zrealizowania celu, bowiem zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. ŁKS dał sobie wbić gola w 93. minucie, gdy Bartosz Bosacki po rzucie rożnym wpakował futbolówkę do bramki Bogusława Wyparły. Łodzianie mieli więc powody do złości. Zwycięstwo na boisku lidera ekstraklasy byłoby olbrzymią sensacją. - Zawodnicy ze złości rzucali w szatni butami i wodami mineralnymi - opowiada Grzegorz Wesołowski, trener ŁKS.

Mimo ogromnego pecha w końcówce, łodzianie wcześniej wielokrotnie mieli sporo szczęścia, bowiem Kolejorz miał mnóstwo sytuacji do zdobycia gola i mógł to spotkanie wygrać. - Jak opadną emocje, będziemy zadowoleni z remisu, bo Lech miał więcej sytuacji do zdobycia bramki - mówi Wyparło, który był bohaterem sobotniego meczu. Wtóruje mu Grzegorz Wesołowski: - Gdy minie trochę czasu, to po obejrzeniu powtórki meczu na pewno będziemy zadowoleni z tego punktu.

ŁKS po 24 kolejkach ma na swoim koncie 29 punktów. Gdyby wygrał z Lechem, byłby już właściwie pewny utrzymania. Mimo to oczko zdobyte z Kolejorzem, przy porażkach innych zespołów walczących o utrzymanie, jest bardzo cenne. - Mogliśmy mieć 31 punktów i byłby to koniec walki o utrzymanie z naszej strony. Teraz mamy 29 oczek, a ostatni w tabeli Górnik 22, więc musimy jeszcze walczyć - uważa Wesołowski.

Łodzianie są rewelacją rundy wiosennej. W ośmiu meczach (wliczając dwa rozegrane w grudniu) zdobyli aż szesnaście punktów, czyli o trzy więcej niż w całej rundzie jesiennej.

Komentarze (0)