Czytaj w "PN": Korespondencja z Izraela. Szukanie twarzy

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / PAP/EPA/ABIR SULTAN / Na zdjęciu: Jonathan Viera (z lewej) i Bebras Natcho (z prawej)
PAP/EPA / PAP/EPA/ABIR SULTAN / Na zdjęciu: Jonathan Viera (z lewej) i Bebras Natcho (z prawej)
zdjęcie autora artykułu

Gwizdy kibiców, kapitan reprezentacji rzucający opaską o ziemię i brak awansu do finałów mistrzostw świata od 1970 roku - drużyna narodowa Izraela od lat z jednego kryzysu wpada prosto w drugi.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Tel Awiwu Michał Czechowicz

Większość rozstrzygnięć grupy G eliminacji strefy Euro do przyszłorocznego mundialu w Rosji była znana już po wrześniowej serii spotkań. W perspektywie wyjazdowego spotkania z Włochami dla reprezentacji Izraela ważniejsze było pierwsze starcie w dwumeczu, z zespołem Macedonii. Porażka 0:1 (to było dopiero drugie zwycięstwo rywali w kwalifikacjach) pozbawiła reprezentację i tak już teoretycznych szans na baraż. Kolejne przegrane eliminacje to następne zawiedzione nadzieje i wyczekiwanie na zmiany. Obecny selekcjoner Elisza Lewi, nie licząc tymczasowych szkoleniowców, jest szóstym w XXI wieku.

[b]

Selekcjoner do zmiany[/b]

- Problemy wokół drużyny narodowej narastają od lat - tłumaczy izraelski dziennikarz portalu espnfc.com Michael Yohin. - Wszystko, co udało się w reprezentacji zbudować, legło w gruzach po nieudanych eliminacjach mistrzostw Europy we Francji w 2016 roku. W opinii wszystkich Izrael trafił do łatwej grupy: Bośnia i Hercegowina oraz Walia były rywalami w naszym zasięgu, nawet z Belgią mogliśmy powalczyć o punkty. Przy dwóch miejscach gwarantujących awans do finałów i trzecim dającym szansę gry w barażach apetyty na historyczny sukces były ogromne. Niestety ten, i to zdecydowanie za mały, przyszedł za wcześnie. Po zwycięstwie 3:0 z Bośnią i Hercegowiną wszyscy mówili, że pierwszy w historii awans na Euro jest realny, kibice wpadli w euforię, przez co późniejsze rozczarowanie było jeszcze większe… Do końca kwalifikacji drużyna straciła punkty we wszystkich najważniejszych meczach i piłkarze stali się kozłami ofiarnymi. Pesymizm jest ogromny, a reprezentacja dziś interesuje mało kogo.

Po wspomnianym meczu z Macedonią sytuacja jest jeszcze gorsza. Mecz rozgrywany w Hajfie skończył się skandalem z udziałem jednego z najważniejszych piłkarzy drużyny Izraela Erana Zahawiego. Kapitan reprezentacji po strzeleniu gola przez Gorana Pandewa i reakcji trybun na tę bramkę zdjął opaskę i cisnął o ziemię. Jak później tłumaczył: - W naszym kraju nie wiedzą, jak traktować najlepszych sportowców, więc wolę odjeść. To niewiarygodne, żeby kibice gwizdali na swój zespół. Tak nie dzieje się nigdzie na świecie. Nie mogę już tego wytrzymać.

Zahawi miał mówić w imieniu przynajmniej części drużyny. W dyskusji na forum publicznym na placu boju pozostał już sam, mając przeciwko sobie ministra sportu Miriego Regewa ("Zdeptał wartości, które staramy się przekazać kolejnym pokoleniom") i krajową federację, która wydała decyzję o zawieszeniu bohatera skandalu na rok. Zawodnik wybrany dwukrotnie na najlepszego piłkarza Izraela odpowiedział, że mało go to interesuje, bo w kadrze i tak już zamiaru zagrać nie ma, po czym oficjalnie zakończył reprezentacyjną karierę.

Mówi Yohin: - Kibice na początku meczu z Macedonią nie buczeli na hymn narodowy, jak pisano w części mediów na świecie. Buczeli na wszystkich piłkarzy, w tym rzeczywiście w szczególności na Zahawiego. W reprezentacji nigdy nie grał tak dobrze jak w klubie, szukano przyczyny w braku zaangażowania. Wiele osób go nienawidzi, to, jak się zachowuje, skutkuje tym, że był fatalnie oceniany jako kapitan reprezentacji.

(...)

Cały artykuł w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". 

ZOBACZ WIDEO Boniek o meczu z Brazylią. "Coś jest na rzeczy"

Źródło artykułu:
Komentarze (0)