Niewielu ponad 300 kibiców, masochistów, którzy zjawili się na stadionie w Niecieczy przy odczuwalnej temperaturze rzędu - 20 stopni, oglądali parodię Ekstraklasy. Na ubitej murawie piłka odbijała się wszędzie, tylko nie tam, gdzie spodziewali się ligowcy. Dośrodkowania na poziomie czwartego piętra, strzały zagrażające krzesełkom w ósmym rzędzie, ślizgający się zawodnicy i dwie drużyny, którym wygrywać nie kazano. Zagłębie nie zdobyło kompletu w 2018 roku, Sandecja... od połowy września. Tak, od połowy września.
Po 30 minutach zastanawialiśmy się, czy wkrótce nie braknie epitetów na określanie akcji. Tragiczny strzał, fatalny wybór, żałosne dośrodkowanie, koszmarna pomyłka, itd. Potem coś się ruszyło, choć spotkanie rozgrzały oczywiście błędy - Jakub Bartosz podał w poprzek boiska, Filip Starzyński przejął piłkę i stanął przed Michałem Gliwaą. Bramkarz Sandecji uratował zespół, kilkanaście minut później już nic nie mógł zdziałać.
Prawa strona Miedziowych od początku funkcjonowała lepiej niż przeciwległa flanka i to Aleksandar Todorovski z Jakubem Tosikiem zbudowali bramkową akcję. Próbował strzelać Filip Jagiełło, trafił jednak w stojącego przed bramką Jakuba Maresa i Czech - chcąc nie chcąc - wyłożył piłkę Kamilowi Mazkowi. Pomocnik Zagłębia nie zmarnował okazji. Trener Mariusz Lewandowski poczuł wewnętrzną satysfakcję, przecież to on wyciągnął podopiecznego z niebytu, do niedawna Mazek marzł na ławce bądź na trybunach.
Może Sandecja zapewniłaby jeszcze śladowe ilości emocji, wcześniej Dominika Hładuna sprawdzali przecież Aleksandar Kolew i Tomasz Brzyski, ale po bezmyślnym ataku na Maresie Płamen Kraczunow ujrzał drugą żółtą kartkę. Kazimierz Moskal nie miał czego bronić, rzucił do przodu wszystko, co najlepsze. Wystawił Filipa Piszczka i nowo pozyskanego Pavlo Ksionza, zmodyfikował ustawienie. Beniaminek nic nie wskórał, ani razu nie zagroził już Hładunowi.
ZOBACZ WIDEO Walec SSC Napoli przejechał się po Cagliari Calcio. Zieliński dołożył cegiełkę [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Ozdobą tego kiepskiego meczu mogła być indywidualna akcja Adama Matuszczyka. Pomocnik Zagłębia zaprezentował taki popis techniczny, jakby całe życie występował z przodu, a nie odpowiadał za destrukcję. Na kilku metrach przyprawił o mdłości dwóch obrońców, uderzył dobrze, Gliwa spisał się jeszcze lepiej.
I na tym relację można, a nawet trzeba zakończyć. Najważniejsze kwestie - Sandecja po raz 16. z rzędu nie wygrała spotkania, Zagłębie przełamało niemoc. Bo o antyrekordzie frekwencji wolelibyśmy zapomnieć. Przykro było patrzeć na męczarnie piłkarzy i zmarzniętą garstkę kibiców.
Sandecja Nowy Sącz - KGHM Zagłębie Lubin 0:1 (0:1)
0:1 - Kamil Mazek 43'
Sandecja: Michał Gliwa - Jakub Bartosz, Dawid Szufryn (73' Filip Piszczek), Płamen Kraczunow, Patrik Mraz, Mateusz Cetnarski (72' Pavlo Ksionz), Jakub Grić (46' Grzegorz Baran), Michal Piter-Bucko, Wojciech Trochim, Tomasz Brzyski, Aleksandar Kolew.
Zagłębie: Dominik Hładun - Aleksandar Todorovski, Lubomir Guldan, Bartosz Kopacz, Sasa Balić, Jakub Tosik, Adam Matuszczyk, Filip Jagiełło (87' Łukasz Janoszka), Kamil Mazek (62' Bartłomiej Pawłowski), Filip Starzyński (68' Arkadiusz Woźniak), Jakub Mares.
Żółte kartki: Grić, Kraczunow (Sandecja) oraz Mares (Zagłębie).
Czerwona kartka: Kraczunow (Sandecja - 66 min., za dwie żółte).
Sędzia: Łukasz Szczech (Warszawa).