[b]
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Kiedy będziecie gotowi?
[/b]
Ricardo Sa Pinto, trener Legii Warszawa: Wyniki musimy mieć jak najszybciej, ale jeśli drużyna ma grać tak jak ja chcę, potrzebujemy czasu. To jest kwestia spokojnego postępu. Nie mogę teraz powiedzieć, że to będzie za dwa albo trzy miesiące. To jest proces, pracujemy nad tym ciężko.
W takim razie proszę przynajmniej powiedzieć jak ma grać "pańska" Legia?
Z dużą intensywnością. W defensywie chcę drużyny, która umie stosować pressing i nie pozwoli grać przeciwnikowi. Mamy stanowić spójną grupę, być mocni w walce o pierwszą i drugą piłkę. W ofensywie chcę również więcej jakości, okazji, chcę strzelać więcej. Oczywiście najważniejsze jest wygrywanie, ale nie interesuje mnie fartowne zwyciężanie w ostatniej minucie. Wygrana ma być wypracowana, zasłużona.
Przejął pan klub w ciężkim momencie z punktu widzenia trenera. Kto inny odpowiadał za przygotowania do sezonu, jest wrzesień, a pan ma co naprawiać.
Można powiedzieć, że podejmuję ryzyko, ale to jest praca trenera. Gdy obejmowałem Standard Liege, był to klub, który długo nie mógł zakwalifikować się do fazy play-off, a jednak podjąłem wyzwanie i zostaliśmy wicemistrzem Belgii. Życie trenera to właśnie podejmowanie ryzyka. Mam zaufanie do swojej pracy, do swojego sztabu. Jestem bardzo pozytywną osobą, wiem, że sprawy nie wyglądają zawsze jakbym chciał, ale mam świadomość wielkości Legii i chcę, żeby klub znowu stał się rozpoznawalny w Europie. To mój cel na przyszłość, dlatego podpisałem umowę na trzy lata.
ZOBACZ WIDEO Polska - Irlandia. Klich uratował remis. Strzelec gola widzi pozytywy po słabym meczu
Myśli pan, że zdoła w końcu popracować gdzieś dłużej niż rok?
Mam nadzieję, dlatego podpisałem umowę na trzy lata. To byłoby dobre dla mojej kariery. Miałem nadzieję, że ten pierwszy dłuższy pobyt będzie w Standardzie, ale z różnych powodów tak się nie stało. Na pewno chciałbym tu pracować dłużej, są tu świetne standardy, ludzie, atmosfera, zawodnicy pokazują, że chcą się poprawić. I myślę, że powoli to już następuje. Mam nadzieję, że będziemy to kontynuować, stworzymy ekipę, która się nie poddaje, gdzie jeden walczy za drugiego.
Zaczęło się tak sobie.
Wiem, że początek nie jest łatwy, ale jestem przekonany, że finał będzie dobry. Teraz może wygląda to trochę jak jazda kolejką górską, a my musimy mieć regularność. Do tego potrzebujemy jednak czasu. Moim zdaniem ciężka praca to dziewięćdziesiąt pięć procent sukcesu w piłce, reszta to inspiracja, motywacja, talent. Czy Messi i Ronaldo, gdyby nie pracowali ciężko, byliby w stanie błyszczeć? Moim zdaniem - nie! Nie mieliby siły dryblować, strzelać, pokazywać sztuczek. Ja nie wierzę w szczęście. Wierzę w ciężką pracę. I tak ma funkcjonować moja Legia.
Gdzie jest najwięcej do nadrobienia? W sferze mentalnej czy fizycznej?
Nie chcę mówić o innych, o przeszłości. Jeśli chodzi o sposób w jaki chcę pracować, musimy się poprawić, być lepsi pod każdym względem, taktycznie, technicznie, mentalnie, fizycznie. Ale nie chcę tego rozróżniać, mówić co jest ważniejsze. To są integralne części procesu. Na pewno taktyka to jest pierwsza kolejność. Drużyna musi wiedzieć, jak chcę grać, na czym to polega, a potem może dostosowywać inne elementy, bieganie, walka i tak dalej. Możesz grać świetnie głową, ale jeśli nie rozumiesz, co masz robić - wszystko na nic.
Czy to było najtrudniejszy start w pana trenerskiej karierze?
Nie, podobnie było w Standardzie, w OFI Kreta, gdzie byłem na ostatnim miejscu w październiku, a skończyliśmy na szóstym, doszliśmy do półfinału pucharu krajowego. W Crvenie Zvezdzie wygraliśmy osiem spotkań z rzędu i skończyliśmy na drugim miejscu. W Standardzie wziąłem drużynę w środku tabeli, a weszliśmy do play-off, zdobyliśmy puchar. A mogliśmy zdobyć mistrzostwo, przegraliśmy przez nieprawidłowo zdobytą bramkę. Gdybyśmy mieli dwie kolejki więcej, mielibyśmy ten tytuł. Wiele było takich trudnych sytuacji. Teraz to po prostu kolejne trudne wyzwanie, możliwość odbudowania czegoś.
W Belgii było chyba ogromne rozczarowanie, nie zwalnia się trenera, który wykonał taką pracę.
To prawda. Zresztą nie chodzi tylko o wynik, ale o to jak graliśmy. Np. w pucharze wygraliśmy na wyjeździe z Anderlechtem, potem dwa mecze z Brugge, finał z Genk. Nie było w tym farta, pokonaliśmy najlepsze ekipy. To było historyczne wydarzenie.
Można porównać Legię, ze względu na charakterystykę klubu, do innych miejsc, w których pan pracował?
Tak. Myślę, że Sporting Lizbona, Crvena Zvezda czy Standard to są kluby z tej półki.
Ma pan już świadomość tego, jak ważny jest najbliższy mecz z Lechem?
Tak, wiem, że to dla wszystkich bardzo ważne. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony przed tym meczem. Ale jeśli wygramy z Lechem, a potem nie będziemy zwyciężać, to nie będę szczęśliwy. Sezon jest jak maraton i tak to trzeba traktować. Dobrze rozkładać siły.
A czy noc po meczu z Wisłą Płock i dotkliwej porażce 1:4 to była najgorszą w karierze?
Oczywiście. Nie spodziewałem się tego, ale musimy o tym zapomnieć. Wiemy, że nie możemy mieć takiej nieregularności. Wszyscy analizowaliśmy to, co się stało i wiemy, co możemy poprawić.
W ostatnim meczu ligowym nie zagrał Arkadiusz Malarz. Jaka jest jego sytuacja?
Czekaliście cały dotychczasowy wywiad, żeby mnie "zabić" tym pytaniem?
Nie, ale to chyba dość naturalnie pytanie.
Ale dlaczego nie pytacie o innych?
Proszę się o to nie obawiać, zapytamy.
Kocham Arka, pracuje ciężko, ale teraz chciałem dać szansę Radkowi, widziałem, że na to zasłużył. Chciałbym wystawić 25 zawodników, ale to niemożliwe. Widzę oczywiście, że Arek nie jest zadowolony, ale jeśli będę miał zadowolonego zawodnika na ławce to zapewniam, że się go pozbędę. Na pewno imponuje mi, że pracuje ciężko. Ale muszę być fair wobec swojego sumienia. Nie mogę wystawić zawodnika, jeśli nie uważam, że jest w 100 procentach gotowy do gry. Nawet jeśli ma wspaniałą karierę, jeśli do teraz był najlepszy, jest legendą tego klubu. Szanuję zdanie innych ludzi, ale to ja decyduję. Ta decyzja jest na pewno trudna dla wszystkich, dla mnie też. Mam tego świadomość. Ale nie mogę pozwolić, by moje serce decydowało o tym, co ma robić umysł. Jestem emocjonalną osobą, jednak muszę decydować głową. Każdy mecz to historia, decyduje chwila. Oczywiście widzę, że on pracuje i pokazuje, że chce grać i to mnie cieszy. I na pewno go nie skreślam.
Wszystkim daje pan szansę, a Radoviciowi nie.
Tak, wiem. Radović pracuje bardzo ciężko. I bardzo dobrze wygląda… Chciałem go wstawić, ale to jak układały się ostatnie spotkania nie pozwoliło mi na to. "Rado" ma 34 lata, ma doświadczenie, jakość i może nam pomóc. Ale jeśli potrzeba zawodnika z szybkością i grą jeden na jednego - to nie jest jego sposób gry. Jeśli trzeba będzie przytrzymać, rozegrać, zagrać kreatywnie, to wtedy on może wejść. Zobaczymy, jak ułoży się sytuacja w kolejnych meczach. Na pewno walczy o miejsce i dostanie szansę.
Wyjaśnia pan zawodnikom ich sytuację?
Moja córka czasem pyta: "tato mogę wyjść?". "Nie!". "Dlaczego?". Czasem wyjaśniam, czasem nie. Jeśli uważam, że muszę powiedzieć - to mówię. Proszę pamiętać, że starsi zawodnicy rozumieją wszystko. Ja również miałem swoje lata i grałem mniej. To młodsi potrzebują więcej tłumaczenia.
A co z Pazdanem? Ludzie się zastanawiają jak to możliwe, że nie jest gotowy do gry. Większość profesjonalnych piłkarzy "wróciła" już z mundialu.
Jestem zadowolony z postępów Pazdana i na pewno dostanie swoją szansę. Nie każdy może grać w pierwszej jedenastce, ale każdy będzie miał swój wkład w sukces. Najważniejsza jest drużyna i tego się trzymajmy.
Jest pan bardzo emocjonalny, często reaguje pan bardzo żywiołowo.
W trakcie kariery byłem jeszcze bardziej energetyczny, teraz jestem o wiele spokojniejszy. No, ale mam taki charakter jaki mam, nie będę się tego wypierał. No cóż, można powiedzieć, że na księdza się nie nadaję.
Zawsze, gdy pojawia się pańskie nazwisko, nie może zabraknąć sytuacji, gdy uderzył pan Artura Jorge.
Ja nie mam z tym problemu. Wiem, kim i jaki jestem.
Słucha pan ludzi?
Tak, wszystkich słucham, rozmawiam ze sztabem, z ludźmi w klubie. Ale na końcu to ja podejmuję decyzje.
Belgowie mówią: fani go pokochają, ale dziennikarze znienawidzą.
Haha, chyba tak źle nie będzie. Dziennikarze z Belgii przychodzili na wywiady z nożami w zębach. Chcieli mnie załatwić jakiś pytaniem: o to jak wyglądam, jak mówię, jak się zachowuję. Szukali sensacji. A najważniejsze jest, żebyśmy się szanowali.