Filip Kurto. Polak, który skacze wyżej niż kangury

Getty Images /  Hagen Hopkins / Na zdjęciu: Filip Kurto
Getty Images / Hagen Hopkins / Na zdjęciu: Filip Kurto

Kolejny Polak jest sensacją w Australii. Filip Kurto jeszcze latem trenował ze Stomilem Olsztyn, a teraz wyprawia cuda w bramce Wellington Phoenix.

W tym artykule dowiesz się o:

- On jest genialny. Od przyjazdu gra tutaj znakomicie - chwali Filipa Kurtę kapitan Wellington Phoenix, Andrew Durante. Piłkarz musi znać się na rzeczy. W australijskiej lidze rozegrał już ponad 300 spotkań - Filip będzie bardzo ważny dla naszego zespołu. Myślę, że każda ambitna drużyna, która marzy o sukcesie, musi mieć bramkarza zdolnego wygrywać mecze. On będzie dla nas kimś takim - dodaje.

Filip Kurto latem wzmocnił przedostatnią drużynę ostatniego sezonu Hyundai A-League i niemal z miejsca został jej pierwszym bramkarzem. Wprawdzie Wellington Phoenix są z Nowej Zelandii, ale uczestniczą w australijskich rozgrywkach. Polak zachwycił już w debiucie. Nowozelandczycy wygrali 2:1 z wicemistrzem Newscastle Jets, a Kurto popisał się kilkoma efektownymi interwencjami. Najpierw ofiarnie wybronił mocny strzał z woleja, który zmierzał pod poprzeczkę, a potem efektownie sparował na poprzeczkę uderzenie głową po centrze z rzutu wolnego. Interwencje Polaka pomogły utrzymać korzystny wynik.

Ręce pełne roboty

Wellington Phoenix już w pierwszej kolejce sprawili sensację. Kiedy właściciel coraz poważniej myśli o sprzedaży licencji, klub zaskoczył i na początku sezonu pokonał wicemistrza. Newcastle Jets przegrali 1:2.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Gol Krzysztofa Piątka na wagę derbowego remisu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Tomasz Mielczarek, ekspert piłki australijskiej z "socceroos.pl" mówi nam: - W trakcie przerwy między sezonami o klubie ze stolicy Nowej Zelandii było głośno w kontekście prób sprzedaży licencji na grę w A-League. Australijska Federacja przerwała jednak zakulisowe negocjacje postawieniem weta. Niejasna przyszłość klubu sprawiła, że z podstawowego składu, który zajął przedostatnie miejsce w poprzedniej edycji A-League, odeszła większość zawodników. Kompletowanie zespołu przed nowym sezonem rozpoczęto późno, a jednym ze sposobów był przegląd ofert wysyłanych przez agentów piłkarzy z całego świata. Całość trzymała się na zaraźliwym entuzjazmie Marka Rudana, nowego trenera.

Po niezłym początku rozgrywek Kiwi przestali trzymać fason. Potem przyszedł bezbramkowy remis z Brisbane Roar. Kurto znowu okazał się bohaterem. W 90. minucie popisał się przytomną interwencją przy strzale z dystansu, która została nominowana do parady kolejki. A następnie zaczęła się seria trzech porażek. Kurto za każdym razem dwoił się i troił, by ratować wyniki zespołu. - Na boisku Polak rozegrał pełne 450 minut. W tym czasie zdążył już zostać bramkarzem kolejki (mimo utraty dwóch goli w meczu), zachować czyste konto i zostać liderem (z dwoma innymi bramkarzami) pod względem obronionych strzałów (17). Parady Filipa ratują zespół ze sporych opresji i bez jego pewności między słupkami straty byłyby znacznie większe - opowiada Mielczarek.

To występ z czwartej kolejki przeciwko Melbourne City przekonał do umieszczenia Kurto w jedenastce kolejki. - Kluczowy w zdobywaniu punktów przez nowozelandzki zespół w tym sezonie - mówili o nim eksperci, kiedy odbierał nagrodę. Bramkarz po 225 dniach został kolejnym Polakiem, który zasłużył na to wyróżnienie. Ostatnim był Adrian Mierzejewski. Pomocnik grał wtedy w Sydney FC.

Kurto musi się jednak przyzwyczaić, że ligowa rzeczywistość nowozelandzkiego klubu będzie okrutna. Każdy punkt będzie na wagę złota, a duża odpowiedzialność już od pierwszych kolejek spoczywa na jego barkach. Plusem jest fakt, że z A-League nie spada żaden zespół.

Imponujące wejście w sezon i zwycięstwo nad wicemistrzem już jest dość odległą przeszłością. Dystans do najlepszych będzie się tylko zwiększać. - Wellington od pierwszych kolejek miało okupować dół tabeli, tymczasem problemy wokół klubu zdają się nie docierać do zawodników, którzy prowadzeni przez Marka Rudana wcale nie muszą być chłopcami do bicia - wspomina pierwszy mecz Mielczarek. - Rzeczywistość i tak wkroczy do klubu pod postacią oddalających się zespołów w tabeli, co wydaje się być tylko rozłożone w czasie.

Bolesne zderzenie

Na szczęście Kurto w Nowej Zelandii i Australii nie pamięta już o groźnym urazie, jaki przytrafił mu się we wrześniu trzy lata temu. Został niemal ostatni kwadrans wyjazdowego meczu Excelsioru Rotterdam z ADO Den Haag. Drużyna Polaka walczyła chociaż o remis, przegrywała 2:3. W 73. minucie rywal oddaje strzał. Bramkarz niefortunnie interweniuje i głową trafia w słupek. Przestaje się ruszać, wszyscy od razu czują powagę sytuacji.

Wypadek Filipa Kurty w meczu ADO Den Haag - Excelsior Rotterdam
Wypadek Filipa Kurty w meczu ADO Den Haag - Excelsior Rotterdam

Kurto dla "Piłki Nożnej": - Uderzenie było na tyle mocne, że straciłem przytomność. Po udzieleniu pierwszej pomocy jeszcze na boisku odzyskałem przytomność, a następnie zostałem odwieziony do szpitala w Hadze. Tam przeprowadzono potrzebne badania, które wykazały lekkie wstrząśnienie mózgu. Nie musiałem jednak zostać na noc w szpitalu i jeszcze tego samego wieczoru wraz z klubowym lekarzem wróciłem do Rotterdamu.

Po kontuzji bramkarz miał problem z powrotem między słupki. Po sezonie 2016/2017 zamienił Excelsior na Rodę Kerkrade. Tam nie poprawił swojej sytuacji i dalej oglądał mecze swojej drużyny z ławki lub trybun. Po sześciu latach Kurto musiał rozstać się z Holandią, w której zdążył wyrobić sobie niezłą markę. Do momentu kontuzji była ziemią obiecaną po nieudanej przygodnie w Wiśle. Kiedy piłkarz wyjeżdżał z Krakowa do Kerkrade, mało kto w ogóle znał jego nazwisko. W ciągu 3,5 roku w barwach Białej Gwiazdy zagrał raptem kilka razy.

Tego lata powrót do Polski był dosyć prawdopodobny. Po rozstaniu z Rodą Kurto przyjechał do swojego rodzinnego Olsztyna. Wychowanek Nakiego w lipcu rozpoczął treningi w I-ligowym Stomilu. Stąd szybko lokalne media zaczęły łączyć 27-latka z Dumą Warmii.

W końcu bramkarz wylądował w Wellington. Tam, w porównaniu do Krakowa, anonimowość będzie jego ostatnim problemem. Kurto w Nowej Zelandii nie zawodzi. Nie to, co Michał Kopczyński, który dołączył z Legii i na razie tylko rozczarowuje kibiców. Bramkarz jest na odwrotnym biegunie od pomocnika. Koledzy mogą polegać na Kurcie jak na Zawiszy. - Paradoks jego obecności w Wellington polega na tym, że trafił jednocześnie do najgorszego i najlepszego klubu na obecnym etapie jego kariery, którą delikatanie mówiąc musi sobie odbudować. W drugim zespole zeszłego sezonu pod względem straconych bramek nie będzie narzekał na brak pracy, z czego skrzętnie korzysta - dodaje Tomasz Mielczarek z "socceroos.pl".

Źródło artykułu: