To przez Jończyka odszedłem z Zagłębia - rozmowa z Mate Laciciem, obrońcą GKS-u Bełchatów

Cały czas nie milkną echa metod pracy Roberta Jończyka w KGHM Zagłębiu Lubin. Zarzucił on Mate Laciciowi, że jest nieprofesjonalistą i uciekł do GKS-u Bełchatów. Chorwat jednak zupełnie nie zgadza się z Jończykiem. - To nie jest prawda. Mate Lacic zawsze był profesjonalistą, oto można zapytać każdego trenera czy piłkarza - mówi w wywiadzie dla serwisu SportoweFakty.pl Mate Lacic.

Bartosz Zimkowski: Zabolał pana wywiad, który ukazał się na naszych łamach z trenerem Robertem Jończykiem?

Mate Lacic: - Jest pan pierwszym dziennikarzem, który do mnie dzwoni od momentu odejścia z Zagłębia. Czytałem ten wywiad i nie podoba mi się, bo tą są dziury i ten pan bardzo dużo kłamie. Ja już mówiłem i wszyscy znają jaka prawda jest, dlaczego odszedłem z Zagłębia.

Dlaczego?

- Dużo głupot ten pan gada odkąd odszedłem z Zagłębia. Pan Jończyk cały czas mówi, że ja chciałem odejść z Lubina, że szukałem sobie jakiś klub na Ukrainie, że zostawiłem zespół, a to wszystko są kłamstwa. Prawda jest jedyna. Dlaczego Lacic nie szukał sobie klubu na początku sezonu, kiedy Zagłębie zostało zdegradowane? Dlaczego? Bo Lacic chciał zostać. Chciał. To była prawda. Nie zostawiłem zespołu tylko pan Jończyk mnie sprowokował, żebym sam sobie szukał klubu.

W jaki sposób pana sprowokował?

- Kiedy przyszedł do klubu, to od razu mnie skasował. Zatrudnił swoich zawodników: Kapiasa i Ganowicza. Nie mam nic przeciwko tym piłkarzom, bo ja szanuję każdego i każdy ma prawo walczyć o miejsce. Lacic był podstawowym zawodnikiem wszędzie, gdzie grał. I w Groclinie, i w Zagłębiu, i kiedy trenerem był Dariusz Fornalak w rundzie jesiennej. Jak przyszedł Jończyk, to mnie skasował, ale ja jestem doświadczonym zawodnikiem. Zmieniłem tyle klubów, tylu trenerów, że już znam zachowanie takich szkoleniowców - jakie zamiary mają.

Co było później?

- Na obozach w Turcji pan Jończyk ustawiał mnie na stopera, na lewego obrońcę, na prawego. Na treningach jak graliśmy jeden zespół na drugi, to nie grałem ani w jednym, ani w drugim. Stałem po prostu przy linii i byłem sędzią liniowym, które pokazuje ofsajd podnosząc kamizelkę! Jak mogłem to wytrzymać? Nie mogłem. Odbyłem rozmowę z prezesem i dyrektorem sportowym. Zapytałem tylko, jaka jest moja przyszłość w Zagłębiu. Odpowiedź była taka, że pan Jończyk ma jakieś nowe metody i nie widzi mnie w składzie. Kilka miesięcy wcześniej dostałem sygnał od prezesa, żeby przedłużyć kontrakt. Kiedy przyszedł Jończyk to się wszystko zmieniło.

Próbował pan rozmawiać z Jończykiem o swojej sytuacji w drużynie?

- Zamieniłem tylko dwa słowa. Trener powiedział mi w Turcji, że ja będę jakimś uniwersalnym zawodnikiem. Będzie mnie próbował na lewej, a to na prawej obronie. W ogóle z trenerem nie rozmawiałem. Więc co miałem zrobić? Siedzieć na ławce w Zagłębiu Lubin w I lidze? Nie. Nie ma szansy. Odbyłem rozmowę z prezesem i dyrektorem. Zapytałem czy w moim przypadku mogę szukać sobie nowego klubu. Odpowiedź była taka, że tak - nie będą mi robić problemów. Co miałem zrobić? Oczywiście mam prawo zmienić klub, bo który zawodnik zgodzi się z tym, że siedzi w I lidze na ławce.

Czyli ma pan ogromny żal do trenera Jończyka?

- Tak, bo to jest tylko i wyłącznie jego stuprocentowa wina. Trener Jończyk mówił w wywiadzie, że byłem nieprofesjonalistą. To nie jest prawda. Mate Lacic zawsze był profesjonalistą, oto może pan zapytać każdego trenera czy piłkarza. Ale oczywiście niech pan Jończyk przyzna, kto miał najlepsze badania wydolnościowe, które robiliśmy. Lacic miał po Łukaszu Hanzlu najlepsze wyniki. Gdzie tutaj jest logika, że nie mam prawa grać i walczyć w Zagłębiu? Mogę powiedzieć, iż jest to sto procentowa wina pana Jończyka.

Gdybym trenerem był Orest Lenczyk, to zostałby pan w Lubinie?

- Zostałbym. Chciałem grać w Zagłębiu. Jak wspominałem, prezes powiedział mi przed moim wyjazdem na urlop do Chorwacji - po zakończeniu rundy - że chce przedłużyć ze mną kontrakt. Ja się trzymam słowa, jak niczego innego. Dostałem ofertę z Grecji, ale ją odrzuciłem tylko po to, żeby zostać w Lubinie i awansować z Zagłębiem do Ekstraklasy.

W Lubinie czuł się pan bardzo dobrze?

- Tak, bardzo dobrze. Miałem szacunek u wszystkich: kibiców, działaczy, zawodników, którzy już po pół roku mojej obecności w zespole mianowali mnie trzecim kapitanem. Czy jest to decyzja trenerów czy zawodników, to już nie moja sprawa. Ale taka była prawda. I co się nagle stało? Czy to moja była wina, że odszedłem z Zagłębia? Tylko i wyłącznie Jończyka. On nie jest nawet ani pan ani trener. I to jest cała prawda. Mogę teraz mówić panu godzinami o tym jaka była atmosfera.

Trener Jończyk zapewniał, że była dobra…

- Była fatalna. Pokazuje to choćby to, że piłkarze musieli zapłacić 50 złotych do kasy klubowej, jeśli ktoś się do Jończyka odezwał mówiąc "trener". I to była prawda. Ten pan nas tylko męczył swoim psychologiem, który chodził za nami po hotelu w Turcji. Mieliśmy po dwa treningi dziennie i wieczorem chcieliśmy odpocząć, to co drugi dzień odbywały się jakieś testy z psychologiem! Pan Jończyk zatrudnił nam jakąś dietetyczkę, która mówiła nam co mamy jeść, jak jesteśmy na stołówce. Przecież my jesteśmy dorosłymi ludźmi. Każdy z nas je, co ma jeść. Pan Jończyk zwolnił też naszego masażystę, który miał bardzo dobry kontakt z nami wszystkimi. Wszyscy byli zadowoleni. Zatrudnił natomiast swojego masażystę, który nie potrafi nawet bandaża założyć!

Czyli jako drużyna w ogóle nie rozumieliście się z trenerem Jończykiem?

- W ogóle. Od samego początku. Powiem panu, że jak zaczęliśmy przygotowania 5 stycznia, to minął tydzień, a rada drużyny pojechała do prezesa, żeby narzekać na te jego metody pracy.

Jak zareagował prezes Paweł Jeż?

- Powiedział, że będzie z nim rozmawiał, ale na końcu stwierdził, iż trener jego przekonał, że są to dobre metody, które przyniosą sukces. Co dzień przychodził do prezesa ze swoim laptopem i pokazał nasze wyniki, metody pracy. Następnie miał się bronić wynikami.

Coś się zmieniło po tej rozmowie? Trener Jończyk zmienił coś?

- Nic się nie zmieniło. W Turcji mieliśmy dużo odpraw. Michał Goliński przez cztery godziny rozmawiał z dyrektorem sportowym i trenerem. Powiedział Jończykowi prosto w oczy, że nie podobają mu się metody treningowe. Z kolei z Michałem Stasiakiem pokłócił się na odprawie. Panowała u nas chora atmosfera. Nie było jej w ogóle. Wszyscy byli rozczarowani.

Ktoś się za Jończykiem stawiał?

- Po pierwszym sparingowym meczu w Turcji mieliśmy odprawę i jako pierwszy odezwałem się, że nie ma atmosfery w szatni i musimy nad nią popracować. A on się odezwał do mnie, jak ja mogę tak mówić? Zadał pytanie Kapiasowi, który jest jego zawodnikiem. Kapiasowa odpowiedź była taka, że atmosfera jest bardzo dobra i jemu się podoba, a praca jest bardzo dobra. Muszę powiedzieć, iż Kapias ma bardzo słaby kontakt z innymi piłkarzami. Nie przyjęli go tam przyjemnie. Ja mogę mówić panu o prawdzie jaka jest. Ja się nigdy nie boję i zawsze mówię jak jest. Rozumiem niektórych zawodników, co mogli się bać, bo czekają na nowy kontrakt, albo mogą zostać przesunięci do rezerw, albo dostaną jakąś karę i tak dalej…

Bolą pana słowa Jończyka na pana temat?

- Bolą. Widzę, że ten pan cały czas przypomina, iż nie byłem profesjonalistą, że najlepszy tego przykład to Lacic. Rzygam na takie rzeczy. Jak go spotkam, to będzie miał ze mną problemy. Ja sobie nie pozwolę na takie coś. Niech pan zapyta każdego działacza czy piłkarza w Zagłębiu, jaki miał kontakt ze mną. Tylko pan Jończyk miał problem ze mną. Proszę powiedzieć mu, że jak nie skończy tak gadać o mnie, to jak się spotkamy, to będzie miał problem. Ja jeszcze raz powiem: nieprawdą jest, że chciałem odejść. Tylko mnie Jończyk sprowokował. Zamienił ze mną dwa słowa. Kazał mi na treningu podnosić chorągiewkę pokazując, że jest spalony. To była prowokacja, żebym sam odszedł. Zawodnik, który widzi, iż nie będzie grał, to ma prawo szukać sobie nowego klubu. Rozmawiałem z panem Jaroszem na ten temat. On odpowiedział, że nie będzie robił mi problemów. Mogę szukać klubu. Ale ja mówię jeszcze raz: "Kuba, ale ja chcę zostać w Zagłębiu i walczyć o swoje miejsce w składzie." Odpowiedział: "Co z tego, jak cię trener nie będzie brał na mecze." I znalazłem nowy klub. Stało się jak się stało. Znalazłem Bełchatów, nie jest ważne jak.

Pisano też, że Robert Jończyk nakazuje piłkarzom chodzić do kościoła. Trener zaprzeczył, a pan jak się do tego odniesie?

- Nie mogę powiedzieć, że zmuszał nas. Po prostu byliśmy 2-3 razy. To jest dla każdego osobista sprawa. Mi nigdy nie powiedział, że mam chodzić do kościoła. Ja jestem dwa razy większy katolik od niego. On pokazał teraz, że jest fałszywym człowiekiem i dużo kłamie. Taki ma charakter, więc ja się pytam, po co ma chodzić do kościoła?

Rozważa pan powrót w przyszłości do Zagłębia?

- Wszystko jest możliwe. Dlaczego nie? Zostawiłem w Lubinie dużo dobrych kolegów. Wszyscy mieli do mnie szacunek, a ja do nich. W czerwcu kończy mi się kontrakt w Bełchatowie. Czytałem w pańskim wywiadzie, iż zdaniem Jończyka dostałem lepszą ofertę, ale tak nie było. Ja dostałem gorszą ofertę, ale przyjechałem tutaj do Bełchatowa, żeby grać. A i tak się dobrze skończyło, ponieważ ponownie występuję w Ekstraklasie. Gram w każdym meczu, ale mogę powiedzieć, iż mam kontrakt w Bełchatowie.

Komentarze (0)