Czytaj w "PN": Valencia znów wielka. Dzieło przerosło stwórcę

PAP/EPA / Jose Manuel Vidal / Na zdjęciu: piłkarze Valencia CF
PAP/EPA / Jose Manuel Vidal / Na zdjęciu: piłkarze Valencia CF

Po dwóch sezonach, kiedy drużyną z Estadio Mestalla zawiadywali szkoleniowcy wyciągnięci… wiadomo skąd, zespół przejął sprawdzony fachowiec, Marcelino, i Valencia od razu mocno usadowiła się w czołówce Primera Division.

Leszek Orłowski

Oczywiście, można głosić, że przecież doszli nowi piłkarze i to nie byle jacy, bo na przykład Geoffrey Kondogbia i Goncalo Guedes. Tyle że Gary Neville, Pako Ayestaran i Cesare Prandelli (trudno o nim powiedzieć, że został wyciągnięty z jakiegoś niebytu, natomiast powierzenie Włochowi hiszpańskiego zespołu to zawsze rzecz wysoce ryzykowna) także takich dostawali, lecz nie potrafili ich odpowiednio wykorzystać. Wszyscy szukali nieszablonowych rozwiązań taktycznych i personalnych, eksperymentowali, co chwila wpadali na złotą myśl, a zespół błąkał się w dole tabeli.

[b]

Elektryczni[/b]

Pomysł Marcelino na Valencię – system 1-4-4-2 na pierwszy rzut oka nie wydawał się ani lepszy, ani gorszy od poprzednich; z pewnością nie bił po oczach swą genialnością. Różni się jednak od nierzadko zwariowanych konceptów trzech poprzedników tym, że jest trafny. Bardzo szybko rozległ się charakterystyczny klik i okazało się, że wszystkie elementy do siebie pasują, każdy z piłkarzy komfortowo czuje się na wyznaczonej mu pozycji i z zaordynowanym zakresem obowiązków, maszyna jedzie, nie zgrzytając.

Po kilku tygodniach zaś do tego wszystkiego doszedł jeszcze entuzjazm często charakteryzujący zespoły przez długi czas pogrążone w kryzysie, którym nagle zaczyna wszystko wychodzić. Tak jak teraz jest w Valencii, było w Barcelonie na początku kadencji Pepa Guardioli, w Atletico, gdy zespół objął Diego Simeone, w Realu po kilku tygodniach pracy Zinedine’a Zidane’a. Piłkarzom Che gra sprawia przyjemność, czerpią radość z realizowania planu taktycznego trenera, gdyż przynosi im punkty. Dużo punktów.

Sam Marcelino, zwolniony rok temu z Villarrealu, gdy padł na niego cień podejrzenia, że odpuścił po przyjacielsku mecz walczącym o utrzymanie w lidze ziomkom ze Sportingu Gijon, jest zdumiony, że w Valencii wszystko stało się tak szybko, a gra zespołu już teraz wygląda tak dobrze. – Panuje w niej niemal doskonała równowaga, jakiej naprawdę nie można oczekiwać po dwóch miesiącach sezonu z nowym trenerem i tyloma nowymi piłkarzami. To, co dzieje się w Valencii, jest naprawdę ewenementem – powiedział po meczu z Sevillą. Valencia rozbiła 4:0 swego najgroźniejszego konkurenta do czwartego miejsca w tabeli (choć przy obecnej formie Atletico wcale nie musi być trzecie).

Można w ogóle odnieść wrażenie, że doskonałość dzieła zdumiewa nawet jego twórcę. W dodatku fascynuje ono i zachwyca wcale nie tym, czym, wedle jego planu, fascynować i zachwycać miało. Przecież obejmując drużynę, mówił, że priorytetem jest ułożenie gry defensywnej w ten sposób, by Che wreszcie nie byli bezbronni na boisku, nie tracili goli seriami, jak w ostatnich czasach. Finezja w ataku i bramkostrzelność miała przyjść później. Tymczasem o ile zespół wciąż traci sporo bramek, o tyle imponuje łatwością, z jaką sam je zdobywa. 25 goli w dziewięciu ligowych kolejkach to wynik, który od dawna nie przytrafił się ekipie z Estadio Mestalla. Tylko w sezonach 1943-44 i 1948-49 było ich więcej. W tej ostatniej kampanii za gole odpowiadał wspominany do dziś Elektryczny Atak w składzie: Epi, Amadeo, Mundo, Asensi i Gorostiza. Dzisiejsze asy do nich są właśnie porównywane. To dzięki dokonaniom napastników i skrzydłowych Valencia zgromadziła po 1/4 sezonu 21 punktów, czyli najwięcej odkąd za zwycięstwo przyznaje się trzy oczka, bijąc zespoły Rafy Beniteza (2003-04), Unaia Emery’ego (2008-09) i Nuno Espirito Santo (2013-14).

(...)

ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli, Zieliński blisko trafienia. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (0)