O polskiej ekstraklasie zwykło się ostatnio mawiać, że jeśli jest w niej jakaś logika, to jedynie w braku logiki. Trochę ponad rok temu działacze Zagłębia Lubin uznali, że kilka słabych meczów to wystarczający powód, by z klubu wykopać Piotra Stokowca. Trener, który awansował z Miedziowymi do elity, a następnie zajął miejsce w tabeli dające prawo występu w przedbiegach do europejskich pucharów, nie dostał w zasadzie żadnej szansy na wyjście z dołka. Stało się tak zapewne dlatego, że na horyzoncie pojawił się Mariusz Lewandowski, człowiek z Lubina, mający w CV spore sukcesy jako piłkarz, a na ustach piękne wizje rozwoju klubu. Minęło trochę czasu, Zagłębie wałęsa się gdzieś w ligowym dżemie, Lewandowskiego w klubie już też zresztą nie ma. Choć rozstanie z Miedziowymi mocno Stokowca dotknęło, dziś trzeba wyraźnie zaznaczyć: jest jedyną osobą, której tamte decyzje wyszły na dobre.
Czytaj także: Marek Wawrzynowski: Zwolnienie Adama Nawałki byłoby kompromitacją Lecha Poznań (felieton)
W marcu ubiegłego roku przejął stery w Lechii Gdańsk. Łapał za kierownicę samochodu poobijanego, przeładowanego, zapuszczonego. Na metę poprzedniego sezonu dojechał z przewagą ledwie trzech punktów nad strefą spadkową. Sprawę stawiał jednak jasno: to jeszcze nie jest moja Lechia, moją Lechię zobaczycie dopiero w nowym sezonie. Zrobił porządki w szatni, nie ma w niej już przecież Marco Paixao czy Sławomira Peszki. Wpoił piłkarzom, że sprawą podstawową jest "oranie" boiska. Lechia, choć w wielu meczach nie zachwycała grą piękną, imponowała skutecznością. Dziś wciąż lideruje i może marzyć o mistrzostwie. Nad drugą w tabeli Legią Warszawa ma trzy punkty przewagi. Nad trzecim Piastem Gliwice - siedem "oczek".
I właśnie z gliwicką rewelacją przyjdzie się Lechii zmierzyć w piątkowy wieczór (początek spotkania o godzinie 20:30, transmisja w Eurosport2). Rewelacją, bo w polskiej lidze nie ma w tym momencie lepiej punktującego zespołu. W rundzie wiosennej podopieczni Waldemara Fornalika nie przegrali jeszcze ani jednego meczu, zaliczyli dotychczas pięć zwycięstw i raz zremisowali. Jeśli więc szukać zespołu, który może mocno namieszać w czołówce, to trzeba zerknąć właśnie na Gliwice.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Piątek przedstawicielem nowego pokolenia? "Nie ma kompleksów ale zna swoje miejsce w szeregu"
I znów, przy tym zerkaniu można się zastanowić nad logiką polskiej ligi. Piasta już od dłuższego czasu, bo od września 2017 roku montuje dobrze wszystkim znany Waldemar Fornalik. Trener, który dokonywał cudów z Ruchem Chorzów, który dostał swoją szansę jako selekcjoner reprezentacji Polski, a z kadry odchodził jako przegrany.
- Czułem się nieobiektywnie oceniony, niesprawiedliwie skrytykowany. Nie mam nic przeciwko krytyce, ale rozmawiajmy na argumenty, konkrety. W środowisku były osoby od lat związane z branżą, które pewne zmiany potrafiły zauważyć. Były jednak również takie, które z góry nastawione były "na nie". Trzeba było umieć z tym żyć - mówił przed dwoma laty w wywiadzie dla WP SportoweFakty o pracy z reprezentacją Fornalik.
Choć jego kadra była do bólu przewidywalna, to jednak trzeba mu oddać, że przejmował ją w niezwykle trudnym czasie. Po kompromitacji na Euro 2012 nie miał pół roku na eksperymenty, jak Jerzy Brzęczek. Zagrał jeden mecz towarzyski, później musiał się już bić o punkty. Przegrane eliminacje MŚ 2014 były początkiem drużyny, która w pięknym stylu awansowała na francuskie Euro i tam doszła aż do ćwierćfinału. Fornalika w tej kapeli już jednak nie było. Zaczynał u niego Milik, budował Krychowiaka, stawiał na Glika. Z reprezentacji odchodził w niesławie.
Mijały jednak kolejne lata pracy w ekstraklasie, a "Waldek King" ubrany w swój dres i schowany w śląskim zaciszu robił znakomitą, ligową robotę. Utrzymywał przy życiu Ruch Chorzów, a teraz wykonuje niebywałą wręcz pracę w Gliwicach.
- Kadra i klub to dwa zupełnie różne sposoby pracy, nie można ich porównywać. Stąd dwa zupełnie inne określenia - trener i selekcjoner. W kadrze selekcjonuje się drużynę, przeprowadza dwie-trzy sesje treningowe i tyle. W klubie rzeczywiście mogę się bardziej realizować jako trener, bardziej odpowiada mi codzienna, systematyczna praca - przyznawał nam były selekcjoner we wspominanym już wywiadzie.
W piątek dojdzie więc do starcia byłego selekcjonera, który miał swoją szansę (gdy obejmował stanowisko trudno było realnie wskazać lepszego od niego), ale jej z różnych powodów nie wykorzystał z człowiekiem, który jeszcze niedawno wcale nie był tak daleko od zostania selekcjonerem. Piotr Stokowiec według polskich dziennikarzy, między innymi Mateusza Borka, był na liście kandydatów do objęcia kadry po MŚ 2018. Padło na Jerzego Brzęczka, ale Stokowiec wokół selekcjonerskiego stołka jeszcze się pewnie zakręci.
Mecz Lechia Gdańsk - Piast Gliwice w piątek o godzinie 20:30. Transmisja w Eurosport2.