Śląsk - Arka: alarm we Wrocławiu. Twierdza znów padła

Śląsk Wrocław w obecnym sezonie seryjnie przegrywa na wyjazdach, a punkty zdobywa głównie na własnym boisku. Stadion Wrocław w niedzielne popołudnie przestał być szczęśliwy, a WKS uległ Arce Gdynia 1:2.

Michał Chaszczyn
Michał Chaszczyn
piłkarze Arki Gdynia Newspix / Tomasz Zasinski/058sport.pl / Na zdjęciu: piłkarze Arki Gdynia
Czy Śląsk Wrocław może już mówić o kompleksie Arki Gdynia? Od czasu powrotu żółto-niebieskich do Lotto Ekstraklasy WKS pokonał ją tylko raz. W obecnym sezonie podopieczni Leszka Ojrzyńskiego już dwukrotnie pognębili wrocławian. W chłodne niedzielne popołudnie chcieli uczynić to po raz kolejny - tym razem poza własnym stadionem.

Przerwa na mecze towarzyskie reprezentacji niespecjalnie pomogła Janowi Urbanowi. Kontuzja jednego z czołowych defensorów Śląska czyli Dorde Cotry zmusiła do wystawienia na jego pozycji nieogranego Augusto. 30-letni Portugalczyk wystąpił w bieżących rozgrywkach ledwie dwa razy i w ostatnich miesiącach był praktycznie przyspawany do ławki rezerwowych.

Zaskoczył także szkoleniowiec gości, który desygnował do gry Szymona Nowickiego, Rubena Jurado i Grzegorza Piesio. Na ławce rezerwowych zasiadł Tadeusz Socha, a także najlepszy strzelec Arki - Rafał Siemaszko. Podczas przedmeczowej rozgrzewki kontuzji doznał także Yannick Kakoko, toteż w ostatniej chwili na jego miejsce wskoczył Mateusz Szwoch.

Zawodnicy grający w naszej rodzimej lidze niespecjalnie rozpieszczają widzów zgromadzonych na stadionach w 16. rundzie gier. Podobnie było we Wrocławiu. Przez pierwszy kwadrans nie wydarzyło się absolutnie nic ciekawego. Celny strzał? Skądże znowu. A może udany drybling? Nic z tych rzeczy. Mieliśmy za to prawdziwy festiwal niedokładności i bezradności.

ZOBACZ WIDEO Dublet Roberta Lewandowskiego - zobacz skrót meczu Bayern Monachium - FC Augsburg [ZDJĘCIA ELEVEN]

W 21. minucie groźniej zaatakowała Arka. Dośrodkowanie w pole karne z prawej strony mógł zamienić na bramkę Jurado, lecz w ostatniej chwili został zablokowany. Śląsk również był bliski celu. Na drodze dobrego uderzenia głową Piotra Celebana stanął Pavels Steinbors. W zasadzie w pierwszej połowie ciekawie wyglądały starcia Jakuba Koseckiego z 18-letnim Nowickim. Skrzydłowy Śląska zaprezentował się w nowej fryzurze a la Robert Lewandowski, lecz w przeciwieństwie do napastnika Bayernu Monachium, jego występ należy ocenić negatywnie.

Wraz z końcem pierwszej części meczu zaatakowali gospodarze. Najpierw udane wejście w szesnastkę zanotował Robert Pich, który silnym kropnięciem zmusił łotewskiego golkipera żółto-niebieskich do interwencji. Trzy rzuty rożne z rzędu nie przyniosły jednak bramki dla WKS-u. Kiepskie wykonywanie stałych fragmentów gry mogło zemścić się zaledwie kilkanaście sekund później. Sam na sam z Wrąblem stanął Mateusz Szwoch, lecz do szczęścia zabrakło milimetrów.

Gdy rósł impet Śląska, bramkę zdobyła Arka. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego pokazali, że rzuty rożne jednak można skutecznie wykorzystać. Fatalne krycie Igorsa Tarasovsa wykorzystał Antoni Łukasiewicz, który wpakował swojej byłej drużynie bramkę głową. To była ostatnia akcja niezbyt żwawych premierowych czterdziestu pięciu minut.

Druga połowa zaczęła się dla gości równie wspaniale jak skończyła pierwsza. W 52. minucie żółto-niebiescy ponownie wykonywali rzut wolny z lewego sektora boiska. Siergiej Kriwiec pokazał, że wciąż ma świetnie ułożoną nogę i drugi raz dośrodkował idealnie. Tym razem szczęśliwym strzelcem okazał się Damian Zbozień.

Problemem wrocławian nie były jedynie tracone seriami bramki, ale przede wszystkim brak jakiegokolwiek pomysłu na ich zdobywanie. Przez wiele minut zawodnicy w zielonych strojach snuli się po boisku bez celu, a gdy tylko znajdowali się w pobliżu pola karnego Arki, błyskawicznie pozbywali się piłki w niewytłumaczalny sposób.

Pośrodku tego marazmu nadzieję w serca zmarzniętych widzów wlał Arkadiusz Piech . Uczynił to w sposób iście spektakularny - jego gol z przewrotki z pewnością znajdzie się na pierwszym miejscu w rankingu bramek listopada. Chwilę później Stadion Wrocław oszalał z radości. Wyrównującą bramkę zdobył Marcin Robak, lecz chorągiewka asystenta poszybowała w górę i goście wciąż mogli cieszyć się z prowadzenia.

W 77. minucie Rafał Siemaszko powinien zdobyć gola na 3:1. Gospodarze źle wyprowadzili piłkę ze strefy obronnej, a napastnik Arki znalazł się sam przed bramką. Takie sytuacje bywają jednak dość trudne dla naszych ligowców i podobnie było z atakującym Arki.

Po chwili podobny scenariusz zakończył się czerwoną kartką dla Augusto, który sfaulował na 20 metrze Patryka Kuna. Szwoch nie zdołał jednak zamienić rzutu wolnego na gola. Zdziesiątkowani gospodarze nie potrafili odpowiedzieć zawodnikom z Gdyni, a sami narażali się na groźne kontry. Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Marcin Robak, lecz znów znalazł się na pozycji spalonej.

Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 1:2 (0:1)

0:1 - Antoni Łukasiewicz 45'
0:2 - Damian Zbozień 52'
1:2 - Arkadiusz Piech 66'


Śląsk: Jakub Wrąbel - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban (K), Igors Tarasovs, Augusto - Michał Chrapek (76' Łukasz Madej), Kamil Vacek (62' Sito Riera), Jakub Kosecki, Robert Pich - Arkadiusz Piech, Marcin Robak

Arka: Pavel Steinbors - Frederik Helstrup, Damian Zbozień, Michał Marcjanik, Adam Marciniak - Antoni Łukasiewicz (K), Siergiej Kriwiec, Szymon Nowicki (46' Patryk Kun), Yannick Kakoko, Grzegorz Piesio (89' Tadeusz Socha) - Ruben Jurado (70' Rafał Siemaszko)

Żółte kartki: Kamil Vacek (Śląsk Wrocław), Szymon Nowicki, Grzegorz Piesio (Arka Gdynia)

Czerwone kartki: Augusto (Śląsk Wrocław)

Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom)

Czy Jan Urban pożegna się z posadą trenera Śląska Wrocław?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×