Relacje na żywo
  • wszystkie
  • Piłka Nożna
  • Siatkówka
  • Żużel
  • Koszykówka
  • Piłka ręczna
  • Tenis
  • Skoki

Waldemar Fornalik: Czułem się niesprawiedliwie skrytykowany

W trakcie mojej kadencji byli ludzie, którzy interpretowali moje słowa tak, jak im było wygodnie, czegokolwiek bym nie powiedział - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Waldemar Fornalik, były selekcjoner polskiej kadry, teraz trener Ruchu Chorzów.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Waldemar Fornalik PAP / Na zdjęciu: Waldemar Fornalik

WP SportoweFakty: Czuł się pan kiedykolwiek niesprawiedliwie oceniony przez dziennikarzy?

Waldemar Fornalik: Tak, wielokrotnie.

Kiedy? W jaki sposób?

- Gdy pracowałem z reprezentacją Polski. Wielokrotnie nie potrafiono realnie ocenić, co działo się w zespole narodowym. Obejmowałem stanowisko w lipcu 2012 roku, tuż po tym rozpoczynaliśmy eliminacje mundialu. Nie było czasu nawet na jeden eksperyment, test pozostający bez konsekwencji. To była operacja na otwartym sercu. Proszę zobaczyć na przykład, ilu piłkarzy dostawało powołania, a później na zgrupowania nie przyjeżdżało, bo tracili miejsce w swoich klubach. Generalnie był to początek reprezentacji, która zaczęła odnosić sukcesy.

Adam Nawałka miał łatwiej? Było kilka miesięcy na zorganizowanie meczów towarzyskich, które nie były udane, ale dały odpowiedzi na wiele pytań. Poza tym media oszczędziły wtedy selekcjonera, dały kredyt zaufania.

- Nie chcę się do tego odnosić. Zapytał mnie pan, jak odbierałem opinię mediów na temat mojej pracy, więc odpowiedziałem. Czułem się nieobiektywnie oceniony, niesprawiedliwie skrytykowany. Nie mam nic przeciwko krytyce, ale rozmawiajmy na argumenty, konkrety. W środowisku były osoby od lat związane z branżą, które pewne zmiany potrafiły zauważyć. Były jednak również takie, które z góry nastawione były "na nie". Trzeba było umieć z tym żyć.

Piłkarze w pewnym momencie też czuli się przyciśnięci do ściany, zaszczuci przez dziennikarzy. Obojętnie, co by nie zrobili, zamiast wsparcia było krytykowanie i punktowanie. Gdy przegraliśmy mecz z Ukrainą - wyraźnie zaznaczam, dla nas 1:3 było fatalnym wynikiem - to, co zrobiono z drużyną, to tak, jakby eliminacje się już skończyły.

Gdy trener podpisuje kontrakt na prowadzenie reprezentacji, wszyscy wokół klepią go po plecach, a gdy kończy pracę z kadrą, zostaje sam, większość się od niego odwraca?

- Ale przecież już początek stawianej przez pana tezy jest w moim przypadku nieprawdziwy. Było wiele osób, które już w pierwszych dniach mojej pracy poddawały pod wątpliwość moją kandydaturę. A poza tym - o kim pan mówi, wspominając o większości, która się odwraca? Bo osoby, które znam od lat i im ufam, nie odwróciły się ode mnie nigdy, w żadnej sytuacji. Odwrócili się ci, którzy nie byli szczerzy, nie chcieli być do końca rzetelni, ulegli modzie.

Można było odnieść wrażenie - gdy rozmawiałem o tym z Franciszkiem Smudą, również zadałem mu to pytanie - że po objęciu stanowiska selekcjonera stał się pan jeszcze bardziej wycofany, niedostępny. To wynikało z presji i oczekiwań?

- Taki stworzono mój obraz, ale uważam, że ten wizerunek był fałszywy. Jakieś gadanie, że się zamykam, nie jestem otwarty na rozmowy. A ja po prostu wybrałem sobie osoby, z którymi chciałem rozmawiać. W trakcie mojej kadencji było grono ludzi, którzy interpretowali moje słowa tak, jak im było wygodnie, czegokolwiek bym nie powiedział.

ZOBACZ WIDEO Sześć goli w meczu Barcelony. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

Chętnie wraca pan w ogóle do tego czasu?

- Oczywiście, bo mam satysfakcję, że piłkarze będący dzisiaj filarami kadry, pierwsze kroki w reprezentacji stawiali właśnie w tamtym momencie. Nabierali pewności, ogłady, stawali się pewnymi punktami. Pamiętajmy, gdzie był wtedy na przykład Grzesiek Krychowiak. Między innymi dzięki temu, że zdobywał doświadczenie w kadrze, budował swoją pozycję w piłce klubowej, przeszedł do mocniejszego zespołu. Kamil Glik w tamtym okresie został postawiony do pierwszej jedenastki i ugruntował swoją pozycję w Torino. Wcześniej raz grał, raz nie. Kamil Grosicki za mojej kadencji zaliczył kapitalny występ przeciwko Anglii, Paweł Wszołek też u mnie zaczynał. Zieliński debiutował w meczu z Danią, Arek Milik debiutował w meczu o stawkę w spotkaniu z Anglią. To nazwiska, które przewijają się w kontekście kadry do dzisiaj.

Czym więc różni się dzisiejsza reprezentacja od tej Waldemara Fornalika?

- Doświadczeniem. Proszę popatrzeć na to w ten sposób: drużyna od 2009 roku nie grała meczu o stawkę, później zaliczyła trzy mecze na Euro i nagle musiała grać eliminacje mundialu. To są zupełnie inne mecze, inne wyzwania. Cykl kwalifikacyjny do mistrzostw świata dał temu zespołowi ogromne doświadczenie międzynarodowe. Poza tym piłkarze wciąż rozwijali się też w klubach. Wystarczy zobaczyć, gdzie są teraz, a gdzie byli wcześniej. To są europejskie potęgi.

Jest jakiś piłkarz, który zaskoczył pana swoim rozwojem? Ktoś, kogo pan niesłusznie skreślił?

- Nie. Natomiast jeśli chodzi o rozwój, muszę wspomnieć o Arku Miliku. Gdy pojawił się na pierwszym zgrupowaniu, od razu było po nim widać, że ma ogromne możliwości. Na jego nieszczęście w młodym wieku trafił do klubu, w którym nie grał. Najpierw w Bayerze Leverkusen, później w Augsburgu. To go zahamowało, ale świetnym ruchem było przejście do Ajaksu. Tam się niesamowicie rozwinął.

Ruch w ostatnim czasie trzykrotnie kończył sezon na podium i dwa razy był w finale Pucharu Polski. Są w Polsce kluby, które w tym okresie wydały kilkanaście razy więcej pieniędzy i nawet nie zbliżyły się do naszych sukcesów. Nie wzięło się to jednak z niczego, wyniki są poparte ogromną pracą, wykonywaną nie tylko przez piłkarzy.

Dobrze się pan dogadywał z zespołem? Pojawiały się na ten temat różne plotki...

- Dobrze pan to określił - plotki. W rozmowach, codziennym obcowaniu z zawodnikami podczas zgrupowań było widać i czuć, że panowała bardzo dobra atmosfera. I to nie było oszukiwane, to nie była kurtuazja. Natomiast piłkarze w pewnym momencie też czuli się przyciśnięci do ściany, zaszczuci przez dziennikarzy. Obojętnie, co by nie zrobili, zamiast wsparcia było krytykowanie i punktowanie. Gdy przegraliśmy mecz z Ukrainą - wyraźnie zaznaczam, dla nas 1:3 było fatalnym wynikiem - to, co zrobiono z drużyną, to tak, jakby eliminacje się już skończyły. To na pewno miało wpływ na chłopaków, na reprezentację patrzono wtedy inaczej.

To prawda, że przed jednym z meczów reprezentacji powiedział pan Sebastianowi Boenischowi, że nie może go pan wystawić w pierwszym składzie, bo nie będzie pan wiedział, jak później wytłumaczyć ten ruch mediom?

- Nie przypominam sobie takiej sytuacji.

Na kolejnej stronie dowiesz się, dlaczego Waldemarowi Fornalikowi bardziej odpowiada praca w klubie niż reprezentacji oraz, co zrobił, że Ruch Chorzów na wiosnę stał się jedną z najsilniejszych ekip w Ekstraklasie.

Czy Waldemar Fornalik poradziłby sobie w największych klubach Ekstraklasy, takich jak Legia Warszawa lub Lech Poznań?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
Zgłoś błąd
inf. własna
Komentarze (2)
  • akilijan Zgłoś komentarz
    NO COZ JAK SIE NIE MA WYNIKOW TO NIE MOJA WINA TYLKO INNYCH.
    • Maciej Ciarach Zgłoś komentarz
      ŻALE SMUTNEGO WADOMARA.tylko płakać ,następny smooda, to wszystko ONI winni
      Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
      ×
      Sport na ×