Widzew idzie na wojnę z PZPN! Mocne argumenty łódzkiego klubu!

Kilka dni temu do siedzimy łódzkiego Widzewa wpłynęło uzasadnienie wyroku Wydziału Dyscypliny, według którego pierwszoligowiec ma zostać zdegradowany o jedną klasę rozgrywkową. - Wraz z kancelarią prawną przygotowujemy odwołanie do wyższych instancji. Uważamy, że mamy bardzo mocne argumenty - zapewniał wiceprezes klubu Marcin Animucki. Poniżej prezentujemy asy, które zachowali w rękawie włodarze Widzewa!

- Jeśli chce się zbudować coś wielkiego, to koniecznie trzeba przestrzegać zasad. Po pierwsze, należy postępować mądrze, ugodowo, a także prowadzić wiele dyskusji i rozmów - rozpoczął przemówienie na konferencji prasowej większościowy akcjonariusz klubu, Sylwester Cacek. Ale z każdą chwilą i on, i jego współpracownicy byli bardziej konkretni i podawali coraz to mocniejsze argumenty na obronę Widzewa.

- Przede wszystkim, nie przyznaliśmy się do winy. To kłamstwo! Wykonaliśmy duży gest wobec Wydziały Dyscypliny, dobrowolnie poddając się karze. Przecież mogliśmy nic nie robić, bo i tak WD nie mógł nas ukarać. A kartą Widzewa próbowano rozegrać też walkę z innymi klubami - mówił Cacek.

- Przede wszystkim nie znamy powodów, dlaczego WD przeciągał decyzję w naszej sprawie tak długo. Niejednokrotnie podkreślaliśmy, że nie zgadzamy się na degradację, a druga strona mówiła, iż inne wyjście nie wchodzi w grę. Jakie były przyczyny odwlekania tego werdyktu, możemy się tylko domyślać - stwierdził większościowy udziałowiec. - Ale żaden też klub nie znalazł luk i nadużyć prawnych - dodał. A to, że takowe istnieją, po chwili przedstawiono.

Po pierwsze: - Wydział Dyscypliny jest upoważniony do podejmowania karania konkretnych osób - zawodników, sędziów, działaczy, ale nie klubów! Do tego potrzebuje bowiem uchwały Zarządu PZPN, a to nie miało miejsca - powiedział Amunicki.

Po drugie, jedynym formalnie powołanym członkiem WD był przewodniczący Michał Tomczak. - Nowe władze nie zostały powołane, a stare... odwołane - zgodnie stwierdzili w Widzewie.

Po trzecie - zdaniem działaczy łódzkiego klubu - nigdy nie zostało przeprowadzone postępowanie dowodowe. Z kolei Wojciech Szymański, który był jedyną osobą odpowiedzialną za korupcję, nie został przesłuchany. - A sygnalizował ku temu chęć! - dodali przedstawiciele klubu z Alei Piłsudskiego.

Po czwarte, sprawa korupcji w łódzkiej drużynie już uległa przedawnieniu! Tak przynajmniej wynika z prawa związkowego, w myśl którego przewinienia korupcyjne traciły ważność po dwóch latach. Oznacza to, iż pełne dwadzieścia cztery miesiące od ostatniego korupcyjnego incydentu w Widzewie minęły w maju 2007 roku, a owy przepis funkcjonował do października. - Ten przykład pokazuje, iż Widzew nie powinien być ukarany! - mówił Amunicki.

Wydaje się, że argumenty pierwszoligowca rzeczywiście są silne i wiarygodne, ale czy przyniosą zamierzony efekt? Czy łodzianie unikną degradacji? - Działania niektórych organów prawnych są jak fatamorgana - skwitował prezes klubu Bogusław Sosnowski.

Komentarze (0)