[b]
Jaromir Kruk, "Piłka Nożna": Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że jak dla Michała Probierza domem jest Jagiellonia, tak dla ciebie Korona. Wszędzie dobrze, ale u siebie najlepiej?
[/b]
Jacek Kiełb, piłkarz Korony Kielce: Żeby było jasne, Michała Probierza uważam za bardzo dobrego szkoleniowca. Probierz świetnie czuje się w Jagiellonii, ja w Koronie. Złośliwi mówili, że spalałem się w innych zespołach, z czym się nie zgadzam. Choć z drugiej strony nie będę zaprzeczał, że w Kielcach wiedzie mi się najlepiej. W tym mieście odpowiada mi atmosfera, czuję, że wierzy się we mnie.
Brałeś pod uwagę opuszczenie Korony w tym okienku transferowym?
W piłce nożnej niczego nie można wykluczać, trzeba też myśleć o aspekcie ekonomicznym, ale jestem bliski dogadania się z działaczami Korony. W trakcie rozmów czułem życzliwe nastawienie prezesa Krzysztofa Zająca, wiem, że liczy na mnie trener Gino Lettieri, kibice. Nie chciałbym zostać w Kielcach tylko dlatego, że nazywam się Kiełb, ale by pomóc Koronie w realizacji sportowych ambicji.
Nie chciałeś wyjechać za granicę?
Teraz nie miałem żadnych konkretnych ofert. Kiedyś byłem w kręgu zainteresowań zespołu z Bundesligi, ale od obserwacji do transferu prowadzi daleka droga. Brak regularnych występów w Lechu przeszkodził w wyjeździe do Niemiec, ale nie ekscytowałem się tym. Nie wszędzie wychodziło mi tak, jak sam oczekiwałem.
(...)
Uważasz się za symbol Korony?
Absolutnie nie. Za symbol to może być uważany Grzesiek Piechna, który kiedyś zdobywał bramki jak na zawołanie, lub Piotrek Gawęcki, wychowanek Korony, chłopak o ogromnym potencjale, niestety niewykorzystanym. Żałuję, że mu nie wyszło, bo bardzo go cenię i wierzę, że gwiazdą Korony zostanie wkrótce chłopak stąd.
ZOBACZ WIDEO: Puchar Anglii: Chelsea męczyła się z Norwich - zobacz dwa gole [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Tobie do miana symbolu Korony brakuje tylko kropki nad i?
To nie chodzi o to, kto ma być symbolem Korony, tylko o dobro klubu. A nie trzeba dodawać, że każdemu z podopiecznych Lettieriego marzy się finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Wiadomo, że w półfinałach z Arką Gdynia czeka nas arcytrudne zadanie, ekipa Leszka Ojrzyńskiego w grudniu przetrzepała nas w Kielcach w Ekstraklasie, ale nie stoimy na straconej pozycji.
Często rozmawiacie w szatni o ewentualnym finale?
Nie będę kłamał, że nie poruszamy w ogóle tego tematu. W Koronie latem doszło do wielu zmian i nie sądzę, by ktoś brał pod uwagę, że tak daleko zajdziemy w Pucharze Polski. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a jak już znaleźliśmy się w półfinale… Gdybyśmy zaś dostali się do finału, w co wierzę, to nie po to, by go rozegrać, tylko by wygrać.
(...)
Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".