Piłkarze stołecznej Steauy jechali właśnie na mecz z Glorią Buzau, gdy ich autokar został zaatakowany przez pseudokibiców, którzy obrzucili pojazd kamieniami. Ucierpiał w tym starciu Paweł Golański, który został trafiony w głowę.
- Gdy zobaczyłam relację w telewizji, byłam przerażona. Rozbita szyba, krew na siedzeniach. Wyglądało to makabrycznie. Informowały o tym wszystkie stacje telewizyjne. W szpitalu okazało się, że obrażenia Pawła nie są tak poważne jak donosiły media - opowiada Detelina Golańska, żona polskiego obrońcy.
Golański trafił do szpitala bukaresztańskiej Wojskowej Akademii Medycznej. Okazało się, że na szczęście Golańskiemu nic się poważnego nie stało. Polak ma jedynie guza oraz założone sześć szwów na głowę. Co ważne, nie doszło do wstrząśnienia mózgu.
- Lekarze założyli mężowi sześć szwów na głowie. Zrobili też tomografię, żeby wykluczyć wstrząs mózgu. W szpitalu chcą, żeby Paweł przyjechał w piątek na dodatkowe badania, by stwierdzić, czy nie nastąpiły zmiany - relacjonuje żona piłkarza.
Policja bardzo szybko zatrzymała 16 podejrzanych tego zajścia, gdyż incydent został zarejestrowany kamerą przemysłową. Jeden z piłkarzy Steauy widział ponoć twarz sprawcy i po meczu z Glorią miał się stawić na rozpoznanie.
W piątek odbędą się derby Bukaresztu pomiędzy Steauą oraz Dinamem Bukareszt. Kibice tych pierwszych obwiniają za zajście właśnie fanów lokalnego rywala. Ich zdaniem całe zajście było spowodowane właśnie zbliżającym się mecze derbowym.