Clegg nie jest typowym angielskim piłkarzem z przełomu wieków. Od alkoholu uciekał, od kolegów z drużyny także. Po jego debiucie w dorosłym zespole Manchesteru United w 1996 roku Cantona, Schmeichel czy Yorke pytali, gdzie zaprosi drużynę na miasto. Mówił, że nigdzie, bo woli pracować: - W zeszłym roku wysyłałem zaproszenia na swój ślub. Gdy rozpisałem listę gości, to ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie było na niej nikogo z kim wówczas grałem. Nie, że się nie lubimy. Po prostu jakoś tak wyszło. Może też nie chciałem zlizywać ran.
W końcu Michael zaczął żyć dopiero wtedy kiedy, skończył karierę.
Tata mentorem Ronaldo
Anglik do świata piłki nie do końca pasował. Wróżono mu co prawda wielką karierę, ale naukową. Po ukończeniu liceum, już jako piłkarz młodzieżowych zespołów MU, miał wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Na studia. Sześć uczelni zaproponowało mu stypendium, które amerykańscy nastolatkowie mogli otrzymać jedynie w scenariuszu jakiegoś dennego filmu. - Naprawdę chciałem wyjechać. Wtedy jednak o chwilę rozmowy poprosił mnie Sir Alex Ferguson. Powiedział mi: "Na uniwersytet zawsze można wrócić, a piłkarzem Manchesteru United zostaje się tylko raz. Proszę. Podpisz ten kontrakt". No to podpisałem. Po roku zagrałem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, podniosłem do tego puchar za mistrzostwo Premier League.
Wszystko wyglądało cukierkowo, lecz Michael ostatecznie w seniorskiej piłce rozegrał mniej niż 100 meczów. Bardziej sławny na Old Trafford jest nawet jego ojciec, również Michael, który w 2000 roku został pierwszym w historii klubu trenerem kondycyjnym i siłowym. Dla angielskiego świata piłki Clegg Senior to osoba legendarna. Wielu uważa, że to on dołożył ogromną cegiełkę do sukcesów Cristiano Ronaldo, gdyż jako pierwszy pokazał Portugalczykowi, jak efektywnie trenować na siłowni oraz dbać o muskulaturę ciała.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Piątek się nie zatrzymuje! Kolejny gol Polaka w barwach Milanu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Siłownia stała też w moim domu. Odkąd miałem 6 lat. Wydaje mi się, że głównie dzięki niej i tacie zostałem piłkarzem. Od małego uczył mnie zrozumieć swoje ciało. Jako nastolatek podnosiłem ciężary. Kiedy skauci Manchesteru postanowili mnie zwerbować, powiedzieli, że widzą we mnie coś niespotykanego. Jestem pewny, iż chodziło o tę świadomość swojego ciała i wyciągnięcie z siebie maksimum - opowiada Clegg. Aby przekonać się, jak bardzo silnym był Michael człowiekiem, wystarczy wspomnieć, że większość meczów rozegrał na pozycji środkowego obrońcy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale on ma przecież tylko 173 cm wzrostu.
Przeczytaj także: Marcelo Bielsa: Spy-Hate
Superman
Kiedy rozmawiamy o siłowni, Michael uśmiecha się, otwiera, trudno wcisnąć jakiekolwiek zdanie w jego słowotok. Gorzej kiedy zrzucamy wypowiedź na tematy piłkarskie. Wtedy odpowiedzi są zwięzłe, krótkie, a Clegg momentalnie ucieka wzrokiem po sali: - Futbol to trudny sport. To nie jak biegi czy skok w dal. Przebiegniesz najszybciej, skoczysz najdalej i jesteś najlepszy. W piłce wszystko to kwestia czyichś opinii. Jest wielu trenerów, agentów, którzy potrafią zmienić karierę kosztem drugiego piłkarza. Możesz patrzeć, że byłem beznadziejny, bo w seniorskiej piłce zagrałem mniej niż 100 meczów. Możesz jednak powiedzieć, iż byłem świetny, bo dzieliłem szatnię z Cantoną, Schmeichelem i Beckhamem. I wiesz co? Każde zdanie będzie chyba prawdziwe. Ja czuję, że sam z siebie wyciągnąłem wszystko, co się dało.
Wspomina, że gdy zakładał koszulkę MU, czuł się jak Superman. Gorzej, że działo się to rzadko. Po kilku latach siedzenia na ławce - już jako dojrzałemu mężczyźnie - tata przemówił mu do rozsądku. Powiedział: - Nie słuchaj tego, co mówi Ferguson i że czeka cię świetlana przyszłość. Odejdź.
Kiedyś rywalem był Cantona, teraz ręka
Michael przeżywał trudny okres życia. Jego kuzyn, którego traktował jak brata, popełnił samobójstwo. Ówczesna partnerka miała ciężko schorowaną matkę. Kolejne oferty klubów z południa Anglii trzeba było więc wyrzucić do kosza. Chciał za wszelką cenę pozostać przy rodzinie.
Wybrał więc ofertę oddalonego o kilka kilometrów od jego domu pobliskiego Oldham: - Nie wiem, jak to dziś wytłumaczyć, ale gdy tylko tam przyjechałem, straciłem ten "Eye of the Tiger" (z ang.: "Oko Tygrysa"). Chciałem potraktować ten klub jako trampolinę. Wyjdę z problemów, wszystko się jakoś rozwiąże. Nie miałem jednak na to siły. Moje dłonie się trzęsły. Ukrywałem to przed kim tylko się dało. Czułem się przegrany. Na szczęście moim nawykiem było ćwiczenie na siłowni, a nie picie czy ćpanie.
Anglik kilka lat temu powstrzymywał na treningu Erica Cantonę czy Davida Beckhama, teraz nie mógł zapanować nad swoimi dłońmi. To trwało kilka lat. Gdy pytam, kiedy się zakończyło, odpowiada bez wahania: - Kiedy przestałem grać.
Prośba Roya
Clegg zakończył karierę w wieku 27 lat. Bez wyższego wykształcenia, planu ani perspektyw: - I tak nie było najgorzej. Jaki jest przeciętny wiek piłkarza, który idzie na emeryturę? Ludziom wydaje się, że jest to 35 lat. Nieprawda. To 19 lat. W końcu kariera piłkarza zaczyna się od bycia w akademii. Z tysiąca pozostają setki, potem tylko dziesiątki, a na końcu jednostki przebijają się na zawodowy poziom. Dostaje się wąska grupka. Nie 5 proc. całego kraju, tylko 4-5 proc. ludzi, którzy w ogóle zaczęli cokolwiek robić w tym kierunku.
Przyszłość Clegga nie rysowała się różowo. Został trenerem personalnym. Dwa lata po odłożeniu korków o pomoc poprosił go Roy Keane, legenda klubu z Old Trafford. Irlandczyk spytał, czy Clegg nie chciałby zostać - tak jak jego ojciec - trenerem siłowym i kondycyjnym jego Sunderlandu.
"Nigdy nie jest trudno"
Był wtedy 2006 rok, a Michael przyjął ofertę. Jak mu poszło? Wypada wspomnieć, że po kilkunastu miesiącach działacze klubu ze Stadium of Light zwolnili Keane'a i jego sztab. Clegga jednak nikt nie chciał się pozbyć. Miał za dobre wyniki. Okazał się rewolucjonistą w dziedzinie treningu fizycznego: - Kiedy grałem w United, nie było nikogo, kto zająłby się pracą na siłowni z naukowego punktu widzenia. W kwestii fizycznej dużym problemem jest przedobrzenie. Zwłaszcza na pierwszych etapach ćwiczeń. Wielu piłkarzy o tym zapomina. Stąd ich problemy. Ważna jest więc świadomość zawodników.
Z uporem maniaka opowiada mi, iż ćwiczenia na rowerku to strata czasu, która zwiększa ryzyko kontuzji, gdyż obciążenia nie są rozłożone regularnie na wielu partiach ciała. Obraża się, gdy pytam, czy łatwo było zmienić swoje życie po sportowej emeryturze. Patrzy na mnie z niedowierzaniem i odpowiada: - Nigdy nie jest trudno. Nigdy, kiedy tylko robisz to, co naprawdę kochasz.
Michael zdał dyplom licencjacki, o którym marzył przed rozpoczęciem kariery w United. Z Sunderlandu odszedł rok temu. Obecnie prowadzi kilka różnych projektów. Ma własną siłownię, prowadzi badania naukowe, które mają znacząco poprawić szybkość i zwinność piłkarzy, posiada nawet swój własny kanał na YouTube, czy podcast, do którego zaprasza byłych kolegów z szatni United: - Wybacz, że się spóźniłem na spotkanie, ale właśnie przeprowadzałem wywiad z Quintonem Fortune (były piłkarz Manchesteru United i Atletico Madryt - przyp. red.). Trochę nam zeszło - przeprasza za trzygodzinne spóźnienie.
Przeczytaj także: Fulham - Pos(h)przątać bałagan
Solskjaer
Dziś Michael niczym nie przypomina człowieka, którego przez kilka lat siłą trzeba było wyrzucać z domu: - Na czym polega życie? Chyba na wyciąganiu lekcji z błędów. Wiesz jaki był mój największy? Bycie perfekcyjnym kłamcą. Przeżywa to wielu piłkarzy, bo w tym biznesie jest wiele pokazu. Każdy chce udowodnić na siłę drugiemu, że jest bardzo silny. To błąd. Mów śmiało, co cię trapi. Tym sposobem nie pokazujesz słabości, tylko wielkiego ducha.
Michael swoją biografią przypomina trochę obecny Manchester United. Podobnie jak jego walczył latami o to, aby wrócić na odpowiednią ścieżkę. Batalię wydaje się, że wygrał: - To wszystko dzięki Ole Solskjaerowi. Bardzo często wpada do mojej siłowni, oddycha tym miastem. Ostatnio rozmawiał ze mną, zamienił kilka zdań z moim ojcem. Mój tata pomógł mu bardzo, gdy doznał kontuzji pod koniec kariery.
Wspomnienia Clegga z czasów jego pobytu w Manchesterze United (1995-2002):
O Fergusonie: Określić Sir Alexa jednym słowem? Niemożliwe. Dla mnie był filozofem, nauczycielem, liderem. Ferguson dbał przede wszystkim o dyscyplinę. To było jego oczko w głowie. Doceniałem to, że nigdy nie bał się podjąć trudnych decyzji. Gdy tylko było trzeba to pozbył się Jappa Stama, Roya Keane'a, a nawet w pewnym stopniu Davida Beckhama. To generał. Jeśli wybuchnie wojna, Sir Alex powinien nami dowodzić. Wtedy nic złego nam się nie stanie.
O piłkarzu, który zaimponował mu najbardziej: W pierwszej kolejności Denis Irwin. Mało osób pomyślałoby o nim, ale ja doceniałem Denisa za solidność oraz ciężką pracę. Bardzo cichy facet, który wolał wyrażać się na boisku. W tamtych latach strzelał karne, co świadczy o jego wszechstronności i umiejętnościach. A propo umiejętności... Eric Cantona. Geniusz. On nas inspirował. Uważam, iż głównie dzięki niemu do takich granic rozwinęło się pokolenie "Class of 92" z Beckhamem, Giggsem, braćmi Neville, Scholesem i Buttem. Każdy z nich był wpatrzony w Erica jak w obrazek. Uczyli się na nim.
O tacie: Mój tata rozpoczął pracę jako trener kondycyjny zespołów młodzieżowych. Po 6 tygodniach został przesunięty do pierwszej drużyny głównie ze względu na Roya Keane'a. Roy zerwał wówczas więzadła po tym, jak próbował sfaulować Alfa-Inge Haalanda z Leeds, a cała akcja przeszła do historii Premier League. Przez 9 miesięcy Keane pracował z moim ojcem 1 na 1. Działacze nie wiedzieli jak zareaguje, wiadomo jaki Roy ma charakter. Keane jednak oniemiał. Uznał, że zwiększenie świadomości zawodników na temat przygotowania fizycznego to przyszłość. Powiedział osobom z góry, że chce aby tata został na dłużej. Tak zostało. I tym sposobem mój ojciec przygotowywał Cristiano Ronaldo do wielkiej piłki. Cały czas opowiada mi, że dzięki geniuszowi Ronaldo jego zespół z 2008 roku był lepszy od tego, który zdobywał potrójną koronę w 1999.
O piłkarzu, który był najlepiej przygotowany fizycznie: David Beckham. Niesamowity pod względem fizycznym. W United niemal zawsze najlepszy w testach wydolnościowych. Poza tym Dwight Yorke. Ludzie mówią, że był leniwy, chodził na imprezy, dużo pił, ale ja go podziwiałem. Kiedy byłem trenerem w Sunderlandzie to Dwight wciąż tam grał. Pewnego dnia robiłem zadania, które miały wzmocnić siłę woli u piłkarzy. Musieli oni zanurzać się w basenie i pływać z głową pod wodą. Dwight przyszedł po ciężkiej kontuzji, chciał spróbować. Powiedziałem, że to nie najlepszy pomysł. On mnie jednak nie posłuchał. Miał wynik z kosmosu.