Czytaj w "PN". Finaliści MŚ. Piękno i rygor Hiszpanii

Jeśli ktoś 6:1 rozbija aktualnego wicemistrza świata, siłą rzeczy od razu staje się jednym z głównych kandydatów do zdobycia tytułu w nadchodzącej imprezie. Hiszpania po niedawnym pokonaniu tak wysoko Argentyny też z miejsca zyskała taki status.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
reprezentacja Hiszpanii Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: reprezentacja Hiszpanii
Leszek Orłowski

Zapewne zasłużenie, choć wielu ekspertów wciąż nie dowierza, że La Roja będzie w stanie zagrać na rosyjskich boiskach z taką samą konsekwencją, jak zrobiła to w 2010 roku w RPA.

Wiadomo przecież, że do zdobycia złotego medalu potrzebna jest nie tylko piękna gra w piłkę, gdy się ją ma, ale też rygor obronny po stracie. Paradoksem, ale znaczącym, jest to, że właśnie ekipa Vicente del Bosque ze zwycięskiego mundialu w 2010 roku, mająca w składzie wielkich artystów futbolu, pozostaje mistrzem świata, który w drodze po tytuł zdobył najmniej bramek i stracił najmniej. Może tędy droga, którą powinien też pójść Julen? Nie radować się z sześciu goli strzelonych Albiceleste, lecz martwić tym, że jednego drużyna straciła?

Nadprodukcja 

Wynik marcowego meczu w Madrycie wcale zresztą nie zachwycił Lopeteguiego. Zdecydowanie wolałby skromniejszą wiktorię, która nie przyniosłaby takiego deszczu komplementów jak owo 6:1. Selekcjoner trochę boi się, że jego zawodnicy uwierzą, że już są wielką drużyną i w Rosji zmiotą wszystkich rywali, którzy staną jej na drodze. Dlatego w ostatnich tygodniach stara się wszelkimi sposobami schładzać euforię. - To wszystko, co o nas ostatnio pięknego powiedziano i napisano, nie sprawi, że zaczniemy mecz z Portugalią, od razu prowadząc 1:0. Każdego gola na mundialu będziemy musieli strzelić sami - powiedział niedawno dziennikarzom, ale zwracając się chyba też do przebywających przecież w tym czasie w klubach podopiecznych. - Te komplementy ani mnie ziębią, ani grzeją - zakończył, mając nadzieję, że zawodników La Roji także one nie wzruszają.

Lopeteguiego czeka przed finałami bardzo delikatna robota. Najpierw będzie musiał wybrać 23 zawodników, którzy pojadą na mundial. W jego przypadku to istna łamigłówka, bo z jednej strony na prawie każdą pozycję ma kilku znakomitych kandydatów, ale z drugiej, czasami są oni do siebie zbyt podobni.

Weźmy oto pomocników. Kłopot ze zmiennikiem albo alternatywą dla Sergio Busquetsa, o którym mówiono jeszcze niedawno, teraz akurat właściwie nie istnieje: w marcowych meczach towarzyskich świetnie spisali się ustawieni na pozycji defensywnego pomocnika: Saul, Thiago oraz młody Rodri z Villarrealu, a Jupp Heynckes dziwi się, że Lopetegui nie powołuje Javiego Martineza. Jednak paradoksalnie gorzej wygląda sprawa z zawodnikami grającymi wyżej. Powiada się, i słusznie, że La Roja mogłaby się podzielić z połową innych uczestników mundialu playmakerami.

Kłopot w tym, że Isco, Andres Iniesta, David Silva, Koke, Thiago, a także pomijani ostatnio Cesc Fabregas czy Juan Mata to zawodnicy bardzo podobni; w zasadzie jeden z nich by wystarczył, żeby móc zgłosić w Rosji mistrzowskie aspiracje. Lopetegui wystawia ostatnio w wyjściowej jedenastce nawet czterech, obsadzając nimi także skrzydła. Jednak to w pewien sposób czyni La Roję przewidywalną, skazaną na tiki-takę. Selekcjoner ma też do wyboru skrajnych pomocników innego typu, szybkościowców. Jednak Marco Asensio, Lucas Vazquez czy Vitolo są piłkarzami nierównymi, nie do końca ustabilizowanymi, nie zawsze grającymi na najwyższym poziomie. Wpuszczenie ich na boisko jest niejakim ryzykiem, przejście z barcelońskiego na madrycki (kojarzony z Realem) sposób gry nie musi się powieść. Myślę, że Lopetegui chętnie przytuliłby takiego zawodnika jak Angel Di Maria, czy Arjen Robben.

(...)

Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #21. Cała Europa to wie - Piotr Zieliński będzie wielki. "Imponuje mi"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×