Aly Dia. Piłkarz Premier League, który nie umiał kopnąć piłki

YouTube
YouTube

Gdy prestiżowy miesięcznik "Four Four Two" przygotował listę 50 najgorszych piłkarzy w erze Premier League, zestawienie mógł wygrać tylko Aly Dia. Senegalczyk, który nawet nie potrafił grać w piłkę. Mało kto zdawał sobie jednak z tego sprawę.

"Gdy byłem trenerem West Hamu zacząłem dostawać dziwne telefony. Facet w słuchawce przedstawiał się jako George Weah. Ówcześnie był to jeden z najlepszych piłkarzy na świecie więc z nadzieją w głosie pytałem: Co? Georgie, chcesz grać u nas? On jedynie odpowiadał: Nie, ale mam dla ciebie świetnego zawodnika. To mój kuzyn…nazywa się Aly Dia" – wspomina Harry Redknapp, wówczas szkoleniowiec Młotów.

Po drugiej stronie słuchawki znajdował się jednak nie gwiazdor Milanu, ale…sam Aly Dia, student z Senegalu, na stałe zamieszkujący we Francji: - Takie historie przytrafiały się wtedy cały czas - opowiada Gordon Strachan - Gdy byłem trenerem Coventry dzwonił do mnie chłopak, który przekonywał miesiącami, że jest gwiazdą amatorskich lig w Londynie. Pewnego dnia w Southampton podpisywaliśmy kontrakt z niejakim Agustinem Delgado. Przyszedł z tłumaczem. Wiecie co się okazało? Ten jego tłumacz był facetem, który wówczas tyle do mnie wydzwaniał. Nawet nie wiedział jak wyglądam. Żył tylko marzeniami. Jak wielu zresztą - mówił po latach Strachan.

Jednak tylko Alemu Dii udało się je spełnić.

- Jego jedynym życzeniem od życia była kariera profesjonalnego piłkarza. Studiów nienawidził. Tylko rodzice go do nich ciągnęli . Aly wolał być gwiazdą, jak afrykańscy zawodnicy Ligue 1. Chciał, aby ludzie mówili tylko o nim - wspomina Mady Toure, prezydent akademii piłkarskiej Generation Foote, który dzielił w Paryżu jedno mieszkanie z Dią.

Niestety. Aly miał wielkie chęci oraz serce do gry lecz za grosz talentu. Na przełomie lat osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych piłkę kopał jedynie w amatorskich klubach we Francji: Beauvais, Dijon, La Rochelle oraz Olympique Saint Quentin. Nigdzie tam nie był jednak choćby wyróżniającą się postacią. Piątoligowy AL Chateaubriant w 1993 roku tuż po podpisaniu z Senegalczykiem kontraktu zdecydował, iż Aly jest tak słaby, że bardziej przyda się jako pomocnik trenera młodzieżowych zespołów.

Dia zdał sobie wówczas sprawę, że w ten sposób nigdy nie zagra dla swojego ukochanego Manchesteru United. Musiał wymyśleć coś czym rzuci na kolana niemal każdy europejski klub. Tak właśnie narodził się w jego głowie pomysł udawania George’a Weaha przez słuchawkę.

Dziś brzmi komicznie lecz w latach dziewięćdziesiątych kluby miały problemy ze skautingiem zawodników. Dwa kliknięcia myszką nie starczyły. Aby sprawdzić CV poszczególnych piłkarzy przedstawiciele zespołu byli zmuszeni dzwonić bądź wysłać list do odpowiedniej piłkarskiej federacji. Na odpowiedź trzeba było tam czekać tygodniami. Wielokrotnie nawet i wieczność.

Inną drogą rekrutacji zawsze pozostawały testy. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy przytrafi się prawdziwa perła na rynku. Tym sposobem Senegalczyk trafił w 1995 roku do zespołu fińskiej ekstraklasy Finnarin Palloilijat oraz niemieckiego... drugoligowca Vfl Luebeck. Jak to możliwe? Wystarczył jeden dobry dzień jak wspominał ówczesny szkoleniowiec zespołu Michael Lorkowski: - Przetestowaliśmy go w gierce na treningu. Strzelił wtedy pięć bramek. Pomyślałem, że historia z kuzynem gwiazdy Milanu nie brzmi tak nierealnie. Szkoda, że później Aly nie potrafił już kopnąć prosto piłki.

Gdy kolejne zespoły Senegalczyka nabierały podejrzeń, co do jego biografii, Dia uciekał z hotelu i zostawiał klub z paroma tysiącami rachunku do uregulowania. Życie na walizkach mu nie przeszkadzało. Najważniejszym celem była w końcu dla niego Anglia: - Pamiętam tego Dię. Po jego telefonie mówię: dobra, sprawdzimy cię w grze ośmiu na ośmiu. Po paru minutach spytałem swojego asystenta Gary’ego Pendrego, co o nim sądzi. Gary powiedział, że ten chłopak wygląda jakby wygrał konkurs w Evening Telegraph i w nagrodę mógł z nami trenować. Powiedzieliśmy mu grzecznie, ze się nie nadaje i tyle go widziałem - opowiada Strachan.

Szkocki trener w swojej opinii nie był osamotniony. Dia obdzwonił przecież wraz z agentem niemal każdy klub piłkarski na Wyspach. Tony Pulis, ówczesny szkoleniowiec Gillingham, powiedział, że "w życiu nie widział tak gównianego piłkarza" i ostrzegał innych przed zakontraktowaniem Senegalczyka. Jego słowa wystarczyły, aby odrazić wszystkich zainteresowanych. No niemal wszystkich. Z jednym wyjątkiem, zespołem… Premier League Southampton.

W listopadzie 1996 roku klub z południa Anglii zmagał się z serią kontuzji. Jedynym zdrowym napastnikiem pozostawał w kadrze tylko Matthew Le Tissier, żywa legenda Świętych. Na domiar złego Southampton właśnie został upokorzony w wyjazdowym meczu przeciwko Evertonowi przegrywając 1:7. Trener Graeme Souness wraz z asystentami pozostawał pod ostrzałem kibiców.

Gdy Aly Dia został zaproszony na wizytę w ośrodku treningowym Southampton, jeden z jego pomocników Terry Cooper miał już pewien plan działania: - Słuchaj Graeme mamy tak mało zawodników z przodu. W gierce nie wygląda aż tak tragicznie. Podpiszmy z nim kontrakt, umieśćmy go na ławce. Uspokoimy nastroje. Przecież i tak nie wejdzie na boisko, a nikt się nie dowie. Potem sprawdzimy czy historia z kuzynem Weah jest rzeczywiście prawdą czy nie - przekonywał Cooper.

Szkoleniowcy postanowili wyrazić więc pozytywną opinię na temat Senegalczyka. I tak Aly Dia, chłopak za słaby na boiska piątej ligi francuskiej, podpisał miesięczny kontrakt z klubem Premier League.

O całej historii z rzekomym połączeniem od George’a Weah dowiedziały się wówczas angielskie media i zaczęły szturmować ośrodek treningowy drużyny. Dia miał wreszcie to o czym marzył całe życie. Mówili o nim dosłownie wszyscy: - Aly grał w Paris Saint-Germain ze swoim kuzynem słynnym Georgem Weah. W ostatnim roku reprezentował klub z drugiej klasy rozgrywkowej w Niemczech. Kiedy ktoś o takich umiejętnościach prosi cię o szansę, musisz usiąść i to przemyśleć - mówił wówczas przed kamerami Sky Sports Souness wciągając jak makaron całą bajkę opowiedzianą mu przez telefon.

Jednak jak mówił Terry Cooper w końcu Aly "i tak nie wejdzie na boisko, a nikt się nie dowie…"

ZOBACZ WIDEO Powrót Glika, dziwne zachowanie Jemersona - skrót meczu RC Strasbourg - AS Monaco [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

23 listopada 1996 roku Southampton podejmował jednak u siebie Leeds United. W 32 minucie urazu uda nabawił się wspomniany Matt Le Tissier. Kim go zastąpić? Sounessowi z "napastników" pozostał jedynie Dia. Kibice zgromadzeni na Dell Stadium zaczęli wówczas wykrzykiwać jego nazwisko. Po artykułach w prasie, fani widzieli w nim nową gwiazdę święcąca pełnym blaskiem na południu Anglii. Szkoleniowiec uznał, że nie ma innego wyjścia. Musi wprowadzić Senegalczyka na boisko.

Aly Dia już przy swoim pierwszym dotknięciu z piłką… niemal nie strzelił gola. Potem jednak nie było już równie kolorowo. Przez następną godzinę 30-latek jedynie uciekał od piłki. Do ostatniego gwizdka nie dotknął już jej ani razu! - Biegał dookoła jak Bambi po lodzie - oceniał po latach wspomniany Le Tissier oraz dodawał: - Wydawało mu się, że jak nie będzie przy piłce to nie dowiemy się, jak bardzo słabym piłkarzem tak naprawdę był.

Lecz kibice szybko zdali sobie z tego sprawę. Na stadionie zaczęto krzyczeć: - Aly Dia is a liar, is a liar (Aly Dia jest kłamcą, jest kłamcą - tłum. z ang.), a zażenowany przebiegiem całej sytuacji Souness postanowił zmienić piłkarza pięć minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Leeds wygrało tamto spotkanie 2:0, a Dia rozegrał na boiskach angielskiej ekstraklasy ponad godzinę. Wystarczyło aby "The Times", "The Sun" oraz "Four Four Two" zgodnie wybrali Aly’ego najgorszym zawodnikiem w historii Premier League.

- Graeme wiesz, że cała Anglia się z was śmieje - wyznał krótko po meczu jeden z lokalnych dziennikarzy: - Czy mnie jest do śmiechu? Hmm, a ty cieszysz się kiedy otrzymasz kopnięcie w jaja? - powiedział przed kamerami Souness. Parę dni później Dia wszedł z ławki w meczu drużyny rezerw Świętych przeciwko Chelsea. Następnego dnia pojawił się jeszcze w gabinecie fizjoterapeuty z rzekomym urazem uda. I tyle go w klubie widzieli. Po Senegalczyku w Southmapton pozostał jedynie nieopłacony rachunek hotelowy oraz wstyd na parę następnych dekad.

- Nie czuje się jakbym został nabrany w najgłupszy możliwy sposób. Jego pobyt oraz odejście kosztowało nas jedynie parę tysięcy funtów oraz przede wszystkim nie złamało naszych serc - wyznał później Souness. Ba! W nagrodę przysporzyło mu nawet wielu kibiców. Aly Dia, obecnie magister administracji biznesu na uczelni w San Francisco, jest do dziś zapamiętany nie tylko w Senegalu, ale na całym Czarnym Lądzie.

Zresztą jak opowiadają rodacy jego historia była równie przekonująca, że nawet on sam zaczął w nią wierzyć. Jak mówił Paul Thompson, jego kolega z czasów wspólnej gry dla amatorskiego Gateshead, do którego Dia trafił po aferze w Southampton: - Pewnego dnia Aly zaprosił nas abyśmy obejrzeli z trybun jego występ w Pucharze Narodów Afryki. On naprawdę uwierzył, że jest na tyle dobry aby tam grać. Kupił sobie kiedyś Mercedesa żeby wyglądać jak prawdziwy piłkarz. Mówił nam o tym lecz nie wspomniał ani słowa, że auto ma ponad 15 lat i wygląda jak jeden wielki grat. On się tym nie przejmował. Był już piłkarzem Premier League. Tak czy siak udało mu się spełnić swoje największe marzenie. Nic nie było w stanie obudzić go ze snu.

Źródło artykułu: