Polak miał plan, jak zatrzymać Borussię

Getty Images / Michael Kienzler/Bongarts / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz
Getty Images / Michael Kienzler/Bongarts / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz

Rafał Gikiewicz, bramkarz Unionu Berlin, miał strzelać jako piąty w serii rzutów karnych. Zabrakło niewiele - Borussia Dortmund wygrała 3:2 w meczu Pucharu Niemiec po golu w samej końcówce dogrywki.

To było starcie najlepszego ataku pierwszej Bundesligi z najlepszą obroną drugiej Bundesligi. Union Berlin, tak jak Borussia -  w tym sezonie jeszcze nie przegrał, a Rafał Gikiewicz przepuścił tylko siedem goli, najmniej ze wszystkich bramkarzy w rozgrywkach. W Dortmundzie do gwizdka kończącego dogrywki zabrakło kilka chwil, kiedy Marvin Fredrich w polu karnym pociągnął za koszulkę Christiana Pulisicia i sędzia podyktował rzut karny dla Borussii. Marco Reus się nie pomylił i dał gospodarzom zwycięstwo.

- Szkoda, bo przed rzutami karnymi bylibyśmy w lepszej sytuacji. Borussia jest liderem pierwszej Bundesligi, była faworytem i musiałaby zmierzyć się z większą presją - mówi nam w Dortmundzie Gikiewicz. - Analizowaliśmy rzuty karne, na bidonie w bramce miałem wydruk z rozpiską, jak każdy z przeciwników strzela z jedenastu metrów. Reus na ostatnich siedem czy osiem rzutów karnych strzelał w prawy róg. Tym razem strzelił w lewy i nie doczekaliśmy nawet końca dogrywki. Szkoda, bo w serii rzutów karnych miałem podchodzić do strzału jako ostatni.

Polak na początku października w ligowym meczu z FC Heidenheim nie tylko bronił strzały rywali, ale jeszcze w ostatniej akcji meczu zdobył bramkę dającą remis. Po dwóch latach spędzonych na ławce rezerwowych we Freiburgu, teraz w Berlinie należy do gwiazd drużyny. W środę w Dortmundzie, kiedy Union przegrywał już 2:3, przy rzucie rożnym także szukał szczęścia w polu karnym przeciwników.

- Może powinienem podpisać nową umowę, która gwarantowałaby mi premie po golach i asystach - żartuje. - W Dortmundzie na wiele nie liczyłem, gol strzelony przez bramkarza zdarza się jednak bardzo rzadko. Moi koledzy już słaniali się na nogach, bardzo odczuli 120 minut gry. W lidze graliśmy w niedzielę, w pucharze w środę, następny mecz znowu mamy w niedzielę, a nie jesteśmy Borussią, która ma tak szeroką kadrę świetnych zawodników, że może zrobić osiem zmian w pierwszym składzie i nie odbija się to na jakości gry - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO Napoli cudem uratowało remis. Przeciętny mecz Polaków [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Gikiewicz zachwyca się grą Borussii. Po meczu powtarzał, że to najlepiej atakujący zespół w Europie, że bez największych gwiazd w drużynie błyszczał, a Maximiliana Phillipa, z którym trenował przez rok we Freiburgu, a który w środę strzelił pierwszego gola dla BVB, nazwał piłkarzem, którego możliwości tylko potwierdza 20 milionów euro wydanych na niego przez klub z Dortmundu.

- W tym zespole, kto nie wejdzie na boisko, pokazuje klasę. A w pierwszym składzie nie mieszczą się tacy piłkarze, którzy w innych drużynach należeliby do najlepszych - stwierdził.

Po odpadnięciu już w drugiej rundzie Pucharu Niemiec, Union będzie mógł skupić się na wykonaniu głównego zadania, jakie przed nim postawiono - pierwszego w historii awansu do Bundesligi. Na razie w tabeli jest trzeci - wygrał cztery mecze i aż siedem zremisował.

- Powinniśmy być liderem, zgubiliśmy kilka głupich punktów i nie ma co się podniecać tym, że na razie nie przegraliśmy - mówi Gikiewicz. - Najbardziej boję się właśnie tego, że do awansu może nam zabraknąć bardzo niewiele. Przyszedłem do Berlina wywalczyć awans, bo tylko taki cel można stawiać przed zespołem z pierwszej trójki pod względem wielkości budżetów i wypłat. Mamy też doświadczonego, świetnego trenera. Cieszę się, że w Unionie na mnie stawiają, bo po dwóch latach bez gry we Freiburgu chciałem co tydzień wybiegać na boisko. Miałem oferty z Polski, z Jagiellonii, pytały się o mnie kluby z pierwszej Bundesligi, ale zdecydowałem się na Berlin także dlatego, by mieć bliżej do rodzinnego Olsztyna, bo urodziło mi się dziecko. Myślę, że podjąłem dobrą decyzję, chociaż w Polsce panuje opinia, że druga liga w Niemczech jest słaba. Nikt nawet nie przyjedzie mnie obejrzeć.

Michał Kołodziejczyk z Dortmundu

Mecze Pucharu Niemiec w sezonie 2018/19 można oglądać w Eurosporcie.

Źródło artykułu: