Legia - Lech. Zbyt wcześnie na derby

Newspix / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: piłkarze Legii Warszawa
Newspix / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: piłkarze Legii Warszawa

Rywalizacja Legii z Lechem budzi największe emocje w lidze, bo stawką były pierwsze miejsca w tabeli. Jednak teraz pozycja lidera jest poza zasięgiem obu rywali.

Rok temu o tej porze Lech Poznań był liderem Lotto Ekstraklasy, a Legia Warszawa traciła do niego tylko punkt. Wtedy derby w ósmej kolejce wzięłoby się w ciemno. Teraz żadnej z drużyn nie ma co nawet szukać na podium. Kolejorz ma już cztery punkty straty do pierwszej Wisły Kraków. Z kolei Wojskowi nie łapią się nawet do pierwszej ósemki, ale do poznaniaków brakuje im tylko dwóch punktów.

Derby nie tak ważne

Dużo ważniejszy mecz w kontekście góry tabeli odbył się w sobotę. Wisła Kraków pokonała 5:2 dotychczasowego lidera, Lechię Gdańsk, i sama zajęła pierwsze miejsce (relację przeczytasz TUTAJ). Taki scenariusz w najbliższej przyszłości jest poza zasięgiem zarówno Legii jak i Lecha.

Jednak Kolejorz ciągle równie poważnie traktuje niedzielny mecz. - To są derby, nie ma znaczenia kto jest wyżej lub niżej w tabeli, kto lepiej czy gorzej gra. To jest moment. Trzeba wyjść na boisko i zagrać dobrze. Mamy swoje problemy, Legia ma swoje. Każdy jednak patrzy na siebie. Każdy chce wygrać, bo wiemy jakie są nastroje po zwycięstwie - powiedział Ivan Djurdjević.

Szkoleniowiec Lecha jeszcze z perspektywy boiska pamięta starcia z Wojskowymi, ale wierzy, że wygrana z tak kluczowym rywalem pozwoli jego drużynie na nowo nabrać wiatru w żagle. A to szczególnie ważne, bo Kolejorz nie wygrał kolejnych trzech spotkań w lidze.

Zupełnie inaczej najbliższy mecz odbiera nowy trener Legii. - Tak, wiem, że dla wszystkich bardzo ważne są starcia z Kolejorzem. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony przed tym meczem. Ale jeśli wygramy z Lechem, a potem nie będziemy zwyciężać, to nie będę szczęśliwy. Sezon jest jak maraton i tak to trzeba traktować. Dobrze rozkładać siły - mówi w rozmowie w WP SportoweFakty Ricardo Sa Pinto (cały wywiad przeczytasz w TYM MIEJSCU).

Giganci w opałach

Obaj rywale są w dużych kryzysach. Legia, według zapewnień Sa Pinto, dopiero się rozkręca, chociaż czeka na to już od czterech spotkań. Mistrz Polski pod wodzą charakternego Portugalczyka zdążył już skompromitować się na własnym stadionie z Wisłą Płock (1:4), a potem zremisować 0:0 z Cracovią, która niemal od początku okupuje dno tabeli.

Ważne spotkanie z Lechem przytrafia się w najmniej odpowiednim momencie, kiedy Wojskowi dopiero nadrabiają zaległości po straconym okresie przygotowawczym. - Nie mogę obiecać, że zobaczymy już taką Legię, jakiej wszyscy chcemy. Chcieliśmy znaleźć swoją tożsamość, szlifowaliśmy również organizację gry w ofensywie, jak i defensywie. Niektórzy zawodnicy nie pracowali z nami z powodu wyjazdów na zgrupowania kadr, ale proces będzie kontynuowany. To istotne, by zawodnicy czuli odpowiedzialność za wynik - mówił Sa Pinto w piątek o ostatnich dniach treningów.

Mogłoby się wydawać, że w obozie Lecha panują odmienne nastroje i na wieści z Warszawy otwierają szampana. W końcu Kolejorz przeprowadził kilka imponujących transferów, które nie musiały czekać, by odpalić. Pedro Tiba i Joao Amaral od razu wkomponowali się w zespół i zaczęli przemawiać na boisku. Tyle, że maszyna, w którą wtłoczono niemałe pieniądze zacięła się już po czwartej kolejce i wciąż czeka na przełamanie. - Niezbyt dobrze prezentowaliśmy się pod względem taktycznym. Popełniliśmy dużo błędów indywidualnych, które zaważyły na wynikach - analizował ostatnie spotkania na przedmeczowej konferencji Kamil Jóźwiak, pomocnik Lecha. Kolejorz zdążył już wysoko przegrać u siebie z Wisłą Kraków (2:5), zremisować z Piastem Gliwice (1:1) i w międzyczasie potknąć się na wyjeździe z Zagłębiem Lubin (1:2).

Wielka niewiadoma

Trudno zakładać, jaki mecz zgotują nam w niedzielę Legia i Lech. Czy będzie to spektakl pełen bramek, w którym dojdzie do efektownego przełamania którejś z drużyn, czy też wymęczone 0:0 na miarę starcia Jagiellonii z Legią w rundzie mistrzowskiej ubiegłego sezonu? Obaj rywale nie są w swojej optymalnej formie, ale nie ma też lepszego momentu, żeby wyjść na prostą jak derby z największym rywalem.

- Sam jestem ciekawy, jak zagra Legia. Jeśli tak jak w poprzednich meczach w tym sezonie, faworytem będzie Lech Poznań. Co tam faworytem, zdecydowanym faworytem. Legia dołuje i prezentuje się wręcz strasznie. Wielką niewiadomą jest, jak Ricardo Sa Pinto ustawi zespół. Jeśli postawi na najlepszych, to wówczas Kolejorz może mieć problemy. Natomiast jeśli znów będzie kombinował, to wtedy nie wróżę warszawiakom sukcesu - mówi Adam Topolski, były trener Lecha a wcześniej piłkarz Legii dla "Przeglądu Sportowego".

Były obrońca zaznacza, że Lech również ma swoje problemy. - Początek sezonu miał dobry, ale to nie jest jeszcze zespół, na który wszyscy w Poznaniu czekają. Jak dla mnie gra mało widowiskowo. Jest problem w defensywie, w środkowej linii nie ma gry piłką. Ivan Djurdjević chyba stosuje trochę za dużo rotacji, musi być większa stabilizacja. Trójka obrońców? Każdy chce iść w nowoczesny futbol, ale nie mamy za bardzo kim kopiować tych ich pomysłów. Zwyczajnie brak jest odpowiednich wykonawców. Dlatego bezpieczniejszym wariantem dla Kolejorza będzie powrót do gry z czwórką defensorów.

Początek meczu Legia - Lech w niedzielę o godzinie 18:00. Spotkanie poprowadzi Daniel Stefański.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Parma wygrała z Interem po kapitalnym golu. "Zamurowało mnie" [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: