O porażce Arki Gdynia zdecydowało przyspieszenie Wisły Płock od 22. minuty do końca pierwszej połowy. W tym czasie Nafciarze stworzyli cztery sytuacje podbramkowe, a wykorzystali dwie z nich. Zdobytego w tym fragmencie meczu prowadzenia 2:0 przypilnowali bez problemu do końca.
- Na początku czuliśmy się dobrze na boisku, nasza gra była poukładana. Piłka nożna pokazała nagle swoje "piękno" i jedna udana akcja natchnęła Wisłę. Z nas natomiast zeszło powietrze, a wkradła się nerwowość - mówi Damian Zbozień, obrońca Arki Gdynia.
Przy wspomnianej akcji bramkowej Wisły można zapisać podwójną asystę Arkowcom. Grzegorz Piesio główkował we własne pole karne. Tam powinien chwycić futbolówkę Pavels Steinbors, tyle że zabrakło mu zdecydowania i komunikacji z obrońcą. Z prezentu skorzystał Jose Kante. Napastnik sprzątnął piłkę sprzed nosa golkipera i skierował do opuszczonej bramki.
- Nie zdjęliśmy czapek świętego Mikołaja. Przy obu golach daliśmy Wiśle mega prezent. Zresztą na tym się nie skończyło, ponieważ sprokurowaliśmy jeszcze rzut karny. Zrobiliśmy w jednej połowie błędy jakich wcześniej było niewiele. Pomogliśmy rywalom wejść w mecz, który rozpoczęliśmy lepiej - wspomina Leszek Ojrzyński, trener Arki.
ZOBACZ WIDEO: Kolejna pomyłka sędziego, Barcelona traci punkty. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Mecz nam nie wyszedł i trzeba zmierzyć się z tym. Ostatnio było wesoło, a teraz jest smutno. Takie jest życie. Czekamy na następne spotkania, których zagramy jeszcze trzy. U niektórych zawodników widziałem spadek energii i będziemy to analizować. Dobrze, że do następnego spotkania będzie tydzień przygotowań. Oby zdrowie nam dopisywało i jakoś musimy dać sobie radę - dodaje Ojrzyński.
Arka Gdynia straciła szansę, żeby zadomowić się w górnej połowie tabeli Lotto Ekstraklasy. Będzie musiała jeszcze powalczyć, żeby zimować na miejscu premiowanym awansem do grupy mistrzowskiej. Nad pokonanymi płocczanami pozostały Arce dwa punkty przewagi.
- Mieliśmy już takie mecze w przeszłości i podnosiliśmy się po nich. Tak będzie i tym razem. Raz na jakiś czas musimy dać d..., ale wierzę w tę drużynę i w to, że po tygodniu ciężkiej pracy wrócimy na właściwe tory. Znamy swoją wartość i nie poddamy się. Do końca roku zostały jeszcze mecze i będzie w nich dobrze - zapewnia Zbozień.
Następny mecz Arka zagra na trudnym terenie Korony Kielce.