- Mecz przebiegał tak jak się spodziewałem. Było trudno zagrać piłkę za plecy Irlandczyków, bo stali blisko bramki, wiedzieliśmy, że nie będzie takich możliwości jak we Włoszech. Gdybyśmy wykorzystali pierwszy stały fragment, spotkanie wyglądałoby inaczej. Stworzyliśmy za mało okazji przed przerwą. Było natomiast za dużo momentów, kiedy za wysoko podchodziliśmy i brakowało nam zawodników do przyspieszenia, wprowadzenia bocznych obrońców do akcji - analizował Jerzy Brzęczek.
Sparing we Wrocławiu nie był wielkim widowiskiem, oglądało się go źle, nawet fatalnie. Długimi minutami piłkarze wprowadzali senną atmosferę, przerywaną pojedynczymi okazjami Polaków. Kibiców z letargu wyrwali Irlandczycy, którzy po przerwie objęli prowadzenie 1:0. Biało-Czerwonych ożywiło dopiero wejście Mateusza Klicha. Pomocnik Leeds tuż przed końcem wykorzystał bodaj najlepszą akcję Polaków w całym spotkaniu i doprowadził do remisu 1:1.
- Musimy wziąć pod uwagę jedną kwestię - graliśmy z dwoma napastnikami, właściwie bez najlepszych graczy meczu z Włochami. Brakowało pomostu między pomocą a atakiem. Kogoś takiego jak Mateusz Klich po wejściu. Druga połowa była bardzo ważna szkoleniowo, nawet ważniejsza niż to, co wydarzyło się we Włoszech (1:1 - przyp.red.). Przegrywaliśmy 0:1, kibice byli zniecierpliwieni, ale nie straciliśmy głowy. Gdybyśmy grali długie piłki, to nie sprawdziłoby się. Ja jestem spokojny o przyszłość - stwierdził.
Po chwili dodał: - Dwa pierwsze spotkania za nami, zaczęliśmy dobrze funkcjonować, nie tylko na boisku i podczas treningów. Nie spodziewałem się, że szybko nastąpią korzystne zmiany.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Piękny gol Neymara na treningu. Cieszył się jak CR7