Jose Enrique musiał przedwcześnie zakończyć karierę jesienią ubiegłego roku z powodu poważnej kontuzji kolana. Dla 31-latka była to jednak mało znacząca wiadomość w perspektywie wieści, jakie usłyszał od swojego lekarza kilka tygodni temu.
- Pewnego dnia doznałem potężnej migreny. Po powrocie do domu spodziewałem się poprawy, ale było tylko gorzej. Ból głowy tylko się nasilił. Po przebudzeniu zrobiło się naprawdę źle, bo zacząłem widzieć podwójnie. Natychmiast udałem się do szpitala - wyjaśnia Enrique.
W placówce Hiszpan spędził dwie noce, gdzie przeprowadzono mu serię badań neurologicznych. Po kolejnych kilku dniach oczekiwania nadeszły wyniki. Lekarz przekazał Enrique wiadomość, że w głowie byłego piłkarza wykryto struniaka.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Pozytywne informacje ws. Glika. "Może uczestniczyć w grze w pełnym kontakcie"
- To bardzo rzadki rodzaj guza, jest ulokowany za okiem, dlatego muszę teraz nosić opatrunek. To była dla mnie najtrudniejszy czas w życiu. Jestem już jednak po skomplikowanej operacji. Lekarze wykonali wspaniałą pracę, jestem im niezmiernie wdzięczny - wyznał Hiszpan.
Teraz przed Enrique wiele miesięcy rehabilitacji, jednak jest on pozytywnie nastawiony do walki.
- Przy takich sytuacjach wszystko inne wydaje się nieważne. Masz wrażenie, że jesteś nieśmiertelny, ale tak nie jest - dodał.
Jose Enrique grał w Liverpoolu w latach 2011-2016. Na Anfield trafił dzięki świetnej postawie w barwach Newcastle United (2007-2011). Był też młodzieżowym reprezentantem Hiszpanii. Karierę zakończył w barwach Realu Saragossa.
Niech dochodzi do właścisego stanu...