Szybki wyjazd, późny debiut. Problemy Polaków za granicą

PAP / Adam Davy/PA / Na zdjęciu: Jan Bednarek
PAP / Adam Davy/PA / Na zdjęciu: Jan Bednarek

Okraszony golem debiut Jana Bednarka w Premier League to świetna wiadomość. Z drugiej strony obrońca Southampton wpisał się w pewien niepokojący trend, który coraz częściej dotyczy Polaków w zagranicznych klubach.

Konrad Witkowski

Na przebicie się do wyjściowej jedenastki "Świętych" były zawodnik Lecha Poznań potrzebował aż 33 ligowych kolejek. Od startu sezonu 2017-18 w Premier League do występu polskiego defensora przeciwko Chelsea minęło osiem miesięcy. To sporo, nawet biorąc pod uwagę poziom trudności rozgrywek i duże umiejętności piłkarzy, z którymi 22-latkowi przyszło rywalizować o miejsce w składzie. Jan Bednarek już znacznie wcześniej zaliczył dwa występy w barwach Southampton, jednak były to tylko mecze w początkowych rundach krajowych pucharów - w nich presja wyniku jest nieporównywalnie mniejsza, a trenerzy zazwyczaj dają szansę gry zmiennikom. Debiut z prawdziwego zdarzenia to pierwszy występ w spotkaniu ligowym i takiej zasady trzymamy się w tym tekście.

Występu w Premier League młodszemu koledze może na razie tylko pozazdrościć Jarosław Jach. Od momentu styczniowego transferu z Zagłębia Lubin stoper ani razu nie pojawił się na boisku. Polak nie mógł liczyć na udział w meczach pucharowych, gdyż Crystal Palace odpadło z tych rozgrywek już w pierwszej części sezonu. Co gorsze, nie widać szans na poprawę statusu 24-letniego obrońcy: Jach nie ma miejsca nawet na ławce rezerwowych walczącej o utrzymanie drużyny z Londynu.

Umiejętności się obronią

Anglia to dla polskich piłkarzy trudny teren. Zaszczytu gry w Premier League nie dostąpił Krystian Bielik w Arsenalu. Swego czasu sporą cierpliwością musiał wykazać się Łukasz Fabiański, czekający na ligowy debiut w ekipie Kanonierów aż do 36 kolejki sezonu 2007-08. Jak pokazuje dzisiejsza pozycja 33-letniego bramkarza, warto było się wtedy przemęczyć. Może za kilka lat to samo będzie można powiedzieć o Bartoszu Kapustce, który w minionym sezonie w Leicester City miał wielkie trudności z wywalczeniem miejsca choćby w meczowej kadrze.

- Bartek został rzucony na głęboką wodę. Chłopak z polskiej ligi przechodzi do zespołu mistrza Anglii - takie transfery właściwie się nie zdarzają. Odchodził jako zawodnik wyróżniający się w Ekstraklasie, ale jak widać, to nie wystarcza, aby wskoczyć do składu drużyny z czołowej ligi na świecie - zauważa trener Jacek Zieliński, który prowadził Kapustkę w Cracovii, a obecnie odpowiada za wyniki Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. - Ma jednak wszelkie predyspozycje ku temu, aby dobrze grać w piłkę i jestem przekonany, że tak właśnie będzie. Kapustka to mądry i pracowity chłopak, na pewno da sobie radę. Natomiast jego pierwsze zderzenie z zachodnim futbolem faktycznie przypominało odbicie od ściany.

Problem nie ogranicza się jednak tylko do Wysp Brytyjskich. Także we Włoszech Polacy miewają duże trudności z przebiciem się w nowych klubach. Coś na ten temat wie Bartłomiej Drągowski, który szansę debiutu w Serie A otrzymał dopiero w ostatniej kolejce minionego sezonu. Niewiele krócej czekał Łukasz Skorupski w sezonie 2013-14 - bramkarz przesiedział na ławce rezerwowych Romy prawie dziewięć miesięcy, by wystąpić dopiero w dwóch spotkaniach kończących rozgrywki. Premierowego meczu w koszulce Udinese Calcio w ogóle nie doczekał się Wojciech Pawłowski. Dużym spokojem musieli wykazywać się też gracze z pola: na przykład Rafał Wolski zadebiutował w barwach Fiorentiny po czterech miesiącach. Łatwego początku na Półwyspie Apenińskim nie miał nawet Kamil Glik. Przyszły kapitan Torino po transferze z Piasta Gliwice do Palermo przez pół roku nie rozegrał ani minuty w Serie A. Dopiero na wypożyczeniu w Bari wiosną 2011 roku stoper zaczął wyrabiać sobie markę w Italii.

ZOBACZ WIDEO SSC Napoli nadal w grze o tytuł. Arcyważne trafienie Koulibaly'ego z Juventusem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Do wymagań Bundesligi nie wszyscy potrafią przystosować się tak szybko jak Łukasz Piszczek czy Jakub Błaszczykowski. 18-letni Mariusz Stępiński wyjeżdżał do Norymbergi z wielkimi nadziejami, a po zaledwie roku znów występował w Ekstraklasie. Napastnik co prawda regularnie grywał w 1. FC Nuernberg, ale w drużynie rezerw. Podobny los spotkał Mateusza Klicha, który w sumie przez dwa lata bezskutecznie starał się zadebiutować w Bundeslidze w barwach Wolfsburga.

Wyliczanka kolejnych przykładów niestety mogłaby trwać jeszcze długo. Faktem jest, że Polacy wyjeżdżający do zagranicznych klubów potrzebują nie kilku tygodni, ale miesięcy na aklimatyzację w nowym otoczeniu. To coraz częstsze zjawisko, choć zdarzają się wyjątki.

- Czas jest potrzebny, jeśli chodzi o sprawy pozaboiskowe: język na początku stanowi barierę, należy poznać taktykę nowej drużyny, znaleźć mieszkanie. Gdy załatwisz te wszystkie kwestie, głowa jest spokojniejsza i łatwiej skupić się wyłącznie na piłce. Natomiast jeśli chodzi o samą grę, to w każdym miejscu chodzi o to samo: trzeba wyjść na boisko i jak najlepiej zrealizować to, czego wymaga trener - mówił Bartosz Bereszyński w wywiadzie dla "PN" w marcu tego roku. - Na początku można nie być perfekcyjnie przygotowanym fizycznie i przez to nie pokazać pełni umiejętności, ale jakiś potencjał musi być widoczny od razu. Jeżeli ktoś potrzebuje aklimatyzacji do tego, aby celnie podać, to przepraszam, ale nie nadaje się do silnej ligi.

- Zgadzam się, że dobry zawodnik powinien wszędzie obronić się umiejętnościami - mówi Wojciech Tomaszewski, trener reprezentacji Polski do lat 18.  - Może nasi młodzi piłkarze czasami zbyt wcześnie spoczywają na laurach i zadowalają się czymś stosunkowo łatwym do osiągnięcia? Bywa tak, że komuś wystarcza status wyróżniającego się piłkarza w Polsce, ale kiedy zderzy się z europejską rzeczywistością, to dopiero wtedy widzi, jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Wiodący zawodnik z naszej ligi trafia do zagranicznego klubu, gdzie jest tylko jednym z wielu, a trener nie od niego zaczyna ustalanie wyjściowej jedenastki. To kwestia odpowiedniego nastawienia.

Ambicja i podejście piłkarza do pracy to tylko wierzchołek góry lodowej. Sprawa jest bardziej skomplikowana, a na sukces bądź porażkę gracza w zagranicznym klubie składa się wiele różnych czynników. - Każdy zawodnik zmieniający klub potrzebuje czasu na przystosowanie się do pewnych zasad panujących w zespole, do filozofii nowego miejsca pracy. Pojawia się w nieznanym środowisku, musi poznać otoczenie i realia funkcjonowania klubu. Te kwestie dotyczą wszystkich piłkarzy, nie tylko tych młodych - podkreśla Tomaszewski.

Przypadki Bednarka, Jacha, Kapustki i innych każą zastanowić się, czy polskie kluby odpowiednio przygotowują zawodników do wyjazdu za granicę.  - Pod tym względem zaczynamy przesadzać. Negowanie wszystkiego, co polskie, to bzdura. Uważam, że nasi zawodnicy wyjeżdżający do zachodnich klubów są na to dobrze przygotowani. To raczej kwestia nowego schematu gry, innej formy przygotowań, zrozumienia właściwej tendencji. Nie jest to proste - zaznacza Zieliński. - Myślę, że nasze wymagania wobec tych chłopaków są zdecydowanie za wysokie. Życie pokazuje, że potrzeba więcej cierpliwości.

Szybciej nie znaczy lepiej

Kolejna kwestia to wybór odpowiedniego momentu na wyjazd do silniejszej ligi. Niektórzy, jak Stępiński, Pawłowski czy Drągowski, decydują się na zmianę klubu jeszcze jako nastolatki. Kapustka i Wolski w momencie transferu mieli po 20 lat, a Bednarek i Klich byli o rok starsi. Z kolei Fabiański oraz Skorupski postanowili spróbować swoich sił za granicą w wieku 22 lat.

Inna sprawa, że metryka nie zawsze odzwierciedla boiskowe doświadczenie: 20-letni Dawid Kownacki przeprowadził się do Włoch po rozegraniu aż 117 spotkań w barwach Lecha. - Dawid czekał, trochę odwlekał w czasie transfer. To jest jakiś sposób. Nie chodzi przecież o to, żeby trafić do zachodniego klubu w wieku 16-17 lat. Trzeba się do tego należycie przygotować - mówi Tomaszewski. Historia polskiej piłki zna dziesiątki przykładów utalentowanych nastolatków, którzy zostawali bohaterami głośnych transferów, a po bolesnym zderzeniu z zachodnimi realiami wracali do kraju... i również sobie nie radzili. Swoją drogą ciekawe, jak potoczą się losy Huberta Adamczyka i Mikołaja Kwietniewskiego. Pierwszy ma za sobą występy w juniorskich drużynach Chelsea, ale w Cracovii gwiazdą nie został - teraz przebywa na wypożyczeniu w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz. Z kolei Kwietniewski kilka miesięcy temu przeszedł do Legii z młodzieżowego zespołu Fulham: 18-latek zbiera doświadczenie w trzecioligowych rezerwach, w seniorach Wojskowych jeszcze nie zadebiutował.

- W tej kwestii nie ma jakiegoś złotego środka, idealnego czasu na wyjazd zagraniczny. Kiedy pojawia się dobra propozycja, to dlaczego z niej nie skorzystać? - twierdzi Zieliński. - Wydaje mi się jednak, że w wielu przypadkach transfery następują zbyt wcześnie. Nie chodzi tylko o przygotowanie mentalne piłkarza, ale też liczbę rozegranych przez niego spotkań. Ktoś wystąpi w kilkudziesięciu meczach w Polsce i wyjeżdża do czołowej ligi europejskiej. Tam nie można przyjechać nieprzygotowanym, to miejsce tylko dla najlepszych. Właśnie dlatego nasi chłopcy potrzebują później czasu, aby osiągnąć wymagany pułap.

Właściwie każdy zawodnik mający za sobą występy w silnej europejskiej lidze zwraca uwagę na znacznie szybsze tempo rozgrywania meczów w porównaniu z Ekstraklasą. Ta różnica dotyczy nie tylko gry o punkty, ale także intensywności treningów. - Po wyjeździe do zagranicznego klubu Polacy trafiają na inne warunki treningowe. Tak jest na przykład w Southampton, gdzie niedawno odwiedziłem akademię i zobaczyłem trening pierwszego zespołu, a przy okazji porozmawiałem chwilę z Bednarkiem. Tam wszystko jest wzorowo poukładane, a szkoleniowcy nie muszą zaprzątać sobie głowy innymi sprawami niż prowadzenie zajęć. Myślę, że przystosowanie się do tej odmiennej kultury piłkarskiej też zajmuje trochę czasu - zauważa Tomaszewski.

Kluczem do uniknięcia miesięcy spędzonych na trybunach jest wybór właściwego klubu w odpowiedniej lidze. Zdecydowany na transfer piłkarz musi mieć świadomość swoich atutów oraz słabych stron. Nieodzowna jest też realna ocena sytuacji nowego zespołu: obcokrajowiec - tym bardziej młody - raczej nie będzie zawodnikiem pierwszego wyboru w klubie desperacko walczącym o utrzymanie. - Piłkarz musi wziąć pod uwagę swoje możliwości i dobrze się zastanowić, gdzie najłatwiej będzie mu się odnaleźć. Wspominany Kownacki jest określonym typem zawodnika i właśnie dlatego wybrał ligę włoską, a nie na przykład angielską - kończy selekcjoner kadry U-18.

Źródło artykułu: