- To był pierwszy sparing w okresie przygotowawczym. Już od początku rywale nawoływali do ostrej walki, było słychać z ławki rezerwowych nawoływania, że mają przecinać wszystkie akcje. W ciągu czterech minut były trzy faule ze strony rywali, z czego dwa na mnie. To zdarzyło się w momencie, gdy biegliśmy do kontrataku po rzucie rożnym przeciwnika. Jeszcze na swojej połowie przyjąłem piłkę i stojąc tyłem do przeciwnika poczułem takie przecięcie, jak krzyczeli jego koledzy. Noga była złamana w ten sposób, że po prostu wisiała w powietrzu. Dla mnie to był niesamowity szok - mówi nam Marcin Jackowiak.
Towarzyskie spotkanie bez stawki pomiędzy V-ligowym Huraganem Pobiedziska i IV-ligowym Sokołem Pniewy nie zapowiadało dramatu. W 4. minucie Marcin Jackowiak wyprowadzał piłkę z własnej połowy. Wtedy brutalnym wejściem od tyłu zaatakował go Patryk Janeczek. Wykonał tzw. "sanki", czyli ostre, brutalne i przede wszystkim zabronione przepisami wejście wyprostowanymi nogami w nogi przeciwnika. Sam rok wcześniej w mediach społecznościowych odgrażał się, że kiedyś jeszcze wykona to zagranie. Publikował zdjęcie, gdzie widać, jak stosuje "sanki" w meczu futsalu, co w tej odmianie piłki nożnej jest surowo zabronione.
Efekt brutalnego wejścia jest porażający. Jackowiak ma złamane dwie kości podudzia, do tego z przemieszczeniem. Musiał przejść skomplikowaną, blisko czterogodzinną operację. W obu kościach ma założone śruby i druty. Czeka go długie leczenie i żmudna rehabilitacja. - Po ośmiu tygodniach będę mógł obciążyć nogę, stanąć na niej. Dopiero wtedy zacznie się prawdziwa rehabilitacja. To leczenie może się przeciągnąć nawet do ośmiu miesięcy. W każdym razie lekarze powiedzieli, że jest bardzo duża szansa, że wrócę do pełnej sprawności. Już informacja o tym, że mogę poruszać się o balkoniku i ruszać nogą, dodała mi energii psychicznej. Nie wygląda to jednak zbyt dobrze - dodał Jackowiak.
ZOBACZ WIDEO Andrzej Strejlau o hejcie w internecie. "To co się dzieje w social mediach jest czasami nie do przyjęcia"
Zobacz także: Dawid Kownacki w Fortunie czuje się jak w domu. "W mojej sytuacji to najlepszy klub"
Leżący w szpitalu Jackowiak nie rozumie, dlaczego rywal tak brutalnie go potraktował. - Nie chcę niczego usprawiedliwiać, ale zrozumiałbym, jeżeli to by był ostatni sparing przed ligą i ten zawodnik miałby się dostać do tej drużyny. To był pierwszy mecz, na który tak naprawdę przychodzi się rozbiegać. Takie zdarzenie w czwartej minucie na połowie przeciwnika jest dla mnie czymś niezrozumiałym. Jeśli chodzi o grę w piłkę, to ja już na to szans nie widzę - powiedział.
Jackowiak przez większość swojego życia związany był z piłką nożną. Pracuje jako dietetyk, a obecnie w futbol grał amatorsko. - Ponad 15 lat gry w piłkę sprawia, że jest przywiązanie do tego, co mnie otacza i było całym moim życiem. Jeszcze pół roku miałem na pewno grać, ale nie wiedziałem co będę robił dalej. Ktoś podjął tę decyzję za mnie. O karierze piłkarskiej nie marzyłem, ale dalej marzę o tym, żeby być dietetykiem piłkarskim. Nie chcę kończyć z futbolem, bo to część mojego życia. Skoro nie będę mógł już grać, to postaram się pomagać innym zawodnikom - stwierdził.
Sprawa wywołała wiele poruszenia wśród kibiców. Próbowaliśmy się skontaktować z przedstawicielami Sokoła Pniewy, ale telefon był wyłączony. Klub dodał tylko komentarz na swoim facebookowym profilu. "Zdziwiło nas zachowanie zawodnika, ponieważ w meczach ligowych z jego udziałem nie było incydentów wskazujących na skłonność do brutalnej gry. Zapewne zawodnik zostanie czasowo zawieszony przez Wydział Dyscypliny" - czytamy.
Zobacz także: Angielskie media oceniły Łukasza Fabiańskiego. "Wzbudził zaufanie swoich obrońców"
Brutalnym faulem podczas meczu nie zajmie się policja. - Sprawa jest o tyle trudna, że tego typu zdarzenia podlegają pod tzw. kontratyp ryzyka sportowego. Jeżeli zdarzenie miało miejsce podczas wydarzenia sportowego, a sam charakter tego zdarzenia był związany bezpośrednio z regułami gry, to bardzo ciężko jest dochodzić na drodze przepisów karnych jakiejś sprawiedliwości. Taka osoba może próbować dochodzić swoich praw na drodze cywilnej, ale tam może wyglądać to podobnie - powiedział nam podkomisarz Maciej Święcichowski z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu.
Sprawą na pewno zajmie się za to Wydział Dyscypliny Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. Janeczkowi grozi długa dyskwalifikacja. Działacze Huraganu Pobiedziska już skierowali pismo, w którym zwrócili się o surowe ukaranie Pawła Janeczka. W niższych ligach brutalna gra to codzienność i działacze tego klubu zamierzają z tym walczyć.
"Tylko zdecydowana kampania przeciwko bezmyślnej agresji oraz zmiany przepisów dot. rozgrywania meczów towarzyskich mogą pomóc w uświadomieniu niektórych zawodników i dać cień szansy innym na uniknięcie podobnych zagrożeń. Marcin, jak wielu innych chłopaków grających pod egidą WZPN uczy się, pracuje, ma swoje marzenia i plany. Zadbajmy wspólnie o zdrowie setek chłopaków, chcących cieszyć się grą w piłkę nożną. Może pan Janeczek, bardzo młody człowiek, kiedyś zrozumie czego się dopuścił. Jego surowe ukaranie powinno być sygnałem, że nie ma przyzwolenia w tak pięknym sporcie na bandyckie epizody" - czytamy w piśmie skierowanym do WZPN.