Skandal w Klasie B. Mecz przerwany po ataku paralizatorem? Oto nasze ustalenia

Mecz Skra Kończewice - Jurand Lasowice Wielkie został przerwany po tym, jak jeden z miejscowych kibiców zaatakował piłkarza Juranda. Goście utrzymują, że ich zawodnik został porażony paralizatorem, ale policja nie potwierdza tej wersji.

Do zdarzenia doszło w przerwie niedzielnego spotkania malborskiej ósmej ligi. Zawodnik drużyny gości, Daniel Kondys został zaatakowany przez jednego z miejscowych kibiców. Skontaktowaliśmy się z prezesem Juranda, Jerzym Kondysem, który jest zarazem ojcem poszkodowanego, ale poprosił o telefon w innym terminie i odesłał nas do swoich wypowiedzi dla serwisu malbork.naszemiasto.pl.

- Jako pierwszy [do szatni] wszedł mój syn, a za nim wtargnął mężczyzna, który paralizatorem poraził go w szyję. Zaraz z tyłu szli kolejni nasi piłkarze i zabrali temu człowiekowi broń - tak prezes Kondys opisuje sytuację, do której doszło w Kończewicach.

Jego wersja nie jest jednak zgodna z tym, co usłyszeliśmy od policji. Według ustaleń funkcjonariuszy, atak na piłkarza Juranda faktycznie miał miejsce, ale do porażenia paralizatorem nie doszło. Sam poszkodowany nawet nie ma pewności co do tego, czy został zaatakowany paralizatorem. A gdyby pozostali zawodnicy odebrali mu "broń", sprawa byłaby jasna.

- Po otrzymaniu zgłoszenia o ataku kibica na piłkarza została podjęta interwencja. Policjant, który zjawił się na miejscu zdarzenia, ustalił, że nie doszło do ataku paralizatorem. Nawet sam pokrzywdzony nie miał pewności co do tego, czy przedmiotem, którym został zaatakowany, był paralizator - mówi nam mł. asp. Sylwia Kowalewska z Komendy Powiatowej Policji w Malborku.

- Według relacji świadków napastnik miał mieć przy sobie tego dnia paralizator, ale nie ustalono, czy do ataku doszło tym paralizatorem, bo nie mógł tego potwierdzić sam zawodnik. A nawet jeśli był to paralizator, to nie doszło do porażenia wiązką, lecz do naruszenia naskórka na szyi zawodnika. Według relacji zawodnika, ten kibic zamachnął się na niego, trzymając w dłoni przedmiot, ale sam nie miał pewności co do narzędzia - dodaje oficer prasowy malborskiej policji.

Do przerwy Skra prowadziła z Jurandem 1:0, ale w wyniku ataku na Kondysa drużyna gości odmówiła wyjścia na drugą połowę. Po interwencji policji poszkodowany piłkarz udał się do szpitala na obdukcję, a w poniedziałek miał złożyć na policji zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

Rozgrywki ósmej ligi są w pełni amatorskie, ale organizator meczu, czyli w tym przypadku Skra, musi zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom zawodów. W Klasie B organizator musi zatrudnić minimum trzech porządkowych ubranych w oznakowane kamizelki. Związek zajmie się sprawą po zapoznaniu się z protokołem sędziego.

Póki co klub z Kończewic przeprosił drużynę Juranda za zaistniałą sytuację i złożył postanowienie poprawy w kwestii zabezpieczenia spotkań.

"Jako PSS Skra Kończewice potępiamy zdecydowanie takie zachowania, będziemy jeszcze bardziej starali się i dbali o to, aby na boisku było bezpiecznie. Mamy nadzieję, że to był jednorazowy incydent, do którego już nigdy więcej nie dojdzie.

Jeżeli chodzi o drużynę Juranda, możemy tylko przeprosić, iż takie zdarzenie miało miejsce na naszym boisku. Osoba, która dokonała ataku na zawodnika w żaden sposób nie jest związana z klubem PSS Skra Kończewice ani jej zawodnikami. Zapewniamy, że będziemy jeszcze mocniej dbać o bezpieczeństwo na stadionie by już nigdy do takiej sytuacji nie doszło" - czytamy w oświadczeniu klubu.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Piątek wykorzystał fatalny błąd rywala. Gol Polaka w przegranym meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (0)