Tak, Piotr Zieliński jest największym talentem polskiego futbolu - pewnie niewielu kibiców podejmie dyskusję w tym temacie. Ale też, jak na razie, Piotr jest jednym z największych rozczarowań ostatnich miesięcy. Chyba już nadszedł czas, by po prostu dać sobie z nim spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
Uporczywe stawianie na Zielińskiego po prostu nie ma sensu. Pomocnik Napoli ma na koncie 40 meczów w kadrze i zaledwie kilka z nich to były mecze bardzo dobre. Mam dziwne wrażenie, że zbyt łatwo mu wszystko przychodzi, ma pewne miejsce mimo gorszej gry. Może warto postawić na kogoś, kto nie ma aż takich umiejętności, ale nadrobi innymi cechami?
Tak, wiem, Zieliński widzi więcej. Ale nie otwiera oczu.
Tak, wiem, Zieliński ma drybling. Ale boi się go użyć.
Tak, wiem, Zieliński ma znakomite uderzenie. Ale bardzo rzadko z niego korzysta.
Wygląda na to, że brak konkurencji usypia tego piłkarza, sprawia że nie jest w stanie się przełamać i wziąć na siebie ciężaru gry. Jest tygrysem na papierze, ale strusiem na boisku.
ZOBACZ WIDEO Jan Bednarek bierze na siebie winę za straconego gola. "Teraz czas błędów, w eliminacjach mamy być nie do pokonania"
Oczywiście zdaję sobie sprawę tego, że Zieliński jest piłkarzem unikatowym. Wcale nie mam zamiaru "zabijać jednorożca". Po prostu trzeba go postawić pod ścianą. Kiedyś zrobił tak Nawałka. W jednym z ostatnich sprawdzianów przed Euro 2016, z Islandią, dał mu do zrozumienia, że ma tylko 45 minut szans. Zieliński zagrał koncertowo. To piłkarz, który gra znakomicie w meczach o nic albo z przeciwnikami przeciętnymi i słabymi. Nie twierdzę, że tych meczów nie miał, bo przecież rozegrał bardzo przyzwoite eliminacje do mundialu w Rosji. Ale zbyt rzadko gra koncerty w meczach z rywalami z nieco wyższej półki. Jestem przekonany, że czas będzie działał na jego korzyść, ale dziś po prostu nie wytrzymuje presji ani oczekiwań kibiców. A więc należy - być może - tę presję z niego zdjąć i posadzić na ławce. Pokazać mu wprost: "Nie, nie jesteś niezastąpiony. Nie musisz grać".
Kto za niego? Można dać też szansę komuś nowemu. Są w środku młodzi piłkarze jak Sebastian Szymański czy Szymon Żurkowski. Obaj z mocną mentalnością. Pewnie ich statystyki nie powalająca kolana, ale to są zawodnicy, którzy nie powodują dziś osłabienia zespołu a nawet dają nadzieję, że będą wartością dodaną. Nie wiem czy od razu, ale z czasem na pewno. Zieliński, owszem, miewał mecze wielkie, takie na jakie dziś tamtych dwóch nie stać (choć nie jest powiedziane, że stać nie będzie - red.), ale też miewa zbyt wiele pustych przebiegów i wtedy gramy w dziesiątkę.
To w tej chwili kluczowa sprawa dla kadry. Nasz zespół nie ma środka pola. Poprzedni selekcjoner, Adam Nawałka, potrafił sobie radzić z podobnymi sytuacjami. Jego poprzednicy na siłę szukali zawodnika numer 10, który mógłby funkcjonować w systemie 4-2-3-1. Nawałka szukał innego rozwiązania i je znalazł. Ale było to rozwiązanie trudne. Postawił na Krzysztofa Mączyńskiego a także na drugiego napastnika.
Jerzy Brzęczek jest na razie zakładnikiem utartych schematów. Nie widzi dalej niż przeciętny kibic. Jedynym jego ciekawym pomysłem jest przywrócenie do kadry Mateusza Klicha, ale to akurat pomysł, na który wpadłby każdy obserwator lig europejskich. Oczywiście nie żądam, żeby trener wymyślał kwadratowe jaja, czekam po prostu na jakieś odważniejsze rozwiązania. Zwłaszcza z przodu, bo tu mamy największe rezerwy.
Oczywiście w meczu z Czechami linia defensywna wyglądała jak zlepek przypadkowych ulicznych muzyków, którzy wykonują jakieś kakofoniczne dzieło. Jednak bardziej niepokojący jest brak naprawdę dobrych sytuacji w ofensywie. A pamiętajmy, że Czesi mają dziś jedną z najsłabszych reprezentacji w swojej powojennej historii. Gdyby zestawić kluby, w których grają polscy i czescy zawodnicy, to nasi stoją piętro wyżej. Albo i dwa. To my mamy "pokolenie" nie oni. A jednak to oni dominują na boisku.
Znów zablokował się Robert Lewandowski. Wrócił do tego co było przed Nawałką. Poprzedni selekcjoner podczas jednej ze swoich pierwszych konferencji (co to były za męczarnie!), powiedział, że ma pomysł na naszego supersnajpera. Wszyscy wiedzieliśmy, że jego poprzednicy mieli w ręku broń atomową, ale nie wiedzieli, jak jej użyć. Nawałka wiedział, dlatego wygrał. Brzęczek nie wie.
Wiele wskazuje na to, że dziś obecny selekcjoner nie ma umiejętności na kadrę ani żyłki poszukiwacza. Myśli schematami, boi się wyjrzeć za drzwi, zobaczyć, sprawdzić. Lepiej siedzieć w bezpiecznym miejscu i czekać. Gdy na początku jego kadencji pisałem, że to "trener z maszyny losującej" i że "gdybym miał wymienić pięciu najlepszych polskich trenerów, Brzęczka nie byłoby wśród nich", miałem obawy, że za chwilę Polska wygra z Włochami i Portugalią a ja zostanę jak Himilsbach z angielskim. Ale na razie niewiele wskazuje na to, że Brzęczek ma jakikolwiek pomysł na kadrę. Szuka, patrzy, może to, może tamto, ale nie wychyla się poza oczywistości.
A do tego kompromituje się publicznie swoimi wypowiedziami na konferencjach prasowych. Zaklina rzeczywistość, opowiada bzdury o tym, jaki to świetny mecz oglądaliśmy, że już widać to i tamto, że już za chwileczkę, już za momencik, reprezentacja zacznie nas kręcić. Słucham i krzyczę już do żony w nerwach: "Kobieto, ja tu mecz oglądałem, dlaczego mi przełączyłaś na jakiś kabaret?". Kryzys gotowy.
Mimo wszystko wypada jednak dać Brzęczkowi czas i poczekać ze zmasowanym atakiem. Przecież i Nawałka potrzebował roku, żeby mu "zaskoczyło". Dziś pamięć kibiców zamazał obraz sukcesu, ale przecież jeszcze dwa, trzy miesiące przed eliminacjami EURO 2016, wiele autorytetów, i to nie jakiś malowanych, wzywało do zwolnienia selekcjonera.
Dlatego proponuję poczekać do eliminacji EURO 2020 z wnioskami, albo choć ze zwalnianiem selekcjonera. Być może to naiwne, ale przynajmniej uczciwe.
Marek Wawrzynowski
Zobacz inne teksty autora