Zakłady bukmacherskie dla niektórych są sportem ekstremalnym - druga część rozmowy z Mikołajem Skórnickim, obrońcą KSZO

O rozstrzygnięciach w Ekstraklasie, o tym jak po 10 latach zawrzeć związek małżeński, jak pogodzić naukę z piłką nożną oraz jakie zapisy znajdują się w piłkarskim kontrakcie portalowi SportoweFakty.pl opowiedział obrońca ekipy KSZO Ostrowiec Św., Mikołaj Skórnicki.

Anna Woźniak: Dobra atmosfera w szatni, w drużynie pomogła uzyskać awans?

Mikołaj Skórnicki: Zgadza się. Wiadomo, że atmosfera buduje zespół i pomaga w osiąganiu celów. Te żarty też na pewno pomagają, bo jest lepsze zrozumienie. Łatwiej się dogadać, gdy w szatni jest wesoło.

Ciśnienie już zeszło po zapewnieniu sobie awansu w meczu z Jeziorakiem Iława?

- Na pewno tak. Mieliśmy kilka słabszych meczów, coś wtedy siadło. Poszło za tym pewne podłamanie psychiczne, ale udało nam się z tego dołka podźwignąć. Kilka osób próbowało nas tutaj zmotywować finansowo i to też pewnie dało jakiś efekt, skoro odbudowaliśmy się i zaczęliśmy ponownie wygrywać i dziś możemy cieszyć się z tego awansu.

Jak się grało w roli faworyta?

- Ta drużyna była tak budowana, żeby była faworytem i żeby wywalczyła awans. Wszyscy liczyli, że będziemy wygrywać wszystkie mecze. Wiadomo, że to jest sport i nie da się wszystkiego wygrywać, aczkolwiek cieszymy się z tego, że boisko w Ostrowcu ani razu nie zostało zdobyte. Zdarzyło się kilka remisów, ale nie ponieśliśmy żadnej porażki. Na wyjeździe wiadomo, że gra się trudniej, ale były i tam dobre mecze, może w związku z tym, że na wyjeździe nie było aż takiej presji. Gdy mecz nie układał się w Ostrowcu, nie zawsze kibice byli za nami. Ale było też kilka meczów, w których kibice dopisali i pokazali się z bardzo dobrej strony. Wiadomo, że taki doping uskrzydla, zwłaszcza, jeśli walczy się o awans.

Jak ocenisz końcową klasyfikację Ekstraklasy?

- Dziwi mnie przede wszystkim spadek Górnika Zabrze. Drużyna miała całą rundę na to, żeby się uratować. Nie wiem, czy liczyła na potknięcia innych drużyn, czy na coś innego. Wydali dużo pieniędzy na zbudowanie mocnej drużyny i nie przyniosło to żadnego efektu. Przegrywali z drużynami, z którymi walczyli o utrzymanie – co chyba świadczy o ich podejściu do problemu. Urywali punkty drużynom z góry tabeli, a tracili z tymi, z którymi powinni wygrywać. Zobaczymy kto tam jeszcze naprawdę spadnie, bo jak zwykle u nas, są pewne zawirowania. Ktoś może nie dostać licencji, choć nie spodziewam się tego, bo zawsze tak jest, że najpierw straszą, a potem i tak dają licencję. Na górze tabeli znalazła się Wisła Kraków, której wiele osób przez długi czas nie brało pod uwagę w kontekście walki o mistrzostwo, ponieważ też mieli swoje problemy, brakowało formy, ale Wisła już tyle razy zdobywała mistrza, że doskonale wie, jak to się robi. W końcówce udowodnili, że nie powinno się ich nigdy skreślać. Pokonała u siebie najgroźniejszego rywala –Legię Warszawa, choć oglądając mecz, miałem wrażenie, że nie powinna go wygrać, ale stało się tak, jak się stało. Lech Poznań sam sobie zawalił mistrzostwo meczami u siebie, a Wisła to skwapliwie wykorzystała.

Czy to była największa niespodzianka w Ekstraklasie?

- Czy ja wiem, czy to była niespodzianka? Oni walczyli o mistrzostwo i nawet zajęcie drugiego miejsca byłoby dla nich porażką. Mieli lidera i wszystko w sumie zależało już tylko od nich. Niestety nie udało się im. Na pewno jeśli chodzi o Poznań, to zarówno kibice, jak i cała ta otoczka zasługują na to, żeby było tam coś więcej. Okazało się, że Wisła pokazała im, że jeszcze troszkę muszą się nauczyć.

Dużo czasu spędzasz w samochodzie. Czy to cię relaksuje?

- Na początku nawet fajnie było jeździć, ale teraz z czasem, coraz bardziej staje się to męczące. Praktycznie codziennie muszę przejechać 150 km. Jeszcze przy odpowiedniej pogodzie, nie jest źle, ale w zimie z tą jazdą jest już mniej przyjemnie. Po treningu wsiadam w samochód i jadę domu, gdzie jest czas na telewizję, Internet. Przy tym odpoczywam i relaksuję się. No czasami jeszcze może ogródek, bo to bardzo dobre miejsce choćby na grilla.

Będąc młodym chłopakiem nie interesowało cię zbieranie jakiś kart, naklejek, itp.?

- Nie pamiętam już w jakich to było gumach do żucia, ale pamiętam, że były takie karty z piłkarzami. Ale tak ogólnie to nie mam zainteresowań jeśli chodzi o zbieranie czegokolwiek.

Umiałeś pogodzić czas na piłkę i na naukę?

- Wiadomo, że w szkole czasami były kłopoty w związku z piłką. Czasami zamiast na lekcje, trzeba było pójść na trening. Ale myślę, że nie było źle. Udało mi się skończyć szkołę, udało się skończyć również studia z czego się cieszę. Uważam to za mój sukces. Gdy zaczynałem przygodę z piłką, nie myślałem, że zwiążę się z nią na dobre. Bardziej myślałem właśnie o skończeniu szkoły, choć o studiach też nie myślałem. Ale okazało się, że wszystko jest możliwe. Studiowałem w Radomiu, a magisterkę zrobiłem już w Warszawie. Naturalnie był to AWF. Spora grupa znajomych szła właśnie na ten kierunek – ja tak jakbym się do nich podłączył i nie żałuję tego. Na pewno w piłkę całe życie się nie będzie grać. Dobrze mieć ten papier w ręce i móc z niego skorzystać. Może kiedyś się to zwróci, bo inwestycja w studia jest sporym wydatkiem, ale pomógł mi w tym także właśnie sport. Miałem jakieś swoje pieniążki i nie musiałem studiami obciążać budżet rodziców.

Twoje pierwsze buty piłkarskie?

- Moje pierwsze buty piłkarskie kupił mi tata. Jeśli dobrze pamiętam, to były z firmy Kronos. Byłem z nich bardzo zadowolony. Nigdy nie grałem w jakichś korkotrampkach. Tata zainwestował duże pieniążki, ale mam nadzieję, opłaciło się (śmiech).

Posiadasz jakieś trofea piłkarskie?

- Kiedy zdobywamy jakieś trofeum, to przeważnie jako drużyna, tak jak np. teraz ten awans. Nie ma za to medali, ale jest satysfakcja. Jeśli chodzi o trofea, to ewentualnie skorzysta na tym klub. Dopisuję się do historii, włożyłem do tego swoją cegiełkę. To mi wystarcza, nie muszę mieć za to pucharów.

Dobrze się czujesz w Ostrowcu? Chciałbyś tutaj zostać?

- Ogólnie atmosfera jeśli chodzi o drużynę jest fajna. Mam nadzieję, że klub sprosta temu wszystkiemu, temu awansowi do I ligi. Jak już wspomniałem z Ostrowca mam blisko do domu i już wcześniej wyraziłem chęć pozostania tutaj, bo dostałem takie pytanie od poprzedniego prezesa. Ale musi to być poparte jakimiś konkretnymi rozmowami. Gra się także i dla pieniędzy i I liga to już jest wyższy lewel. Mam nadzieję, że będą rozmowy i dojdziemy do porozumienia.

Przed nami krótki czas urlopów. Gdzie lubisz wypoczywać?

- Z żoną i grupą przyjaciół najczęściej jeździmy nad morze, a konkretnie jest to Łeba, w której byliśmy już pięć czy sześć razy, wiec znamy to miejsce bardzo dobrze. Urlopu mamy tylko jakieś dwa tygodnie i w takim terminie, gdzie jest jeszcze mało ludzi, więc można wypocząć.

A przerwa zimowa?

- Przerwa zimowa jest trochę dłuższa, ale jakoś w zimę nie ciągnie mnie na jakiś wypoczynek. Może by i człowiek pojeździł na nartach, ale tego nam nie wolno robić.

To są jakieś zapisy w kontrakcie?

- Tak, w umowie przed sezonem mamy to zawarte więc jest zakaz (śmiech). Dlatego też korzystam z urlopu i odpoczywam w domu.

Dużo jest jeszcze takich wyrzeczeń?

- Każdy ekstremalny sport jest zakazany jeśli chodzi o piłkarzy. Podobnie jak zakłady bukmacherskie, co dla niektórych jest swego rodzaju sportem ekstremalnym (śmiech). Mnie akurat to jakoś nie ciągnie. Nawet dla ciekawostki powiem, że jazda na motorze jest zabroniona.

A gdybyś chciał zagrać przykładowo w czasie zimy w piłkarskim turnieju halowym?

- W takim turnieju mogę zagrać tylko i wyłącznie za zgodą klubu, którego zawodnikiem jestem. Sam nie mogę o tym zdecydować.

Jak długo można wytrzymać z jedną kobietą (śmiech), bo ty z małżonką macie już spory staż?

- No tak, jesteśmy już razem 12 lat. Po dziesięciu latach wzięliśmy ślub. Razem byliśmy w szkole, na studiach i ustaliliśmy, że jak skończymy naukę to dopiero będziemy myśleć o ślubie.

Można zaryzykować stwierdzenie, że to była pierwsza miłość?

- Można tak powiedzieć (śmiech). Poznaliśmy się w wieku 17 lat. Wcześniej miałem jakąś dziewczynę, ale bardziej się wtedy nastawiałem na piłkę i to była ta moja miłość. Wiadomo, że wychodziło się gdzieś i znało dziewczyny, ale nie zakochiwałem się wtedy, bo najważniejsza była piłka. Wtedy poznałem moją obecną żonę, choć piłka nadal pozostała moją wielką miłością (śmiech).

Żona jest pasjonatką piłki nożnej?

- Powiem szczerze, że średnio. Interesuje się sportem, bo również skończyła AWF, ale zaczęła się bardziej interesować jak już wiedziała, że mnie nie zmieni (śmiech). Żona bardziej stawiała na naukę niż ja, wiec musiała mi pomagać. Zdarzyło się nawet kilka przekrętów, że musiała pisać dwie prace na kartkówce, bo nie zawsze miałem możliwość przygotować się do sprawdzianów, więc musieliśmy sobie jakoś poradzić.

Piłkarz, sportowiec, człowiek, którego podziwiasz?

- Interesowałem się kiedyś koszykówką, grałem w reprezentacji szkoły i nawet zdobyłem srebrny medal w rozgrywkach mazowieckich, więc dla każdego kto się tym sportem interesował był to Michael Jordan. A jeśli chodzi o piłkarzy, to pierwszym moim idolem był Roberto Baggio. Nawet kiedyś zapuściłem sobie taką kitkę z tyłu jak on (śmiech). Później jak zacząłem się bardziej wiązać ze sportem, z grą w obronie, to byli to Paolo Maldini i Franco Baresi. Jako człowiek, to Jan Paweł II – chyba jak dla każdego Polaka był i jest to autorytet.

Komentarze (0)