Roman Bezjak zmarnował najważniejszego karnego w historii Jagiellonii? "Łatwo mówić po fakcie"

- Gdyby Bezjak trafił karnego, wygralibyśmy - mówili wściekli fani Jagiellonii po meczu z Wisłą Kraków (0:1). - Łatwo mówić po wszystkim - bronił się Słoweniec. Niewykluczone, że to pudło okaże się decydujące w walce Jagiellonii o mistrzostwo Polski.

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Chris Philipps (po prawej) Newspix / PIOTR KUCZA / Na zdjęciu: Chris Philipps (po prawej)
- Gdyby Bezjak strzelił tego karnego to byśmy wygrali, a teraz to mistrzostwo jest już raczej tylko marzeniem - to i inne podobne zdania można było usłyszeć od wielu kibiców Jagiellonii, wychodzących ze stadionu po niedzielnej porażce z Wisłą Kraków (0:1). Przegrana mocno ograniczyła szanse białostoczan na historyczny tytuł.

A wszystko mogło wyglądać inaczej. W 59. minucie sędzia Daniel Stefański zdecydował się na wideowerfykację zdarzenia pomiędzy Romanem Bezjakiem a Marcinem Wasilewskim i po obejrzeniu powtórki wskazał na rzut karny. Niemal wszyscy byli pewni, że za chwilę Jaga będzie prowadzić.

Tak się jednak nie stało. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł sam poszkodowany. Uderzył źle, tuż nad ziemią, niedaleko środka bramki. Julian Cuesta, który wyczuł jego intencje, bez problemu odbił futbolówkę.

- Uważam, że on ruszył się za wcześniej. Dlatego nawet jeśli uderzyłbym mocniej, to bramkarz by obronił. Mogłem strzelić w prawo, ale łatwo mówi się już po wszystkim. Bardzo żałuję tej sytuacji, ale nie możemy się załamać. Mamy jeszcze cztery mecze - tłumaczył się Słoweniec.

Co ciekawe, po meczu kilku piłkarzy nieoficjalnie mówiło o tym, że kto inny był wyznaczonym do strzału z "wapna". Tego nie potwierdził jednak trener, Ireneusz Mamrot. - Roman był pierwszym. Wczoraj został po treningu i uderzał rzuty karne. Wykorzystał wszystkie - powiedział dla nas.

Zamiast oczekiwanych trzech punktów i pozycji lidera dla Dumy Podlasia, skończyło się bez żadnego i spadkiem na trzecie miejsce. W końcówce bowiem rywale zdobyli zwycięskiego gola, po którym natychmiast zaczął... padać deszcz.

- Nawet niebo płacze nad tą "bezjakością" - rzucił jeden z białostockich fanów na sektorze VIP. - Czego tu się spodziewać jak ani ta drużyna, ani jej trener nie mają mentalności zwycięzców - dodał inny udając się z rozczarowaną miną do wyjścia.

- Ja jestem ostatnią osobą, która się podda - nie zgadza się z takimi opiniami szkoleniowiec, który nawet mimo fatalnej passy (6 punktów w ostatnich siedmiu meczach) nie traci wiary w swój zespół. I o to samo apeluje do kibiców.

- Wszystko nadal jest w naszych rękach. Jak wygramy cztery ostatnie mecze to będziemy mistrzami - przekonuje ambitnie Karol Świderski. Na to liczy Bezjak. Inaczej może przejść historii niesławy białostockiej drużyny, podobnie jak kiedyś w Ludogorcu.

W 1/8 finału Ligi Europy 2013/14 jego zespół przegrywał 1:0 z Valencią, kiedy arbiter podyktował rzut karny. Reprezentant Słowenii strzelił podobnie jak w niedzielę. Także nie trafił. Pudło podcięło rewelacyjnej ekipie skrzydła, skończyło się na 0:3.

Mimo świetnego jak na tą ekipę osiągnięcia, na które w dużej mierze złożyły się bramki piłkarza z Bałkanów we wcześniejszych rundach, fani Orłów z Razgradu do dzisiaj powtarzają, że gdyby nie nietrafiona jedenastka z Hiszpanami, ich ukochana drużyna osiągnęłaby coś jeszcze bardziej niesamowitego. Jeśli Jagiellonia się nie obudzi i nie pokona 6 maja Legii, za kilka miesięcy podobne wspomnienia mogą mieć także na Podlasiu.

ZOBACZ WIDEO Klęska SSC Napoli we Florencji, Koulibaly z nieba do piekła [ZDJĘCIA ELEVENS SPORTS 1]

Czy Roman Bezjak spełnia oczekiwania związane z jego zimowym przyjściem do Lotto Ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×