Maciej Jankowski grał kiedyś w Ruchu Chorzów i po meczu z Legią przybijał piątki kumplom z Żylety. Trochę sobie tym na Śląsku nagrabił, ale też nigdy nie ukrywał, że jako warszawiak jest kibicem klubu z Łazienkowskiej. Kilka razy nawet wydawało się, że w nim zagra. W 3. minucie sobotniego meczu przymierzył w polu karnym, piłka wpadła bramki, ale on się nie cieszył. Kibicowi nie wypadało. Jego kumple z Arki jednak oszaleli.
To był bardzo obiecujący początek meczu, po którym Legia w przypadku wygranej, choć na 24 godziny mogła zostać liderem (do sobotniego meczu Wisły). Znany kibic, wojownik MMA i spiker stołecznego klubu Łukasz "Juras" Jurkowski mówił z murawy coś o powrocie drużyny na należne jej miejsce, ale już na początku on i piłkarski mistrz ze stolicy dostali od fana Jankowskiego między oczy. I przez całą pierwszą połowę nie potrafili się podnieść.
Mecz był z gatunku tych, po których kibicom wypadałoby zwrócić za bilety. O ile Arka robiła swoje, grała mądrze z tyłu, umiejętnie przeszkadzała, o tyle Legia nie robiła nic. Nie umiała celne zagrać, nie umiała strzelić nawet niecelnie. Do 45. minuty z Łazienkowskiej wiało nudą i zapachem kiełbasek z trybuny vip. Czasem tylko któryś z piłkarzy leżał na boisku. I tylko Ricardo Sa Pinto non stop przy linii machał rękami.
Portugalczyk narzekał przed meczem na terminarz. Dziwił się, że zawodowy zespół musi w tydzień rozegrać trzy mecze w sześć dni (w tygodniu był Puchar Polski) i asekurował się, że w piątek rywalem Legii będzie nie tylko Arka Gdynia, ale też sfera fizyczna jego zawodników. Zapowiedział, że będzie apelował o zmianę "nienormalnego" systemu. Dziennikarz Piotr Żelazny z "Rzeczpospolitej" jeszcze w trakcie meczu zripostował na Twitterze, że Sa Pinto teraz wyśle do PZPN pismo przeciwko takiej (w domyśle marnej) lidze.
W 45. minucie w polu karnym Arki piłkę głową zagrał Mateusz Wieteska, ta trafiła do Michała Kucharczyka, a legionista z bliska wbił ją do bramki. I jakaś nadzieja, że mecz da się uratować jeszcze wróciła.
Niestety po przerwie wróciła też kopanina. Legia niby atakowała, ale niemrawo, choć w 72. minucie Nagy po zagraniu Sebastiana Szymańskiego nieznacznie chybił. Po drugiej stronie i po rzucie rożnym główkował Adam Danch, ale piłkę bez problemu złapał Radosław Cierzniak.
W 85. minucie Carlitos padł w polu karnym, ale sędzia Paweł Gil ani myślał wskazać na jedenasty metr. Sytuacja mocno kontrowersyjna. I to byłoby na tyle.
We Włoszech siatkarze reprezentacji Polski już po pierwszym, wygranym secie zapewnili sobie awans do półfinału mistrzostw świata.
Legia Warszawa - Arka Gdynia 1:1 (1:1)
0:1 - Maciej Jankowski 3'
1:1 - Michał Kucharczyk 45'
Legia Warszawa:
Radosław Cierzniak - Paweł Stolarski (84' Jose Kante), Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Adam Hlousek - Cafu, Domagoj Antolić (76' Andre Martins), Michał Kucharczyk, Sebastian Szymański, Dominik Nagy - Carlitos.
Arka Gdynia: Pavels Steinbors - Adam Marciniak, Frederik Helstrup, Luka Marić, Damian Zbozień - Adam Deja (32' Adam Danch), Michał Nalepa, Maciej Jankowski, Michał Janota (90' Nabil Aankour), Luka Zarandia (79' Rafał Siemaszko) - Aleksandar Kolew.
Żółte kartki: Adam Marciniak, Fredrik Helstrup, Michał Janota (Arka Gdynia).
Sędziował: Paweł Gil.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Nie ma Cionka, nie ma żelaznej defensywy. SPAL przegrało z Sassuolo [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]