O sprawie pisaliśmy kilkukrotnie w pierwszej połowie 2017 roku. Wówczas prezes PZPN Zbigniew Boniek oraz wiceprezes Andrzej Padewski zapowiadali walkę z przepisami utrudniającymi amatorskie uprawianie sportu. O co dokładnie chodzi?
Żaden zawodnik uprawiający sport w ramach sportowej federacji w Polsce nie ma prawa uczestniczyć w zawodach, meczach, a nawet treningach, bez ważnych badań przeprowadzonych przez lekarza medycyny sportowej bądź lekarza posiadającego certyfikat polskiego towarzystwa medycyny sportowej. Teoretycznie - słusznie! Gdzie jest więc problem?
Padewski tłumaczył to na łamach WP SportoweFakty w kwietniu. - W Polsce jest 276 lekarzy sportowych i aż 5 milionów zawodników-amatorów: piłkarzy, siatkarzy, piłkarzy ręcznych, lekkoatletów i tak dalej. Nie ma fizycznej możliwości, aby tak wąska grupa przebadała tak szeroką rzeszę ludzi - mówił nam wówczas wiceprezes PZPN i dodawał: - Co więcej: gdy dziecko od podstawówki aż po studia uprawia w szkole jakieś sporty, także pozalekcyjne, jeździ na zawody, to żadnych badań nikt od niego nie wymaga. Ten sam człowiek, gdy choćby raz w tygodniu pójdzie na trening do klubu, musi już mieć orzeczenie lekarskie. Przecież to jakiś totalny paradoks.
Bardzo podobnie jest zresztą z biegami amatorskimi. Gdy ktoś chce wystartować w maratonie, organizatorzy wymagają od takiej osoby jedynie podpisania oświadczenia, że nie ma przeciwwskazań do udziału w imprezie. Wcześniejsze badania - nawet u lekarza pierwszego kontaktu - nie są wymagane.
ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli, Zieliński blisko trafienia. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Sprawa ma też drugie dno. Teoretycznie bezpłatne badania przysługują każdemu do 23. roku życia. Teoretycznie, bo w praktyce limit narzucany przez NFZ na lekarzy jest tak niski, że błyskawicznie się wyczerpuje. Placówki prowadzące zapisy na bezpłatne badania specjalisty - szczególnie w dużych miastach - robią to z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Ten sam lekarz, ale już prywatnie, jest w stanie przyjąć pacjenta-zawodnika nawet tego samego dnia. Za 100 lub 150 złotych.
PZPN od dłuższego czasu walczy więc o zmianę przepisów, nie tylko na swoim podwórku, ale ogólnie - w całym sporcie amatorskim w ramach sportowych federacji. Piłkarska centrala dąży do tego, aby w przypadku sportu amatorskiego karty zdrowia zawodnicy mogli podbijać u lekarzy pierwszego kontaktu. W tym celu doszło już do kilku spotkań na linii PZPN - ministerstwo zdrowia. Szykowany jest projekt odpowiedniej regulacji. Kolejne spotkanie zaplanowano na połowę listopada. Sprawa jest już jednak bliżej końca niż początku.
Sportowcy-amatorzy będą więc mogli podbijać karty zdrowia u lekarzy pierwszego kontaktu. Co ważne, każdy związek sportowy z osobna ma określać, gdzie będzie się kończył sport amatorski, a zaczynał profesjonalny. W piłce nożnej do amatorskiego futbolu zaliczać się będą wszystkie drużyny występujące w ligach od czwartej włącznie w dół, czyli aż po klasę C i rozgrywki młodzieżowe. - W Polsce uprawiamy fikcję - mówił jeszcze niedawno o panującej sytuacji prezes Boniek. Wychodzi więc na to, że niedługo fikcja stanie się tylko historią.