Najpierw wyskoczyli z propozycją zgłoszoną za pięć dwunasta, żeby rozbić całą - ustaloną wcześniej - sobotnią kolejkę spotkań Ekstraklasy, a jak dostali odpowiedź, że to niemożliwe i głupie, to poinformowali, że zabierają swoje wozy VAR. Zupełnie jak dziecko zabawki, gdy idzie się bawić do innej piaskownicy. Dziecinada.
W poświąteczny wtorek - termin raczej nieprzypadkowy, sprzyjający powrotom z Wielkanocy spędzanej w domu - Zbigniew Boniek postanowił zrobić w polskim futbolu rewolucję. Zaproponował klubom i Ekstraklasie, żeby zmieniły terminy meczów w… tym tygodniu. Żeby pół ligi grało w sobotę o 18.00 (tak była zaplanowana cała kolejka), a pół w niedzielę. Bo wtedy PZPN da radę na wszystkie spotkania "ogarnąć" system VAR.
Propozycja kosmiczna, żeby nie powiedzieć… komiczna. Na cztery dni przed wyznaczoną kolejką spotkań nagle pomysł, żeby połowę spotkań przenieść na niedzielę. Jakby nie było sprzedanych biletów na konkretny dzień i godzinę, jakby nie było ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, która nakłada obowiązek dużo wcześniejszego zgłoszenia imprezy, jakby nie było całej logistyki organizacji meczów we wszystkich klubach, w którą są jest zaangażowane setki ludzi.
Co ludzie cisnęli Bońkowi za "złoty" pomysł… Byli zaszokowani, że taki światowiec wyskoczył czymś takim, że nie ma lepszego dowodu na zlekceważenie kibiców, którzy w tym całym biznesie piłkarskim są chyba trochę ważniejsi niż system VAR. Pojawiły się zarzuty o brak szacunku do kibiców i o tym, że prezes ma kibiców w - delikatnie mówiąc - głębokim poważaniu. I że w ogóle z choinki się urwał.
ZOBACZ WIDEO Nieprawdopodobne pudła Icardiego. AC Milan zremisował z Interem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Faktem jest, że gdyby z tak "przemyślany" propozycją wyskoczył Grzegorz Lato, śmiech w mediach niósłby się od Bałtyku po Tatry. A tak tylko konsternacja i cisza…
W klubach propozycję Bońka przyjęto ze zdziwieniem (widać nie miał z kim w związku odbić swoich przemyśleń). Ekstraklasa na tak "genialny" pomysł się nie zgodziła, bo w klubach ludzie wiedzą, co to jest logistyka. Gdyby to planować w lutym, to ok, ale teraz? Trudno, żeby funkcjonowanie Ekstraklasy zależało od tego, kiedy pan Zbyszek ze świąt wróci…
Boniek nie lubi przegrywać. Zadziorny charakter. Wnioskując z jego wpisów na Twitterze, nie mógł się pogodzić z tym, że jego pomysł nie zyskał poklasku. Ale zamiast wycofać się godnością, przeprosić za jakość pomysłu "naprawiającego" polską piłkę, zwalić winę na poświąteczną niedyspozycję, prezes PZPN popisywał się arogancją i kpiną z kibiców. W jednym z kolejnych tweetów napisał: "Tak sobie myślę o tych wszystkich charterach, wykupionych wycieczkach, zapłaconych biletach, zarezerwowanych hotelach, ciężkie życie kibica po takim meczu, oj ciężkie".
Na odpowiedzi kibiców Boniek długo nie musiał czekać. Przykładowo dwie pierwsze , ale reprezentatywne: "Tak to jest jak się widzi czubek własnego nosa i żyje w innym świecie. "Aniu, zarezerwuj mi tam bilecik do Rzymu. Na jutro" albo drugi: "Prezes związku piłkarskiego kpi z kibiców piłkarskich. Chyba władza zaczyna za mocno uderzać do głowy".
A przecież lepiej, żeby Boniek myślał o czym innym. Na przykład o logistyce związanej z VAR, co należy do obowiązków PZPN. Bo czy PZPN dowiedział się dopiero we wtorek, że 30. kolejka Ekstraklasy będzie w całości rozgrywana w ten sam dzień, o tej samej godzinie? Trudno w taką abnegację uwierzyć… Przecież to było wiadomo, latem ubiegłego roku.
Co ciekawe, w styczniu tego roku PZPN poinformował, że w rundzie wiosennej WSZYSTKIE mecze Ekstraklasy będą obsługiwane przez VAR, bo PZPN pozyskał kolejny wóz do obsługi tego systemu. Ale chyba się chłopakom zapomniało o tej 30. kolejce, tak ważnej przecież w obecnym systemie ESA-37.
Już wtedy powinno się działaczom PZPN zapalić światełko, że nie mają tylu wozów ile mieć powinni i należało ogłosić co z tym zrobią. Najwyraźniej jednak zaspali i obudzili się z poświątecznym pomysłem Bońka… To już lepiej było spać do końca i siedzieć cicho.
I jak PZPN rozwiązał problem z wozami na sobotę? No niesamowicie, z całą mądrością, jaką miał akurat do dyspozycji. VARu nie będzie… nigdzie. I to będzie - według PZPN - sprawiedliwie! Ktoś tu chyba strzelił focha, co?
Boniek - w stylu Romy - wali sobie samobója za samobójem. To najpierw PZPN przekonuje przez ponad pól roku wszystkich jak ważny jest ten VAR, Boniek nawet jest gotów mecze 30. kolejki przenosić na niedzielę (BO TAK TEN VAR JEST WAŻNY), a potem słyszymy: Jeśli nie wszędzie, to nigdzie nie dajemy… Jaja…
Co ciekawe, PZPN zapowiadał, że wprowadza system VAR na cały sezon. Teraz wyjmuje z tego jedną kolejkę, więc zmienia zasady gry w trakcie rozgrywek. Niepojęta logika. Trudno ją sobie inaczej wytłumaczyć niż tylko fochem.
Czyli jeśli mielibyśmy uratować wypaczenia wyników jedynie w połowie spotkań - bo na tyle nas na dzisiaj stać - to lepiej tego nie robić, niech się błędy dzieją wszędzie. Np. taki gol Siemaszki strzelony ręką, który zdecydował o degradacji Ruchu Chorzów.
Podobną logiką mogliby się kierować strażacy (nie wysyłamy wozów nigdzie, bo nie jesteśmy ich w stanie wysłać wszędzie) albo dyspozytorzy karetek pogotowia. Przejaskrawiam? Może. Ale nie mogę pojąć logiki, w której zmniejszenie prawdopodobieństwa wypaczenia wyników o 50 procent, nie jest atrakcyjne dla PZPN. Lepiej oddać całe 100 procent i w samemu - w sposób niezamierzony - podważyć konieczność korzystania z VAR. Bo jeśli nie w decydujących chwilach rozgrywek to kiedy?
Co ciekawe jeszcze niedawno VARu nie było na wszystkich meczach Ekstraklasy i jakoś wtedy to Bońkowi i PZPN-owi nie przeszkadzało. Nie wyrzucali całego systemu do kosza. To co się teraz stało? Foch?
Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl
24 na boisku na Varze więc my tyle sędziów w Polsce nie mamy