Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Inaczej pracuje się z obrońcą, a inaczej z rozgrywającym?
Paweł Frelik, trener mentalny: Tak, nasza praca idzie w kierunku wąskiej specjalizacji. Przykład rozgrywającego jest dobry. To zawodnik myślący na boisku w sposób wielowątkowy. Ale też poza nim. Są więc plusy, ale też minusy. Jeśli ma dobry moment w sezonie, to myślenie ułatwia mu funkcjonowanie. Gdy jednak mu nie idzie w karierze, to analizowanie zaczyna być ciężarem. Ma zbyt wiele pomysłów na sekundę.
I co wtedy się robi?
Fotografuje sposób myślenia.
Robi diagnozę?
Nie używam tego słowa, nie jestem lekarzem. Musisz odtworzyć obecny styl myślenia. Jeśli zawodnik ma trzy, pięć, czy siedem pomysłów, to musi w procedurze meczowej ustalić jeden cel. Np. pierwsza myśl - uderzam, pierwsza myśl - podaję. Najprostsze myślenie jest najtrudniejsze.
Ale czy będąc pod presją, nie podejmujemy automatycznych, wyuczonych rozwiązań?
Tak możemy sobie powiedzieć siedząc tutaj przy herbacie. W dzisiejszych czasach dociera tyle bodźców, informacji, zwłaszcza dotyczących taktyki, że sytuacja wymaga innego podejścia niż 10-15 lat temu. Dzisiaj są już analitycy w ekstraklasie, I lidze. Jest znacznie więcej precyzyjnych informacji.
Ludzie jako automaty?
Czasem. Przykład sprzed tygodnia. Zawodnik z czołowego klubu ekstraklasy powiedział, że za bardzo chciał realizować założenia taktyczne i nie mógł prowadzić swojej gry. Za bardzo skupiał się na oczekiwaniach trenera, nie zostało mu miejsca na swoje decyzje, swobodę, swój sposób myślenia.
I gdzie jest rola trenera mentalnego?
Choćby w uświadomieniu zawodnika, że istnieją proporcje. Na przykład - 60 procent to realizacja założeń taktycznych, a 40 procent to własna gra.
To ingerencja w pracę trenera.
Nie, w ogóle. Moja intencja jest taka, żeby pomóc zawodnikowi, a więc i trenerowi. Pracuję z korzyścią dla niego.
Piłkarz nie może poradzić sobie sam?
Każdy zawodnik wypracowuje sobie pewien schemat myślenia, chce doprowadzić do tego, by jego rozwiązania intuicyjne były dobre. Na to zwykle trzeba czasu. I tu pojawia się problem, bo w sporcie czasu nie ma. A więc moja rola polega na tym, by poprzez rozmowy z taką osobą jak ja, która ma 5 tysięcy sesji spędzonych na rozmowach w cztery oczy z piłkarzami - wykorzystać doświadczenia i metody, nie wyważać otwartych drzwi. Wierzę w inteligencję emocjonalną piłkarzy, ich mądrość życiową. Oni sami mogą dojść do pewnych wniosków, natomiast kariera piłkarska to szybkie decyzje. Dziś zawodnik jest blisko kadry, a dwa lata później na poziomie drugiej ligi.
Takim zawodnikiem, który był bliski tego, by na zawsze zostać przeciętniakiem, mam wrażenie, był Kamil Grosicki.
Przede wszystkim Kamil miał olbrzymią chęć zmian. Po drugie, był konsekwentny. Po trzecie, pracował i dalej pracuje regularnie. Co jest tu bardzo ważne - miał pokorę. Tu następuje paradoks. Z jednej strony piłkarz musi mieć bardzo duże poczucie własnej wartości, z drugiej pokorę. Bo to ego podpowiada: "Poradzę sobie, nie potrzebuję pomocy". Mija pół sezonu, sezon i jego sytuacja nie ulega zmianie. Kariera pikuje w dół. Odezwałem się niedawno do piłkarza, którego znam od lat, a którego sytuacja jest coraz gorsza. Odpisał: "U mnie wszystko w porządku". I tego nie rozumiem. A Kamil to miał i ma, że jeśli widzi, że coś jest nie tak, nie unosi się dumą tylko pracuje.
Chyba innym świetnym przypadkiem "powrotu do kariery" jest Jakub Świerczok, który przepracował w ciągu roku wiele godzin z różnymi specjalistami, w tym psychologiem sportu. Zresztą w ogóle widzę piłkarzy jak Łukasz Madej, Sebastian Mila, którzy rzutem na taśmę nadrabiają stracony czas pod koniec kariery.
Często spotykam się z takim podejściem: jestem już za stary, nie ma sensu i tak dalej. Podobnie było z Kamilem Grosickim. Miał 26 lat i myślał, że jest już bliżej końca, że został mu jeden dobry kontrakt do podpisania przy odrobinie szczęścia. A okazuje się, że to był tak naprawdę nowy początek. Przeżywa teraz drugą młodość, a przecież nie jest powiedziane, że nie może być lepszy.
Jak wyglądała fotografia jego problemów?
Kamil był nazywany jeźdźcem bez głowy, bo miał zbyt wiele myśli, za dużo analizował. A powinien być kimś w rodzaju pracownika fizycznego, który wychodzi i robi swoje.
A więc paradoks - im więcej myślisz, tym bardziej bezmyślnie grasz.
Tak właśnie jest. To powiedział Diego Simeone przed jednym z meczów z Realem: "Jeśli moi zawodnicy nie będą myśleć, wygramy ten mecz". Zawodnik ma myśleć, ale wąsko. Kamil myślał zbyt szeroko. Trzeba było uświadomić go, że myślenie na niektóre tematy nie ma sensu, jest bezproduktywne. I w głowie trzeba zrobić więcej miejsca na kilka myśli. Trzeba je zapisać w telefonie, na kartce, wracać do nich, przekonać się do nich, uwierzyć. A potem, gdy znajdziesz się w odpowiedniej sytuacji na boisku, po prostu strzelasz.
Prosto brzmi.
I tak ma być. Osoba z zewnątrz zwiększa szansę na to, że to proste myślenie będzie pojawiało się na boisku. Jak Kamil strzelił bramkę z Middlesbrough zza pola karnego, pogratulowałem mu nie tyle pięknej bramki co decyzji. Powiedział po meczu, że tydzień wcześniej miał identyczną sytuację, ale uderzył na wysokości 30. metra.
Ponieważ?
Nie był zdecydowany. Kolejna sprawa to bycie głodnym na boisku. Piłkarzowi wydaje się, że jest głodny, ale to tylko pozory. Podchodzi do meczu i ma 7-8 celów. Gra w ostatnich meczach, jest zawodnikiem ofensywnym, napastnikiem. Nie strzela, ale jego gra jest bardzo solidna. Ma miejsce w pierwszym składzie. A przed sezonem miał w głowie bramki. Po sezonie również będzie je miał. Więc co ma mieć? Gigantyczne parcie na piłkę. Niedawno miałem taką sytuację z jednym z zawodników ekstraklasy. Przed meczem mieliśmy sesję. Zawodnik trzy razy trafił w piłkę, strzelił dwie bramki. Nastawienie miało być takie: Mam "dziubnąć", walnąć, wydrapać tę bramkę, wyrwać ją. Wielu piłkarzom wydaje się, że ich nastawienie jest optymalne. A moja rola to pokazać im, co znaczy dla nich ten mecz, ta runda, ten sezon. Otwierają wtedy oczy i widzą, że muszą dać jeszcze więcej.
Gwarancji nie ma.
Oczywiście, ale jest szansa, że uda się skrócić ten czas dojścia do optymalnej formy. Nie wyjdzie ci z jednym specjalistą, spróbuj z innym. Szukaj, bo kariera jest krótka. Czego najbardziej żałują zawodnicy zbliżający się do emerytury? Straconego czasu. Już mówiliśmy kilka razy, że jest go mało. Zbyt mało. Dlatego musisz, jak to mówię, wycisnąć sok z pestki cytryny. Nie z cytryny, bo to już umie każdy, ale właśnie z pestki.
Świadomość dziś jest coraz większa?
Zdecydowanie, choć nie u wszystkich.
Widzę, że angielskie kluby dużo czasu w pracy z młodymi piłkarzami poświęcają przygotowaniu taktycznemu. Mówi się, że piłka nożna pójdzie w kierunku szybkich zmian taktycznych.
I tu mamy kolejną sytuację: nastawienie zawodnika do przygotowania do wykonywania zawodu. Gra w piłkę to pasja, ale też praca. To kluczowa sprawa. Są piłkarze, którzy bagatelizują założenia taktyczne, nie ćwiczą pamięci, a potem zastanawiają się, dlaczego nie wykonali prostego zadania, dlaczego nie mają powtarzalności. Między innymi dlatego, że zamiast realizować proste założenia taktyczne, zaczynają o nich myśleć. A na boisku nie ma na to czasu. Proste pytanie: kto ma łatwiej - zawodnik, który gra w zespole dwa lata, czy nowy?
Zależy pod jakim względem, jeśli chodzi o dostosowanie się, to ten, który już jest.
Tak, dlatego twoje skupienie musi być wytężone do granic możliwości na tym, co robią koledzy. Jeśli trener mówi do twojego rywala na boisku, co ma robić, to musisz słuchać, jakby mówił do ciebie.
Dlaczego?
Bo jak wejdziesz na boisko, masz wiedzieć o co chodzi. A spotkałem się z zawodnikami, którzy nie będąc w osiemnastce, nie słuchali trenera, gdy ten mówił do całej grupy. A więc potem krytykuje swojego kolegę za słabą skuteczność a nie rozumie, że trener ceni go za odbudowanie pozycji, asekurację. Coś, czego nie widać. Co to znaczy? Że zawodnik nie zwiększa swojej szansy na wywalczenie miejsca w drużynie.
ZOBACZ WIDEO Błąd bramkarza pomógł Milanowi. Zobacz skrót meczu z Fiorentiną [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]