F91 Dudelange - Legia: odrobić straty, uniknąć kompromitacji stulecia

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Inaki Astiz (z lewej)
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Inaki Astiz (z lewej)

To nie będzie mecz tylko o odrobienie strat, awans od kolejnej rundy i ratowanie budżetu. Legia zagra w czwartek przede wszystkim o uniknięcie jednej z największych kompromitacji w historii polskiej piłki. Początek o godzinie 20. Transmisja w TVP 2.

Można oczywiście rozpisywać się o tym, jak to piłka w Luksemburgu poszła do przodu, jak tamtejsze kluby z czołówki zaczęły inwestować w rozwój, akademie, pierwsze drużyny. Jak tamtejsza reprezentacja nie jest już europejskim, piłkarskim pariasem, dostarczycielem punktów w eliminacjach wielkich turniejów dla wszystkich krajów z rodziny UEFA. Można o tym pisać, zaklinać rzeczywistość i starać się tłumaczyć porażkę Legii 1:2 w pierwszym meczu 3. rundy kwalifikacji do Ligi Europy.

Można też postawić sprawę jasno: mistrz Polski przegrał 1:2 z ekipą półamatorską, w której występują zawodnicy na co dzień zarabiający pieniądze na handlu autami, stróżowaniu w szkole i smażeniu naleśników. Wojskowi wyszli na mecz z półamatorami i przegrywając z nimi przed własną publicznością, przekroczyli nieprzekraczane wcześniej w polskim futbolu klubowym granice żenady.

Piłka wciąż jest jednak w grze, straty z pierwszego meczu wciąż można odrobić. W pierwszym, podobnym przypadku w tym sezonie - w dwumeczu ze Spartakiem Trnawa - ta sztuka się nie udała, tym razem zawodnicy Legii są mimo wszystko dobrej myśli. - Mecz z Dudelange na pewno nie będzie należał do najtrudniejszych w mojej karierze. Mamy oczywiście szacunek do przeciwnika, ale musimy zrobić wszystko, by awansować. I tak będzie! Wiem, że w czwartek będzie dobrze, kluczem będzie koncentracja - mówił na konferencji prasowej Arkadiusz Malarz.

ZOBACZ WIDEO Poznaj Marcina Żarneckiego, który podbił serca Chorwatów. Polskiego bohatera odwieźliśmy do domu

Malarz wypowiadał te słowa, a wszystkiemu przysłuchiwał się nowy trener Legii, Ricardo Sa Pinto. - W tych kilka dni zobaczyłem w drużynie wielkie skupienie. Piłkarze wierzą, że mogą odrobić straty z pierwszego meczu - mówił w środę szkoleniowiec. Uważany za ekscentryka, momentami nawet szaleńca, gdy przy linii bocznej w trakcie meczów wyczynia niesamowite rzeczy, ale z drugiej strony portugalscy dziennikarze nazywają go "trenerem od trudnych sytuacji i wyciągania zespołów z kryzysu". Poza tym, że Legii w ostatnich miesiącach po prostu brakowało trenera, to właśnie kogoś takiego, potrafiącego gasić pożary, potrzebowała szatnia mistrzów Polski.
Sa Pinto zabrał do Luksemburga 20 zawodników. Na pokładzie samolotu nie znaleźli się Artur Jędrzejczyk oraz Marko Vesović. Pierwszy nie został w ogóle zgłoszony na trzecią rundę eliminacji (to efekt walki pomiędzy piłkarzem a klubem w sprawie wysokiego kontaktu), drugi z kolei walczy z kontuzją.

Legia w ostatni weekend ograła na wyjeździe Piasta Gliwice 3:1 i w końcu pokazała piłkę, która nie wyciska z oczu łez - solidną w obronie i skuteczną w ofensywie, choć zbyt wielu sytuacji z gry sobie nie stworzyła. To przebłysk, na bazie którego - oczywiście w połączeniu z zatrudnieniem Sa Pinto - opiera się optymizm kibiców przed czwartkowym meczem.

Początek spotkania F91 Dudelange - Legia Warszawa o godzinie 20:00. Transmisję z tego meczu przeprowadzi TVP 2. Pierwszy mecz: 1:2.

Źródło artykułu: