[tag=64661]
Romeo Jozak[/tag] nie uratuje reputacji, nawet jeśli wygra mistrzostwo Polski. Mecz z Arką w Gdyni chyba ostatecznie pokazał, że czary chorwackiego szkoleniowca nie działają. Przez pół roku Legia nie wypracowała żadnego stylu, nie ma w Warszawie drużyny, nie ma pomysłu.
Jest za to coraz częstsze powtarzanie, że wszyscy rywale szykują się specjalnie na Legię i dają z siebie 50 procent więcej. Pewnie to i racja, ale w sobotę przed meczem Legii z Arką mogliśmy obejrzeć spotkanie Bayernu Monachium z Borussią Dortmund. Ze względu na pozycję w krajowej piłce - drużyny, z którą każdy chce wygrać - Legia jest czasem porównywana do Bayernu. Tymczasem zawodnicy Bayernu byli szybcy, agresywni, stosowali ostry pressing. Dwie z sześciu bramek dla Bawarczyków padły po wymuszonych błędach. Piłkarze rywali pogubili się, nie wytrzymali nacisku bawarskiej maszyny. Mistrzowie Niemiec mieli szybkość, technikę i nieprawdopodobne zaangażowanie.
Kilkanaście minut po tym, jak skończyli, zaczęła Legia i miała tylko technikę. W momencie gdy Arka strzeliła bramkę na 1:0, klasowa drużyna rzuciłaby się do natarcia. Legia miała na to więcej niż pół meczu. A nie oddała nawet jednego celnego strzału, stworzyła jedną przyzwoitą (ale nie można powiedzieć, że dobrą) sytuację. Tak poważne zespoły nie grają. Poważne zespoły jak nie mogą z bliska, to szukają z daleka, jak nie działają dośrodkowania, to szukają szybkiego rozegrania w polu karnym.
Kiedyś zapytałem Waldemara Fornalika, co sprawia, że jego zespoły tak dobrze grają, choć nie ma wielkich piłkarzy. A było to w czasach, gdy Ruch walczył o tytuł mistrzowski. Fornalik odpowiedział prosto: "szukając zawodników, patrzę, jak zachowują się w sytuacjach kryzysowych". Legioniści tego nie mają. Nie mają genu zwycięstwa. Słyszę potem żale Artura Jędrzejczyka, który mówi: "jesteśmy wkur...". A to zawodnik, który w tym sezonie nie zagrał pół dobrego meczu.
Może dlatego, gdyby zrobić tabelę tylko za 2018 rok, Legia zajmuje w lidze 7. miejsce. W 8 meczach strzeliła 12 bramek, straciła 10, choć na papierze wygląda dobrze.
ZOBACZ WIDEO Taras Romanczuk: Czego miałem się bać?
Trudno dziś oprzeć się wrażeniu, że Romeo Jozak po prostu nie udźwignął Legii. Nowicjusz na stanowisku szkoleniowca seniorów, któremu wydaje się, że prowadzenie drużyny to gra w piłkarskiego menedżera - a więc sprzedać, kupić, ustawić zespół 4-4-2, 4-2-3-1 albo 4-3-3. A to tak nie działa. Rację mieli chorwaccy trenerzy, którzy nazywali go "trenerem z laptopa" - teoretykiem, któremu wydaje się, że byłby najlepszy. Takim trenerem może być każdy kibic. Jestem przekonany, że byłbym lepszy. Poważnie. I pewnie wielu z was, którzy czytają ten tekst. Zespół to odpowiedni klimat, wspólne wyjścia, poczucie, że jeden za drugiego poszedłby w ogień. To zarządzanie grupą ludzi oraz praca nad stylem. Głowa i nogi. Nie ma jednego bez drugiego.
Romeo był doskonały w teorii. Wydawało się, że jako trener od młodzieży, będzie potrafił te młodzież wprowadzać. Ale nie potrafi. Woli bezzębnego starca niż młodego, głodnego krwi miejscowego chłopaka. Stawia na wypalonego Miroslava Radovicia kosztem przyszłościowego Sebastiana Szymańskiego, na Eduardo da Silvę kosztem Jarosława Niezgody (w meczu z Wisłą). Eduardo, który - przy całej mojej sympatii do niego - na razie nie doszedł do odpowiedniego poziomu. A przecież Jozak i Dariusz Mioduski przekonywali, że Niezgoda i Szymański odejdą za 10 milionów euro... każdy!
Stawia na Cafu, który z Arką zaliczył spektakularne straty i wniósł niewiele. Właściwie dwóch nowych zawodników, którzy są gotowi do gry na tu i teraz to William Remy i Marco Vesović. Phillips po pierwszych zachwytach gdzieś się schował. Co do Antolicia to jednak rację mieli Chorwaci, którzy ostrzegali, że to zawodnik grający na stojąco. Andrzej Szarmach, którego nazywano "Stojanowem", śmiał się, że lepiej mądrze stać niż głupio biegać. I to jest fajne, efektowne. Ale tylko wtedy jeśli dotyczy jednego człowieka, nie pięciu.
Jozak zapomniał o starej zasadzie Billa Shankly'ego: "Z drużyną piłkarską jest jak z grą na fortepianie. Musisz mieć ośmiu ludzi do przenoszenia i trzech, którzy potrafią grać na tym cholerstwie".
Jako że polska piłka przechodzi wielki kryzys, jeśli chodzi o wyszkolenie zawodników, większość polskich trenerów ma problem ze znalezieniem tych trzech. Bo gości od noszenia mieliśmy zawsze.
Jozak zapomina o tych ośmiu. Ewidentnie widać, że budowanie drużyny to zadanie, które go przerasta. W dużym skrócie - jest słabym trenerem. Może kiedyś będzie dobrym, nie wiem.
Mam na tę okazję przygotowany dyżurny cytat z Leo Beenhakkera, po tym jak szkoleniowiec po raz pierwszy został zwolniony z pracy, konkretnie z zespołu Go Ahead Eagles Deventer.
"Kilka lat później zdałem sobie sprawę z tego, że czasem byłem bardzo niepewny siebie. Używałem swojej arogancji, by ukryć swą niepewność. Ale wtedy mój świat się zawalił. Całkowicie się pogubiłem. Nie miałem odwagi, by wyjść na zewnątrz, bo po prostu bardzo się wstydziłem. Później człowiek się otrząsa i zdaje sobie sprawę, że popełnił kluczowe błędy. Wtedy po raz pierwszy zacząłem dokonywać analiz swojego zachowania i doszedłem do wniosku, że jestem wielkim palantem."
Jozak dziś nie wygląda na faceta, którego stać na autoanalizę. Jest zbyt zakochany w sobie, zresztą z wzajemnością. Raczej szuka kozłów ofiarnych, tanich sztuczek, tak jak w przypadku odesłania do rezerw Michała Kucharczyka.
Żeby było jasne - popieram myślenie o piłce Dariusza Mioduskiego. Jeśli zespół z naszego regionu Polski chce przetrwać i istnieć w Europie, musi postawić na szkolenie młodzieży i skauting młodych piłkarzy, wprowadzać ich i sprzedawać, uniezależnić się finansowo, budować pozycję. Tak, jak robi to wiele klubów belgijskich, portugalskich, Ajax, Basel. Oczywiście zachowując odpowiednie proporcje i uwzględniając krajowe realia. Nie chcę więc krytykować klubu jako całości. Uważam, że to zdecydowanie lepszy pomysł niż w przypadku Bogusława Leśnodorskiego, który balansował na krawędzi i wygrywał dzięki słabości konkurencji, ale kasę roztrwonił i nic całego nie zdołał zbudować, raczej zostawił za sobą pole minowe. Mioduski musi po tym polu minowym się poruszać, ma mniejsze środki (bo spłacił dawnych partnerów) i rozumiem, że proces budowy potrwa dość długo. Jednak trzeba sobie powiedzieć wprost - Mioduski nie miał doświadczenia i stanął na minę. Na razie urwało nogę.
Legię wciąż stać na to, by ściągać zawodników. Dlaczego więc ściąga mistrzów treningu, którzy nie mają duszy wojowników? Dlaczego Rafał Siemaszko, chłopak do niedawna z trzeciej ligi, robi im jesień średniowiecza?
Co jest problemem? Jozakowi powierzono dziś zbyt wiele władzy. Pełni rolę i trenera i dyrektora sportowego. To sprawia, że nie ma ciągłości, nie ma myśli, jeśli chodzi o budowę zespołu. Trener ściąga kogo chce i nikt go nie kontroluje, bo nie ma dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia. Legia więc zaczyna powoli przypominać pędzącą prosto w przepaść Lechię Gdańsk, a tego się po Mioduskim nie spodziewałem.