Stoi na stacji lokomotywa
Ciężka, ogromna, ciągle przegrywa
Lech Poznań jeszcze niedawno wydawał się być ważnym kandydatem do tytułu mistrza Polski, nie tylko prowadził po rundzie zasadniczej, ale też grał najlepszą piłkę, przynajmniej w końcowej fazie. Zobaczmy na wyniki ostatnich czterech kolejek pierwszej części sezonu: 5:1 z Jagiellonią, 3:0 z Lechią, 3:1 z Wisłą i w końcu 3:1 z Górnikiem. To był sygnał, że Lech ma zamiar dyktować warunki. I nagle okazało się, że zawodnikom ze stolicy Wielkopolski brakuje "tego czegoś". Może genu zwycięstwa, może odporności psychicznej na presję? Brakuje tu zawodników, którzy mają jakość, by w najważniejszym momencie sezonu pociągnąć lokomotywę.
Piłkarzy do niej pokupowali
ciężkich, niezwrotnych, chodzą ospali
Lech rozczarował zwłaszcza w drugiej połowie meczu z Jagiellonią Białystok, gdy przegrywał 0:1. Piłkarze z Poznania nie sprawiali wrażenia, jakby na tytule naprawdę im zależało. Nie oblegali bramki rywala, nie tworzyli niekończących się sytuacji, po których można by było powiedzieć, że zrobili wszystko by wygrać.
W pięciu kolejkach rundy finałowej Lech zdobył zaledwie 4 punkty, w tym ZERO na własnym stadionie. W sezonie zasadniczym bilans Lecha u siebie to 12-3-0. W rundzie finałowej, przy większej presji, mając nad sobą wiszącą gilotynę 0-0-3. Nie pomogła cisza medialna. Szefowie klubu z Poznania wymyślili sobie, że jeśli piłkarze nie udzielą żadnego wywiadu, to wygrają tytuł. To taki "trick psychologiczny", że oto następuje koncentracja na walce o tytuł. A po klęsce z Jagiellonią, jak pisze Radosław Nawrot z "GW": "podjęli decyzję o tym, że nie będą dzisiaj komentowali meczu. Poprosili o uszanowanie z powodu obecnej sytuacji sportowej".
Pamiętam, jak kiedyś Polonia Warszawa przegrała ważny mecz. Zawalili go dwaj piłkarze - Kieszek i Udarević. Pierwszy po meczu wśród dziennikarzy, na schodach, stanął Paweł. Bramkarz Polonii rzucił torbę i powiedział: "Skoro musicie to pytajcie". I pytaliśmy. Odpowiadał, tłumaczył. A zaraz po tym przyszedł Ivan i maglowaliśmy go przez 15 minut. Piłkarze Lecha proszą, "żeby uszanować". To wszystko pokazuje, jak tam jest źle pod względem mentalnym.
W przeciwieństwie do lokomotywy z wiersza Juliana Tuwima ta poznańska nie przyspieszyła, nie pognała przez most, ale nagle stanęła na stacji i nie chce ruszyć.
Już ledwo sapie, już ledwo zipie
A kibic Lecha jak zawsze chlipie
Jak to to? Jak to to? Jak to to? Jak to to?
Ruszyła za to Legia i znowu wygrała. Może znowu szczęśliwie, może nie powinna, ale jednak - Legia to taki zespół, który wykorzystuje swoje okazje. Może być słabsza, mieć gorszy dzień, ale jeśli dostaje prezenty, to je zabiera do domu. Tym razem bohaterem został Portugalczyk Cafu, który strzelił dwie bramki, choć niekoniecznie oddał dwa strzały. Dwa razy trafiła w niego piłka. Ale też dwa razy był tam, gdzie powinien.
W dwóch ostatnich kolejkach zapowiada się pasjonująca walka o tytuł. Legia gra u siebie z Górnikiem Zabrze, tracąca do niej trzy punkty Jagiellonia jedzie do Lubina. W ostatniej kolejce Legia zagra na wyjeździe z Lechem, a jak już wiemy, u siebie Lech dobrze nie gra. Miał być to mecz o tytuł i może będzie, ale już bez udziału gospodarzy. Jagiellonia kończy sezon u siebie z Wisłą Płock. Teoretycznie Legia ma przewagę, bo wszystko zależy od niej. Ale też ma ujemny bilans z Jagiellonią i znacznie trudniejsze mecze.
Trudno cokolwiek przewidywać w naszej Lotto Ekstraklasie. Piłkarze dopasowali się do sponsora ligi. Przewidzieć u nas wyniki to jak wygrać w totolotka.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #22. Pawlak: Najbardziej zawodzi Lech. To jakaś katastrofa