Z pewnością nie tak wyobrażał sobie swoją karierę Jarosław Jach, gdy w ubiegłym roku odchodził z Zagłębia Lubin do Crystal Palace. W Anglii nie rozegrał jednak ani minuty i został wypożyczony do Turcji.
Tam miał spędzić rok, jednak w styczniu jego wypożyczenie zostało skrócone i obrońca trafił do mistrza Mołdawii, Sheriffa Tyraspol.
W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" 25-latek wyjaśnia przyczyny takiej decyzji. - Wcześniej poszedłem do mocniejszej ligi, ale nie gwarantowało to grania. Teraz wybrałem zespół, w którym będę występował. Poziom zszedł na drugi plan - tłumaczy obrońca.
Pierwsza nagroda dla Krzysztofa Piątka
Ujawnia też, dlaczego nie udało mu się pozostać w Caykur Rizespor, gdzie na początku regularnie pojawiał się na boisku. Jach uważa, że wszystko zmieniło się, gdy trenerem drużyny został Okan Buruk.
- Wtedy przestałem grać w lidze, występowałem tylko w Pucharze Turcji. W spotkaniu z Konyasporem niestety spowodowałem rzut karny i od tego momentu zostałem zepchnięty na bok. Trener się ode mnie odwrócił. Nie miałem szans na grę. Chciałem z nim porozmawiać, ale on się na to nie zgodził. Nie jeździłem na mecze, nie zabrał mnie na obóz, wysyłał tylko tłumacza, aby przekazać mi swoją decyzję - przekonuje.
Jach dodaje jednak, że sam nie zawsze był w porządku wobec trenera i kolegów z drużyny. - Przyznaję, że też nie zawsze byłem fair wobec trenera. Miałem gorsze momenty na treningach, bo pojawiała się frustracja. Czasami odnosiłem się do niego z agresją, zbyt ostro traktowałem też kolegów podczas zajęć. Trzeba być piłkarzem, by to zrozumieć. Siedząc na ławce, nie jest łatwo - tłumaczy Polak.
Polski piłkarz w lidze mołdawskiej
ZOBACZ WIDEO Polscy piłkarze w wysokiej formie. Przepiękny gol Milika z rzutu wolnego