Jacek Stańczyk: Ave Jagiellonia! (komentarz)
Zenek Martyniuk po każdej bramce Jagiellonii śpiewa na stadionie w Białymstoku: przez te bramki, brameczki oszalałem. W czwartek po czterech golach wbitych Portugalczykom z Rio Ave w eliminacjach Ligi Europy mogło się naprawdę zakręcić w głowie.
Okazało się, że można puścić polski zespół w świat i nie przyniesie on wstydu. Dziś nie tylko mamy w Polsce pogodę jak w Portugalii, a na dodatek wyrzucamy tamtejsze kluby z piłkarskiej Europy. A po pierwszym meczu wydawało się, że Jagiellonia jednak pojedzie tam na wycieczkę krajoznawczo-turystyczną. Owszem, wygrała u siebie 1:0, ale wysoka porażka nikogo by nie zdziwiła. Wtedy tuż przed meczem nad stadionem przeszła ulewa, piłka zatrzymywała się na przesiąkniętej trawie, a i tak Rio Ave grało lepiej. Przed rewanżem trudno było być optymistą. A słowa Ireneusza Mamrota, który przekonywał, że na rewanż pojechał po awans, brzmiały raczej jak typowa kurtuazyjna gadka.
Jagiellonia jest też klubem, któremu po prostu fajnie czasem pokibicować. Zespół od dawna grający atrakcyjną piłkę, który nie ma w sobie wielkopańskiego zadęcia i przekonania o własnej świetności i nieomylności. Na Podlasiu raczej nikt nie krąży między chmurami, tylko twardo stąpa po ziemi.
Na pierwszym meczu z Rio Ave był wspomniany na początku Zenon Martyniuk. Mówił potem przed kamerą Polsatu: - jest dokładnie tak, jak w mojej piosence. Chodziło o cytat, że "po burzy zawsze słońce lśni". W piątek, po takim "burzliwym" meczu jak w czwartek, gdy wynik zmieniał się co chwilę, w Białymstoku to już prawdziwy upał.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek zaczyna jak Adam Nawałka. Na prezentacji otrzymał koszulkę bez numeru