Dominik Midak: Arka zamiast samochodów

Newspix / Piotr Matusewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Dominik Midak, właściciel Arki Gdynia
Newspix / Piotr Matusewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Dominik Midak, właściciel Arki Gdynia

- Męczy mnie już temat mojego wieku - przyznaje Dominik Midak, zaledwie 20-letni właściciel grającej w Lotto Ekstraklasie Arki Gdynia. Tak młody szef klubu to ewenement na skalę światową.

[b]

Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Nie słyszał pan, że na piłce nie da się zarobić, w szczególności na polskim klubie?
[/b]

Dominik Midak, właściciel Arki Gdynia: Słyszałem. Trochę się z tym jednak nie zgadzam. Wszystko jest kwestią zarządzania i rozsądnego zaplanowania budżetu. Arka jest tego dobrym przykładem. Klub nie żyje ponad stan, nie przynosi strat. A to już jest bardzo dobry początek, żeby w przyszłości zaczął zarabiać. Choćby na transferach. Nie po to, abym ja te pieniądze schował do kieszeni, ale aby pozwalały na inwestycje, rozwój.

[b]

Przed podjęciem decyzji o kupnie Arki zasięgał pan opinii ludzi, którzy kiedyś wchodzili w piłkarski biznes lub wciąż w nim są?
[/b]
Przyjacielem mojej rodziny od lat jest Piotrek Włodarczyk [były piłkarz m.in. Legii Warszawa]. Znamy się ponad 10 lat. W temacie piłki nożnej jego zdanie było dla mnie ważne. Sporo razem przeszliśmy. Kiedy grałem w piłkę, przyjeżdżał na moje mecze, podpowiadał, doradzał. W momencie, w którym pojawiła się możliwość zakupu większościowego pakietu akcji Arki, analizowaliśmy sytuację finansową klubu…

…zaraz, Włodarczyk pomógł panu podjąć decyzję o biznesowym zaangażowaniu się w Arkę?

Nie dał mi pan dokończyć. Analizowaliśmy wejście w projekt pod kątem finansowym wspólnie z moim ojcem, który ma duże osiągnięcia w biznesie. W tym względzie tata bardzo mi pomógł, doradził, wskazał zagrożenia. Z kolei na zdaniu Piotrka polegałem, jeśli chodzi o stronę czysto sportową.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Dariusz Tuzimek: Skończy się ta generacja, a potem będzie mokry dół

To ile kosztowała pana Arka?

Nie mogę tego ujawnić. W umowie kupna akcji znalazła się klauzula poufności.

Nie wolał pan sprawić sobie dobrego samochodu, jak większość 20-latków, niż pakować się w klub piłkarski?

Doprecyzuję, kilku porządnych samochodów… Nie wolałem. Decyzja o zakupie Arki była gruntownie przemyślana. Klub jest dobrze zarządzany, zarabia na siebie. To nie jest też tak, że ja podchodzę do Arki wyłącznie na zasadach czysto biznesowych. Nie myślę o klubie w kategoriach moich dochodów. To pasja, bycie częścią świata piłki, spełnienie marzeń. Bo odkąd pamiętam, chciałem zarządzać klubem na poziomie Ekstraklasy. Od siódmego roku życia grałem w piłkę, choć ze świadomością, że zawodowcem nie będę, przez rodzinę szykowany byłem do innej roli.

Czyli Arka to nie jest zabawka, którą tata kupił synkowi?

Nie, i nie jest to też gra w "Football Managera" w realnym świecie. Wiem, że takie komentarze pojawiały się po tym, jak zostałem większościowym udziałowcem Arki. I ja to nawet rozumiem. Nie jest to częsta sytuacja, że osoba w moim wieku zostaje właścicielem klubu. Mało tego, w wielu przypadkach pewnie takie obawy byłyby uzasadnione. Ja nie przejąłem Arki dla zabawy. Nie chcę chwilę na nią popatrzeć z bliska i zostawić. A świadczy choćby o tym fakt, że transakcję przeprowadziliśmy przy użyciu prywatnych pieniędzy, co dowodzi, iż podchodzę do tematu bardzo poważnie.

Wiem, że to jest wielka odpowiedzialność przede wszystkim względem mieszkańców Gdyni. Przecież Arka jest częścią ich życia. Widzę też, że niektórzy ludzie ze środowiska piłkarskiego podchodzą do mnie z rezerwą. Tylko jednak do momentu zamienienia pierwszych zdań. Później fakt, że jestem 20-latkiem, schodzi na drugi plan. Inna sprawa, że już mnie temat mojego wieku nieco męczy. Na początku to rozumiałem, ludzie powinni się jednak do tego zdążyć przyzwyczaić.

Dlaczego zdecydował się pan wejść akurat w Arkę?

Nie będę ściemniał – nie byłem kibicem Arki od kołyski. Urodziłem się w Warszawie, nigdy wcześniej w kategoriach biznesowych o tym klubie nie myślałem. Gdy jednak nadarzyła się możliwość kupna akcji Arki, po dokładnym sprawdzeniu tematu uznałem, że jest to stabilna inwestycja. Klubowi bardzo pomaga miasto Gdynia, bez tego wsparcia Arka nie mogłaby funkcjonować na obecnym poziomie. Mamy nowoczesny stadion i rzeszę kibiców, moim zdaniem najlepszych w Polsce. Biorąc to wszystko pod uwagę, plus historię Arki, nie mogłem nie spróbować. A dziś, kilka miesięcy po zakupie, wiem, że podjąłem bardzo dobrą decyzję. Strasznie zaangażowałem się w ten projekt. Wręcz nie wyobrażam sobie teraz, abym mógł zainwestować w jakikolwiek inny klub.

Mówi pan, że miasto mocno wspiera Arkę pod względem finansowym, tyle że było zaskoczone, kiedy pan nagle w niej się pojawił. Transakcja odbyła się za plecami miasta.

Gdynia nie jest udziałowcem klubu, nie posiada akcji. Odbyłem spotkanie z prezydentem miasta Wojciechem Szczurkiem. Zapewniłem, że Arka ma stabilny akcjonariat, trafiła w pewne ręce, że chcę ją rozwijać. Sytuacja jest więc spokojna.

Niedługo po tym, jak przejął pan klub, mniejszościowy pakiet akcji trafił do Gerosan Company Limited. Szybko pan te akcje odkupił, o co chodziło?

Wolę patrzeć w przyszłość, niż grzebać w przeszłości. Na pewno jednak moim celem jest dbanie o bezpieczeństwo Arki pod kątem biznesowym, ale też wizerunkowym. Dlatego dokupiłem wspomniany pakiet akcji, żeby akcjonariat był stabilny.

Klubem zarządza prezes Wojciech Pertkiewicz, jaka jest pana rola?

W sytuacjach, kiedy jest to konieczne, mówię, co uważam. W pozostałych – staję z boku, przyglądam się funkcjonowaniu Arki, zbieram doświadczenie i wiedzę. Chcę się czegoś nauczyć, przecież wszystkiego o tym biznesie jeszcze nie wiem.

Żeby za jakiś czas samemu poprowadzić klub?

Nie chcę sugerować zwolnienia prezesa (śmiech). Działamy spokojnie. Każda ważniejsza decyzja przechodzi przeze mnie, często rozmawiam z Wojtkiem. O decyzjach związanych z zatrudnianiem piłkarzy także. To normalne.

Nie ma pan obawy, że ktoś - nie mówię, że z Arki - będzie chciał wykorzystać fakt, że w piłce nie ma pan dużego doświadczenia?

Muszę się z tym liczyć, nie mam wątpliwości. Ludzi skłonnych do tego, żeby oskubać na parę złotych niedoświadczonego, młodego człowieka, nie brakuje. Dlatego zawsze jestem maksymalnie rozważny. Nie podejmuję decyzji pochopnie, bardzo ważna jest tu pomoc "Włodara", który doskonale wie, jak poruszać się w środowisku piłkarskim.

Jak często konsultuje pan decyzje dotyczące funkcjonowania Arki z ojcem, który ma dużo większe doświadczenie w biznesie?

Tata ma 66 lat, więc swoje widział i przeżył. Jednak nie ingeruje w bieżące sprawy klubu, chyba że poproszę go o pomoc. Jeśli jakiś temat chciałbym omówić, choćby pod kątem zagrożeń z zewnątrz, o których pan wspominał, wtedy mogę się do niego zwrócić. Bo wiem, że podpowiedzi taty są trafne.

Krótko - w praktyce właścicielem Arki jest Włodzimierz Midak czy Dominik Midak?

Ja. Dopóki sam nie poproszę o wsparcie, ojciec szanuje moją niezależność. Choć klubem się interesuje, ostatnio zaczął oglądać mecze Arki.

To jaką ma pan wizję drużyny, jak pan chce ją rozwijać?

Chciałbym stworzyć klub, do którego piłkarze będą przychodzić ze świadomością, że staną się w nim lepsi. I oczywiście widzę Arkę w roli czołowego polskiego klubu, choć nie jutro i nie pojutrze, ale za kilka lat. Od czegoś jednak trzeba zacząć. Po zakończeniu rundy, w grudniu, spotkam się z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim. Porozmawiamy o stylu gry zespołu. Zależy mi na tym, żeby Arka w przyszłości prezentowała futbol bardziej atrakcyjny. Dziś gramy piłkę opartą o walkę, i to jest OK, natomiast jeśli chcemy pójść dalej, rozwijać się, przede wszystkim budować zawodników, musimy być bardziej kreatywni na boisku.

Ciężko znaleźć trenera, który nie chciałby, aby zespół grał atrakcyjnie. Wszystko zależy od materiału piłkarskiego, którym dysponuje.

Pełna zgoda. I proszę nie odbierać moich słów jako niezadowolenia z pracy trenera Ojrzyńskiego. Jest dokładnie odwrotnie. Chciałbym natomiast przedyskutować ze szkoleniowcem kroki, które powinniśmy podjąć, aby zmienić grę Arki. Poznać zdanie trenera, zasięgnąć opinii.

Czyli można zakładać, że zimą dojdzie do zmian w drużynie i że znajdą się na nie pieniądze? Ładny futbol kosztuje więcej.

Na pewno potrzebujemy większej jakości w zespole. Pewne kroki podejmiemy. Mamy na oku kilku zawodników, z którymi prowadzimy rozmowy. Jeden gra na Zachodzie, jeden na Wschodzie. I z końcem grudnia kończą się im kontrakty. Już potrafią dobrze grać w piłkę, ale mogą jeszcze lepiej, a przy tym są młodzi. Chciałbym, żeby metamorfozę z zawodnika dobrego na bardzo dobrego przeszli w Arce.

Jest pan gotowy pokryć koszty transferu zawodnika z własnej kieszeni?

Po pierwsze, Arka dzięki temu, że jest mądrze zarządzana, ma środki na rozwój, a więc też na ewentualne gotówkowe transfery. Po drugie, oprócz Arki prowadzę jeszcze inne biznesy, jeśli zaczną przynosić duże pieniądze, nie będę widział problemu w tym, żeby dołożyć trochę grosza do klubowej kasy. Czyli na przykład sfinansować transfer zawodnika, podczas gdy klub pokrywałby tylko koszty kontraktu.

Jeśli Arka zimą chce zatrudniać piłkarzy, to będzie też zwalniać?

W kadrze mamy 28 zawodników. Za dużo. Są to piłkarze na mniej więcej równym poziomie, więc dochodzi do sytuacji, że dany zawodnik gra mecz, by w kolejnym nawet nie znaleźć się na ławce rezerwowych. To na pewno nie pomaga graczom w utrzymaniu rytmu. A przecież koszt dla klubu jest niemal taki sam. Dlatego zimą kilku piłkarzy z Arki prawdopodobnie odejdzie. Bo dziś mamy sytuację, w której na trybunach siedzi kilku graczy, których roczne utrzymanie łącznie kosztuje około miliona złotych. No to ja wolę, żeby te pieniądze poszły na inny cel, który przyniesie Arce korzyść.

A co ze szkoleniem młodzieży, bo o tym na razie pan nie wspomniał?

Zbudowanie akademii z prawdziwego zdarzenia też jest naszym celem. Nie jest to jednak ani łatwe, ani tanie. Przede wszystkim musimy mieć teren. I na ten temat toczą się rozmowy z miastem. Kiedy już temat działki pod budowę się uda, mam nadzieję pomyślnie, zamknąć, wtedy na pewno warto pochylić się nad programem Ministerstwa Sportu i Turystyki dotyczącym inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu. Na jego podstawie można uzyskać refinansowanie nawet 50 procent środków kwalifikowanych. Oczywiście po spełnieniu odpowiednich wymogów, na przykład związanych z kwestią własności gruntu. Zatem chciałbym, aby Arka szkoliła młodych zawodników, którzy będą zasilali pierwszy zespół, a przy tym w drużynie docelowej będą mogli przyjemnie dla oka pograć w piłkę, zrobić kolejny krok w karierze. I pomóc Arce w osiągnięciu celów sportowych, po czym za odpowiednią cenę odejść.Co z kolei wspomoże dalszy rozwój klubu.

Wizję ma pan rozsądną, ale jak to wszystko sfinansować?

Choćby przez pozyskanie partnerów biznesowych. Odbyłem już kilka spotkań w tym temacie. Jest wstępne zainteresowanie.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zwłaszcza że Trójmiasto to nie tylko Arka, ale też Lechia Gdańsk, co z kolei sprawia, że o pozyskanie sponsorów oba kluby nie mają łatwo.

Faktycznie jest tak, że jeśli my mamy dużego partnera, to on już raczej nie zwiąże się z Lechią i odwrotnie. Pieniądze nie skupiają się w jednym klubie. Natomiast nie jest to aż tak uciążliwie, jak może się wydawać. Moja głowa w tym, aby partnerów przekonać do Arki. Inna sprawa, że rywalizacja z Lechią napędza nasz rozwój. Arka chce być lepsza od Lechii, a Lechia od Arki. Trzeba więc działać, wymyślać nowe sposoby czy to pozyskiwania pieniędzy z rynku reklamowego, czy też podnosić jakość na boisku.

A propos pozyskiwania pieniędzy. Właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski uważa, że podział pieniędzy z praw telewizyjnych do Ekstraklasy powinien ulec zmianie, że jego klub, jako najbardziej medialny, powinien otrzymywać więcej. Co na to właściciel Arki Gdynia?

Na chwilę obecną to bardziej wizja pana Mioduskiego, żadne konkrety na forum wszystkich klubów Ekstraklasy nie były jeszcze omawiane. Dopiero w momencie ich przedstawienia będzie można ten temat rozważyć. Jeśli natomiast faktycznie doszłoby do rozmowy nad pomysłem właściciela Legii na podział środków z telewizji, jako właściciel Arki absolutnie nie mogę się na to zgodzić. Nie pomoże to bowiem w rozwoju wszystkich klubów w lidze. A Ekstraklasa nie składa się przecież tylko z Legii i drugiego klubu, który wyszedłby na tym najlepiej, czyli Lecha Poznań. I myślę, że prezesi pozostałych klubów również nie wyrażą zgody na taką propozycję.

Źródło artykułu: