Jeszcze przed meczem półfinałowym Remes Pucharu Polski z Polonią Warszawa mówiło się, że dzięki dobrej postawie Krzysztofa Kotorowskiego we wcześniejszych meczach, może on wywalczyć sobie nowy kontrakt z Lechem. Potem przyszła jednak czarna seria. Golkiper Kolejorza zawinił przy bramce Jarosława Laty w meczu z Czarnymi Koszulami, a także z Ruchem Chorzów, gdy skapitulował po fenomenalnym strzale Tomasz Brzyskiego. Obie bramki padły z rzutów wolnych.
Po spotkaniu z Ruchem, które zakończyło się remisem 1:1, bardzo rozzłoszczony był trener Franciszek Smuda. - Tracimy kolejnego gola przez bramkarza. I to z dalszej odległości. W następnym meczu na pewno zagra Turina - zapowiedział "Franz". Jeszcze w pierwszej połowie Kotorowski był bohaterem Lecha, bowiem świetnie wybronił sytuację sam na sam z Łukaszem Janoszką. Kibice na trybunach skandowali jego imię i nazwisko. Wtedy nikt nie przypuszczał, że w drugiej połowie golkiper Kolejorza popełni błąd, który będzie kosztował lechitów utratę dwóch punktów. Brzyski zaskoczył Kotorowskiego strzałem z bocznych rejonów boiska, z dalekiej odległości. - Uderzył silną piłkę, bardzo precyzyjną i wpadła do siatki - mówi Kotorowski, który nie chciał szerzej się wypowiadać o tym golu, ponieważ nie widział jeszcze powtórek telewizyjnych.
Zamiast zostać bohaterem, "Kotor" straci miejsce w składzie na rzecz Ivana Turiny, choć o takiej decyzji dowiedział się od dziennikarzy. - Trener nie udzielił mi jeszcze takiej informacji. Jest to jego decyzja i nie musi się nikomu tłumaczyć, bo to on odpowiada za wyniki - opowiada bramkarz Lecha, który godnie przyjął tą przykrą dla niego nowinę. - Nie będę przed nikim płakał, tylko przyjmę to na klatę.
Kotorowski nie ukrywa jednak, że bycie golkiperem, to bardzo niewdzięczna pozycja. - Bramkarz ma prze******. Jak padnie gol, zawsze to on jest najgorszy, ale takie jest życie - dodaje lechita.
Po dwumiesięcznym pobycie w bramce, Kotorowski zasiądzie więc na ławce rezerwowych. W Lechu od dawna bardzo często dochodzi do zmian na tej pozycji i tak naprawdę prawie nigdy nie wiadomo, kto jest numerem jeden. - Jest duża rotacja między bramkarzami. Od jakiegoś czasu przewijają się również nazwiska nowych bramkarzy, którzy mieliby trafić do Lecha. To na pewno nie pomaga, ale nie ma co płakać tylko grać - zakończył 33-letni zawodnik.