Prezes Arki Gdynia: Padły niecenzuralne słowa

Newspix / Tomasz Zasiński / Wojciech Pertkiewicz
Newspix / Tomasz Zasiński / Wojciech Pertkiewicz

- Nasz bilans punktowy mnie nie zadowala, ale liczyłem się z tym, bo latem w klubie zaszło sporo zmian. Mimo wszystko taki mecz jak w Kielcach nie powinien się zdarzyć. Zagraliśmy fatalnie - mówi Wojciech Pertkiewicz, prezes Arki Gdynia.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak się panu podoba gra nowej Arki Gdynia?[/b]

Wojciech Pertkiewicz, prezes Arki Gdynia: Są lepsze i gorsze momenty. Z Koroną zagraliśmy słabe zawody, ale z kolei mecz z Wisłą Płock wyglądałem przyzwoicie. Nasza forma nie jest jeszcze ustabilizowana na równym poziomie.

Choć nie ukrywam, że ja nie oczekuję fajerwerków, wolałbym, żebyśmy grali po prostu skuteczniej. Tak jak w drugiej połowie w Płocku. Tam wykorzystaliśmy swoje sytuacje i sięgnęliśmy po trzy punkty. W meczu z Koroną zawiedli wszyscy. To była kumulacja błędów. Gospodarze zasłużenie sięgnęli po zwycięstwo.

Był prezes na meczu w Kielcach?

Nie było mnie w Kielcach.

Wyłączał pan telewizor w trakcie meczu? Pytam, bo trener Smółka po spotkaniu mówił, że na miejscu kibiców wyłączyłby telewizor.

(głośny śmiech) Mecz obejrzałem do końca, ale w trakcie spotkania rzuciłem kilka słów niecenzuralnych. Powiedzmy sobie wprost: to był mecz, o którym nikt nie będzie pamiętał.

ZOBACZ WIDEO Szalony mecz w Rzymie, cudowne trafienie Pastore. Skrót starcia AS Roma - Atalanta [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Sześć punktów po sześciu kolejkach to powód do zadowolenia?

Nie, ale liczyliśmy się tym. W okresie letnim zaszło sporo zmian, pojawił się nowy trener. Cień szansy, że coś od razu zaskoczy zawsze jest, ale rozsądek podpowiadał, że potrzeba czasu, aby to wszystko odpowiednio się ułożyło. Myślę, że pewnym luksusem jest fakt, że dobraliśmy zawodników pod filozofię trenera. Tak na przykład do Gdyni trafił Michał Janota. On był rekomendowany przez Zbigniewa Smółkę.

I ten Janota daje dużo nadziei. Miło się na niego patrzy.

Zgadza się, on przypomina trochę Mateusza Szwocha. Michał w meczach z Wisłą i Górnikiem wypadł bardzo przyzwoicie. Miał przebłyski, w Kielcach było gorzej, ale tam wszyscy zawiedli. Nie ukrywam, że więcej oczekujemy od Gorana Cvijanovicia, który w barwach Korony pokazał, że drzemie w nim spory potencjał. Teraz trzeba po prostu ten potencjał wykrzesać z niego. To nie jest leń czy piłkarz spełniony. To jest facet, który musi na boisku udowodnić, że warto było w niego zainwestować.

Trener Smółka nie boi się odważnych stwierdzeń w mediach. Panu się to podoba?

Wychodzi szczerość trenera. Są rzeczy, które muszą zostać w kuluarach, i tak też się dzieje. Jak na razie trener Smółka nie przekroczył tej dopuszczalnej granicy. Trzeba też zrozumieć, że po meczach są duże emocje, często frustracje. 

W Lidze+Extra zdradził pan, że rozważaliście zatrudnienie zagranicznego trenera. To był szkoleniowiec znany z wcześniejszej pracy w polskiej ekstraklasie?


Nie. Muszę powiedzieć, że pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Rozmowy przebiegały profesjonalnie, trener był świetnie przygotowany do prezentacji. Podobnie było w przypadku trenera Smółki. Obaj wiedzieli, o czym chcą mówić. Niestety nie jest to normą, bo niejednokrotnie rozmawialiśmy z takimi trenerami, którzy nie do końca wiedzieli, jakich zawodników będą mieli w kadrze.

Kadra Arki jest zamknięta?

Tak ją traktujemy. Co prawda prowadzimy kilka rozmów, ale nie mogę nic obiecać. Oczekuję tego, że częściej na boisku będziemy oglądali tych, którzy do tej pory nie dostali za wiele szans, a przecież nie przychodzili do klubu siedzieć na ławce czy na trybunach. Trzeba wyciągnąć potencjał z tych graczy, których mamy w kadrze. Mam na myśli Młyńskiego, Łosia, Maghomę czy Klimczaka.

Podoba się panu projekt "Wielkiej Arka"?

Jak najbardziej. Dzięki tej inicjatywie poszerzamy żółto-niebieską rodzinę Arki Gdynia. To nie jest jednak nowość, bo na świecie, i w Polsce także, jest sporo przykładów klubów wielosekcyjnych. Co prawda każdy podmiot prowadzi oddzielną księgowość, ale połączenie kilka klubów pod jedną nazwą jest bardzo ciekawą inicjatywą. Być może w przyszłości dojdzie do tego wspólny herb. Rozmowy w tej sprawie trwają.

Jakie widzi pan plusy tego projektu?

Uważam, że pod względem promocyjno-marketingowym jest to znakomite pociągnięcie. Projekt "Wielkiej Arki" motywuje i zobowiązuje do dalszego rozwoju poszczególnych klubów i godnego reprezentowania Gdyni. Ta wspólna idea powinna skonsolidować nie tylko kluby, ale też gdyńskich kibiców do wspierania drużyn grających pod wspólnym szyldem.

Myśli pan, że część piłkarskich kibiców przeniesie się na inne dyscypliny: koszykówkę czy piłkę ręczną?

To jest kwestia współpracy między klubami i stworzenia dogodnych warunków dla kibiców. Myślę, że jest taka szansa, że fani będą przenikać z piłki nożnej do innych dyscyplin. To też wynika z faktu, że nie gramy co tydzień meczu w Gdyni, terminy spotkań nie pokrywają się, więc kibice będą mogli chodzić na różne dyscypliny. Trwają rozmowy na temat łączonych biletów. To jest proces i potrzeba na to czasu.

Zobacz inne teksty autora

Komentarze (0)