Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: W meczu z Arką mimo dobrej gry zabrakło panu szczęścia, ale dziś się udało.
Jose Kante: To dla mnie ważna bramka, liczę na to, że doda mi pewności siebie.
[b]
Miał pan też drugą sytuację, sam na sam z bramkarzem.[/b]
Szkoda jej, ale doszło zmęczenie, źle przyjąłem piłkę i nie zdołałem jej opanować. Na szczęście wygraliśmy. Poza tym widać, że jest coraz większe zrozumienie w drużynie, jeśli chodzi o nową taktykę.
Myśli pan, że starczy na Ligę Mistrzów?
Oczywiście to nasze marzenie i zrobimy co w naszej mocy, by tam zagrać, ale Liga Europy też nie będzie zła.
Przed pańskim przyjściem zastanawialiśmy się, który Jose Kante jest prawdziwy. Ten który był objawieniem ligi w Wiśle Płock czy może ten wcześniejszy z Górnika Zabrze, który przez 13 miesięcy nie mógł trafić do bramki rywali?
To jest ten sam zawodnik, tyle, że sytuacja była inna. Wiele rzeczy się zmieniło, choćby wszystko, co działo się dookoła mnie. Ta sama osoba w innej sytuacji, w innym momencie życia. I to cała tajemnica.
ZOBACZ WIDEO Były piłkarz Wisły zaskoczony nominacją Brzęczka. "Dzięki niemu stałem się lepszym człowiekiem"
Na czym polega ta "inna sytuacja"?
Byliśmy w takim momencie, że zmienił się trener, walczyliśmy o utrzymanie, była bardzo duża presja, grało się naprawdę trudno. Zespół grał źle, była walka, ale nie było gry. Zresztą miałem wtedy nawet trochę sytuacji, ale w piłce trzeba szczęścia. Strzelasz w kierunku bramki i piłka idzie albo kilka centymetrów po jednej albo po drugiej stronie słupka. U mnie wyszło tak, że zawsze szła z tej niewłaściwej. Straciłem sześć, siedem bramek.
W Płocku nie było tej presji?
Nie. Był to zespół po awansie, mogliśmy sobie pograć. Zaczęliśmy od niczego, dlatego mieliśmy prawo robić błędy, czasem nie trafić i nic się nie działo. I może dlatego zrobiliśmy w Płocku wiele fajnych rzeczy.
Jak w treningu dzieci?
Dokładnie tak.
A w Legii da się to wyczuć?
Jeszcze nie, ale zobaczymy po rozpoczęciu sezonu.
Czy to była niespodzianka, gdy dowiedział się pan, że Jerzy Brzęczek, pański były trener, został selekcjonerem reprezentacji Polski?
Tak, na pewno, tym bardziej, że był tydzień do startu ligi. Ale to jest naprawdę dobry trener, a my mieliśmy świetny sezon. A więc jestem zaskoczony w tym sensie, że to taki niespodziewany news, bomba. Ale on na takie stanowisko zasłużył.
Jakim był trenerem?
Bardzo dobrym, z dobrą osobowością. Co ważne, był zawodnikiem na wysokim poziomie, wie jak postępować z ludźmi.
Jaki to typ człowieka, przyjaciel czy dyktator?
Zdecydowanie przyjaciel. To dobry człowiek i to da się wyczuć. Czasem krzyknął, bo piłkarze to specyficzna grupa, czasem robimy głupie rzeczy. Ale generalnie to człowiek spokojny, stonowany.
Jakie jest pańskie pierwsze skojarzenie?
Dzięki niemu i całemu sztabowi wygrywaliśmy sporo spotkań. Miał świetnie wypracowane stałe fragmenty gry, rzuty rożne to jego specjalność. Poza tym świetnie radziliśmy sobie z kontry. Naprawdę fajnie nam się grało.
A wasze relacje osobiste?
Raczej nie było nic takiego. Pracowałem dużo i on to widział, to chyba wszystko. Myślę, że miał na mnie pozytywny wpływ w codziennym treningu. Nie było tak, że podszedł do mnie i mówił: "Masz zrobić to, żeby być lepszym", ale czułem, że z każdym dniem się poprawiam. Na pewno pomogła mi przyjazna atmosfera, którą stwarzał, ja sam jestem człowiekiem pozytywnym i staram się odpłacić takiej osobie.
Co może pan dać Legii?
Myślę, że jestem w najlepszym momencie swojej kariery i czuję, że jestem na fali wznoszącej. Wcześniej nie sądziłem, że trafię kiedyś jeszcze do dużego klubu, takiego jak Legia. Drzwi otworzyły się i trzeba przez nie wejść.
Czyli ta oferta to była niespodzianka?
Tak, na pewno. Byłem na wakacjach i dostałem kilka ofert, ale nie były zbyt dobre. Czekałem na coś, co będzie odpowiadało mi i mojej rodzinie. I wtedy zadzwonił telefon na temat Legii i to było dla mnie zaskakujące. Ale postaram się dać to, co dawałem w Wiśle, bramki, dobrą grę w ataku.
Z Carlitosem jesteście przyjaciółmi?
Siedzimy obok siebie w szatni, można pogadać po hiszpańsku. Jesteśmy kolegami. Przyjaciel to ktoś szczególny. Ale wiedzieliśmy o sobie, bo grałem z jego znajomymi, na Cyprze, z jednym z jego najlepszych przyjaciół, potem z Nico Varelą w Płocku, również jego przyjacielem. W piłce te drogi gdzieś cały czas się krzyżują i teraz skrzyżowały się nasze. Więc pewnie jeszcze zdążymy się zaprzyjaźnić.
Myśli pan, że może strzelić więcej bramek od niego w lidze?
Ale on chyba strzelił 24. Mogę spróbować...
Mówiło się, że nie wróci pan do Polski, bo dziewczyna miała jakieś nieprzyjemne zdarzenie w Płocku.
Miała problem z jakimś pijakiem (w sklepie próbował wyrwać jej torebkę - red.), oczywiście to się mogło zdarzyć wszędzie, ale po prostu nie czuła się najlepiej w mieście Płocku. Zresztą, dla mnie to też był trochę problem, jak spędzić czas. To małe miasteczko, nie bardzo jest co robić, szukałem jakiegoś zajęcia, chodziłem nawet łowić ryby. To po prostu nie było miasto dla nas i chciałem się stamtąd ruszyć.
Brzydko mówiąc "nudne miasto pośrodku niczego"?
Tak, bez urazy, nie chcę powiedzieć niczego złego o Płocku, ale pochodzę z Barcelony a nie z małej wioski i jednak jestem przyzwyczajony, że coś się dzieje, zawsze można gdzieś pójść, jakoś spędzić czas, mieć więcej opcji i w Warszawie to jest.
I pana dziewczynie też się spodoba?
Tak, ona chciała, żebym przyszedł do Legii.
Legia to w końcu Legia , największy Polski klub.