Swoją karierę Bogusław Cygan rozpoczął w Uranii Ruda Śląska, a po roku przeniósł się do Szombierek Bytom. W klubie tym zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych przeniósł się do Górnika Zabrze, ale tam wielkiej kariery nie zrobił i wrócił do Bytomia, tyle że do Polonii.
W 1993 roku wyjechał do szwajcarskiego Lausanne Sport, ale tam spędził tylko pół roku. Wrócił do Polski ze względu na chorobę ojca. Postanowił grać w Stali Mielec i tam święcił największe sukcesy. W sezonie 1994/1995 zdobył koronę króla strzelców ekstraklasy. Cygan strzelił wtedy 16 goli w 34 spotkaniach.
Łącznie w ekstraklasie rozegrał 212 meczów i strzelił w nich 69 bramek. Najwięcej właśnie dla mieleckiego klubu. Karierę zakończył w 1999 roku. - Trochę na prośbę mamy tym razem. "Coraz starszy jesteś, synu - mówiła. - Po co ci jakaś poważna kontuzja na resztę życia". A ja - jak mówiłem - zawsze rodziców szanowałem. No i wstydu żech im chyba nie przyniósł - wspominał na łamach katowickiego "Sportu".
Miał także papiery trenerskie. Sam mówił, że w szkole trenerów w jednej ławce siedział z Adamem Nawałką. Cygan prowadził jednak tylko kluby z niższych lig na Śląsku i szybko postanowił skończyć z piłką. Został kibicem i wspierał swoje ukochane Szombierki Bytom.
- Najfajniejszych ludzi tu spotkałem. Grałem z Romkiem Szewczykiem i Zenkiem Lisskiem, a trenowali mnie m.in. Henryk Wieczorek i Zbigniew Myga. Zwłaszcza u tego drugiego miałem fajnie: lubił młodzież, a mnie pozwalał na boisku robić to, na co miałem ochotę. "Nie musisz się wracać, bylebyś strzelał" - mówił mi. A mnie to pasowało oczywiście - mówił Cygan.