Rodzic piłkarza zaatakował swojego trenera, bo taktyka była zbyt zachowawcza

Archiwum prywatne / Tomasz Popiela / Na zdjęciu: Tomasz Popiela
Archiwum prywatne / Tomasz Popiela / Na zdjęciu: Tomasz Popiela

- Mieliśmy różne sytuacje. Bójki rodziców, atak na własnego trenera. Zwykle winny porażki jest trener, rywal albo organizator. Rzadko własne dziecko - mówi Tomasz Popiela, organizator prestiżowych piłkarskich turniejów dziecięcych i młodzieżowych.

W tym artykule dowiesz się o:

Sprawa rodziców ze szczecińskiego klubu FASE spowodowała poważną dyskusję o patologiach w piłce młodzieżowej. Przypomnijmy, że w poprzednim tygodniu po spotkaniu FASE - Olympique Marsylia na boisko wbiegli rodzice polskich piłkarzy i wdali się w bójkę ze sztabem szkoleniowym Francuzów. Motywy są niejasne. Francuzi oskarżali Polaków o rasistowskie gesty, dowodów nikt nie widział, natomiast jeden z francuskich trenerów zaatakował fizycznie polskiego nastolatka. Sprawa pewnie szybko zostałaby zapomniana, jednak z okazji skorzystali działacze Pogoni Szczecin, a więc lokalnego rywala FASE, którzy rozesłali film po redakcjach.

Piłka młodzieżowa budzi często skrajne reakcje, chore ambicje rodziców biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. - Rodzice nie tylko przynoszą dzieciom wstyd, ale też źle wpływają na ich rozwój piłkarski - mówi Tomasz Popiela, organizator turniejów młodzieżowych, m. in. międzynarodowego Turnieju Sokolika, jednego z najbardziej prestiżowych turniejów młodzieżowych w tej części Europy. A także organizator bardzo cenionego turnieju w Zakopanem, podczas którego doszło do incydentu z FASE.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Co się wydarzyło w Zakopanem z punktu widzenia organizatora?

Tomasz Popiela:
Rodzice wbiegli na boisko, a więc została przekroczona cienka granica.

Francuzi mówią o incydencie rasistowskim.

Na to nie ma żadnych dowodów, to tylko wersja jednego z chłopców. Natomiast problemem jest zachowanie rodziców. Cokolwiek by się działo, nie mają prawa wbiec na boisko.

ZOBACZ WIDEO Napoli cudem uratowało remis. Przeciętny mecz Polaków [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Nie byliście w stanie tego kontrolować?

W ciągu roku organizujemy 30 turniejów, większość zachowań jest normalnych, czasem trafiają się incydenty. Oczywiście ten z FASE był najpoważniejszym w historii turniejów jakie organizuję.

Rozmawiałem z trenerami ze Szczecina, pytają: "A co pan by zrobił, gdyby trener rywala szarpał pana dziecko?".

To są czternastoletni chłopcy, czasem mecze są zacięte, dochodzi do różnych spornych sytuacji i takie szarpaniny się zdarzają. Rodzic musi być absolutnie z dala, cokolwiek by się nie działo.

Przez tyle lat pewnie widział pan różne zachowania.

Jasne. Pamiętam dwóch ojców, którzy się przekrzykiwali. Nagle padło jedno słowo za dużo, panowie rzucili się sobie do gardeł. Musiała interweniować ochrona. Był też przypadek, gdy jeden ojców oskarżył swojego trenera o zbyt zachowawczą taktykę i rzucił się na niego z pięściami. Inni ojcowie musieli go oderwać od szkoleniowca.

Z czego to wynika? Czy jest zbyt duża presja podczas tych meczów? Może mania wyniku?

Nie jestem zwolennikiem gry bez wyników, ponieważ sport to rywalizacja. A więc nie do końca się z tą tezą zgodzę. Z tymi wynikami to jest tak, że wszyscy przyjeżdżają i mówią, że wynik się nie liczy, a potem są bardzo spięci, bo ich drużynie nie idzie. Tu chodzi o coś więcej - o naukę zdrowej rywalizacji. Jakiś zespół ciągle wygrywa i rodzice są szczęśliwi, nagle przychodzi porażka i oni, ale również ich dzieci, nie radzą sobie z tym. A przecież w sporcie czasem wygrywasz, czasem przegrywasz. Trzeba umieć to przyjąć. Poza tym rodzice często są bezkrytyczni, wszyscy widzą swoje dziecko w lidze, oczywiście nie polskiej, bo to dla nich za niskie progi. Chore ambicje przeważają.

Kiedyś przytaczaliśmy statystyki ze Stanów Zjednoczonych, wg których jedna osoba na tysiąc zostanie sportowcem.

Tego rodzice nie rozumieją, dlatego się tak zachowują. Mimo próśb gestykulują, poniżają rywala, wchodzą w kompetencje trenerów, często publicznie ich krytykują. Krzyczą na swoje dziecko, wydają mu polecenia.

Co jest przecież szkodliwe. Nie chodzi jedynie o wstyd, ale też o zabijanie kreatywności zawodnika.

Niestety rodzic podważający zdanie trenera to jest reguła. Rodzice, którzy mają problem z przyjęciem porażki, szukają kozła ofiarnego. Nikt nie dopuszcza do siebie myśli, że to jest sport, że ich dziecko miało słabszy dzień, że rywal był naprawdę dobry. Winny jest trener, rywal albo organizator.

Czyli pan.

Och tak, ile razy słyszałem, że rodzice zapłacili za turniej a sędzia "ich skręcił" i mamy zwracać kasę.

Co z tym robić?

Rozmawiać, edukować. Kluby powinny tłumaczyć rodzicom, dlaczego takie zachowanie jest złe, pokazywać dobre przykłady.

Klub FASE Szczecin zorganizował takie spotkania.

Trochę musztarda po obiedzie. Szkoda, że nie rozmawiali wcześniej.

Tak, tym bardziej, że już podczas turnieju w Berlinie ich rodzice grozili pobiciem organizatorowi… Ale może będzie to przykład dla innych.

Oczywiście, liczę na to, że tak się stanie. Nie powinno dochodzić do sytuacji, gdy stoi trener przy linii, a za nim trzech rodziców krzyczy i wydaje sprzeczne komunikaty. "Wywal, podaj, biegnij". Do tego dochodzą rozmowy po meczu: "To ty jesteś lepszy, ty powinieneś grać a nie on". A przecież w większości rodzice nie mają wiedzy na temat szkolenia. Trenerzy niestety często nie mają autorytetu, boją się zdecydowanie zareagować, bo przecież rodzice płacą składki. Trener nie może dać sobie wejść na głowę. Wie pan, z tą edukacją rodziców jest trochę tak jak z naszym "systemem szkolenia młodzieży". Mówi się o tym od lat przy okazji jakiegoś zdarzenia, a potem wszyscy zapominają i wszystko wraca do normy.

Ale przecież w sieci można znaleźć informacje o bójce rodziców w Hiszpanii czy w Szwecji.

Na kilkaset tysięcy turniejów kilka przypadków. U nas jest to raczej norma, może nie bójki, ale karygodne zachowania.

Zespół z mojego miasta był niedawno na turnieju we Wrocławiu. Rodzice z Węgier zachowywali się podobnie. Nadużywanie alkoholu, krzyki, głośne bekanie...

Niestety to jest charakterystyczne dla rodziców ze wschodu Europy. Jadąc na turniej nie rozumieją, że reprezentują swój kraj. Rodzice z zachodu są zwykle bardzo kulturalni, dopingują swoje dzieci na wysokim poziomie.

Myśli pan, że sporo stracicie na tym incydencie z FASE?

Trudno powiedzieć, tego jeszcze nie wiemy. Przez ostatnie dwa lata klub z Marsylii był u nas cztery razy. Zobaczymy, jak zareagują teraz na zaproszenie. Przyjeżdżają do nas najlepsze kluby z Europy. Jeśli się rozejdzie, że był tu jakiś rasistowski incydent, że rodzice wbiegli na boisko, to wiele lat pracy może pójść na marne. Liczę na to, że tak się nie stanie.

Źródło artykułu: