Łukasz Fabiański gra w Anglii już od 2007 roku, kiedy z Legii Warszawa wykupił go Arsenal. Na Emirates spędził siedem sezonów, ale nie były to lata tłuste. Nigdy nie został numerem jeden w bramce Kanonierów, a jego bilans w barwach londyńskiego klubu to raptem 78 występów.
Jego kariera nabrała rozpędu dopiero w 2014 roku, kiedy na zasadzie wolnego transferu przeniósł się z Arsenalu do Swansea City. Z miejsca stał się pierwszym golkiperem walijskiego klubu, a dzięki regularnej grze w barwach Łabędzi zaczął pukać do wyjściowego składu reprezentacji Polski.
Rozegrał dla Swansea City 147 spotkań i w aż 39 z nich zachował czyste konto. W trwającym sezonie nie dał się pokonać dziewięć razy, co jest znakomitym wynikiem, biorąc pod uwagę, że przez całe rozgrywki jego zespół okupuje dolne rejony tabeli Premier League. Formę Polaka docenili fani klubu - w środę Fabiański wygrał plebiscyt na najlepszego zawodnika sezonu Swansea City.
43-krotny reprezentant Polski nie kryje swojej wdzięczności wobec klubu, który zdecydował się na zatrudnienie go, choć był niewiadomą.
- Klub we mnie zainwestował. Ryzykował, bo byłem rezerwowym bez większego doświadczenia w Premier League. Na miejscu był bramkarz, który spisywał się bez zarzutu, ale zdecydowano się na mnie. Były wątpliwości, czy to wypali, ale starałem się odpłacić klubowi za zaufanie. Nie lubię za dużo o sobie mówić, ale czuję, że tutaj wszystko mi pasuje - powiedział Fabiański po odebraniu prestiżowej nagrody.
- Gram regularnie i mam bagaż doświadczeń. Pamiętam, że w pierwszych latach przed meczami miałem różne nastroje: byłem zbyt podekscytowany, potem normalny, a innym razem znużony - zdradził Fabiański, dodając: - Teraz przed meczami czuję się tak samo. Może to przychodzi z doświadczeniem.
Choć Fabiański na linii bramkowej robi, co może, by Łabędzie utrzymały się w Premier League, jego zespół wciąż nie jest pewny ligowego bytu. Na dwie kolejki przed końcem sezonu Swansea City balansuje na granicy strefy spadkowej, a po zakończeniu wszystkich spotkań 36. serii może wylądować pod "kreską".
- Jestem romantycznym, wrażliwym facetem, który żyje i oddycha futbolem. Wierzę w bajki i filmy takie jak "Rocky". W piłce czasem chodzi o to, by udowodnić komuś, że się mylił i od meczu z Watfordem mam satysfakcję, że pokazaliśmy ludziom, że wciąż możemy się liczyć w walce. Utrzymanie będzie wyjątkowe, biorąc pod uwagę zwłaszcza naszą sytuację w styczniu - podkreślił polski golkiper.
ZOBACZ WIDEO Jarosław Niezgoda: Reprezentacja? Na nic nie liczę