14 sierpnia ubiegłego roku FC Barcelona stała się obiektem żartów. Fani innych drużyn nie ukrywali rozbawienia z faktu wydania 40 milionów euro na piłkarza z ligi chińskiej. Zawodnika, który na początku swojej kariery nie zachwycał niczym w... ŁKS-ie Łódź. Sprowadzenie Paulinho miało tylko potwierdzać, że w La Liga nadchodzi era Realu Madryt.
Raptem kilka dni wcześniej dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów z rzędu rozbił Barcę na ich terenie w Superpucharze Hiszpanii (3:1), a Gerard Pique wyznał wprost, że nigdy nie czuł się tak słabszy od Królewskich. Przewidywano, że dla drużyny z Camp Nou, po okresie sukcesów, nadchodzą ciężkie czasy, porównywalne z ery "sprzed Joana Laporty".
Zaufania wśród fanów nie wzbudzał także nowy trener Ernesto Valverde. Wyglądający na introwertyka, ponury, oschły w relacjach z dziennikarzami. Jedynym jego plusem nie była solidna praca we wcześniejszych klubach, ale katalońska przeszłość, gdy jako napastnik był przez dwa sezony piłkarzem tego klubu.
W to, co wydarzyło się w ciągu kolejnych pięciu miesięcy nie uwierzyłby wówczas nikt. Real z roli dominatora przeistoczył się w drużynę, która na własnym boisku traci punkty z Levante, przegrywa z Betisem i Villarrealem. Uwielbiany dotąd i traktowany jak Bóg Zinedine Zidane słyszy gwizdy z Santiago Bernabeu, a kibice domagają się wyrzucenia Cristiano Ronaldo. Najkrócej jak można: 19 punktów straty do lidera La Liga.
A liderem jest FC Barcelona. Z niepewnej własnej siły drużyny przeobraziła się ona w dojrzałą, skuteczną i prezentującą momentami tak widowiskowy styl gry ekipę, że same nasuwają się porównania do armady Josepa Guardioli z lat 2008-2012. W obecnym sezonie zespół z Camp Nou po prostu nie ma słabych punktów.
Marc-Andre ter Stegen jest uważany obecnie za czołowego bramkarza świata, Jordi Alba rozgrywa sezon życia i sprawia, że nikt nie płacze po Neymarze. Do formy wrócił Sergio Busquets, wszechstronnością imponuje Ivan Rakitić, po słabszym początku znów wielki jest Luis Suarez. Wszystkich prowadzi oczywiście genialny Leo Messi, a humory wszystkim poprawił jeszcze transfer Philippe Coutinho.
Ostateczny dowód na to, kto w tym sezonie rządzi w lidze otrzymaliśmy 23 grudnia, gdy Barca rozbiła na Bernabeu Real aż 3:0. Tego dnia pokazała swoje największe walory - dojrzałość, skuteczność, ale i fantazję. Królewscy wyglądali jak student, który zapomniał przygotować się do egzaminu. Największym pozytywnym zaskoczeniem jest jednak w tym sezonie ten, który miał nie być godny koszulki Barcelony.
"Wstyd!", "To jest ten wielki transfer? Żałosne...", "Robimy z siebie pośmiewisko", "On nie jest godzien ten koszulki" - takie komentarze kibiców Blaugrany krążyły po sieci, gdy Paulinho związał się umową z klubem. Jednak to jego gra jest największą niespodzianką dla kibiców, a wszyscy krytycy jego transferu mogą czuć się ignorantami w kwestii futbolu. Brazylijczyk nie tylko daje wiele w rozegraniu piłki i świetnie rozumie się z Messim, ale jest trzecim najlepszym strzelcem całej drużyny. 29-latek strzelił aż osiem goli, wszystkie w La Liga.
To on, a nie sprowadzany za wielkie pieniądze Ousmane Dembele okazał się największym wzmocnieniem Barcelony. Francuz nie zawodzi wprawdzie na boisku, jednak problem w tym, że rzadko się na nim pojawia. Wszystko z powodu kolejnych kontuzji.
A Paulinho, który świetnie wpasował się w układankę Valverde, jest uważany za piłkarza, którego w ostatnich sezonach najbardziej brakowało Barcelonie. Pomocnika, który potrafi zastosować pressing, rozegrać piłkę na małej przestrzeni i wbiec w pole karne w roli środkowego napastnika.
W grę Brazylijczyka trudno uwierzyć przede wszystkim polskim kibicom, pamiętającym go z polskiej ekstraklasy. W sezonie 2007/2008 młody piłkarz wylądował w ŁKS-ie Łódź, ale nie dał się zapamiętać jako ktoś, kto w przyszłości może być podstawowym graczem Dumy Katalonii i reprezentacji Brazylii.
Niewiele brakowało, by polski okres w jego życiu przyczynił się do zakończenia kariery. Przed pobytem w Łodzi Paulinho grał na Litwie, gdzie doświadczał wielu nieprzyjemnych, rasistowskich sytuacji. Problemy w ŁKS-ie, który nie chciał wypłacić mu należnych pieniędzy prawie skłoniło go do porzucenia futbolu.
- Wróciłem do domu w Sao Paulo. Nie chciałem już grać i mieć wiele wspólnego z futbolem. Oczekiwałem szacunku - mówił jesienią na łamach katalońskiej prasy. Namówiony przez rodzinę wrócił do gry. I choć jego droga na szczyt była pokrętna i wiodła przez chiński Guangzhou Evergrande, w końcu dotarł na piłkarski Olimp.
A może być jeszcze lepiej. Barcelona jest jedyną drużyną z pięciu najmocniejszych europejskich lig, która nie doznała jeszcze w tym sezonie porażki w ligowych rozgrywkach. Pewnie zmierza po krajowy tytuł, bez problemu awansowała do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Tam zagra ze swoim odwiecznym rywalem z Premier League, Chelsea Londyn. Patrząc jednak na ostatnią dyspozycję The Blues, faworytem do zwycięstwa będzie Blaugrana.
ZOBACZ WIDEO Majstersztyk Luisa Suareza - skrót meczu Real Sociedad - FC Barcelona [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]
W ostatnią środę Barca przerwała pasę 29 nieprzegranych spotkań z rzędu, ulegając na wyjeździe w derbach z Espanyolem (0:1) w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Pucharu Króla. Kibice mogą być jednak spokojni. Raz, że przed nimi rewanż na własnym boisku, a o sile ekipy Valverde w takich starciach przekonała się niedawno Celta, doznając klęski 0:6.
A dwa, że ostatniej porażki w derbach Barca doznała w lutym 2009 roku. Po tamtym spotkaniu słynny Johan Cruyff powiedział, że wynik ten może drużynie tylko pomóc. Co było potem? W maju Duma Katalonii sięgnęła po tryplet - mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Króla i wygrała Ligę Mistrzów.
Wprawdzie nic dwa razy się nie zdarza, ale Paulinho też miał być pośmiewiskiem całej Hiszpanii. Dziś ma na koncie więcej goli niż Cristiano Ronaldo.