Kamil Górniak: Jak oceni pan potyczkę Stali z Wisłą?
Adam Majewski: Uważam, że z przebiegu całego spotkania byliśmy lepszą drużyną. Szkoda, że w pierwszej połowie nie zdobyliśmy gola, ponieważ zapewne zwyciężylibyśmy w tej konfrontacji. Stalówka chciała zdobyć punkt potrzebny im do utrzymania i grała trochę zestresowana. Zawodnicy ze Stalowej Woli byli zdenerwowani, niepewny i grali bardzo bojaźliwie. W drugiej części gry chyba trochę odpuściliśmy już, nie mieliśmy sytuacji. Na koniec jeszcze Stal miała dobrą okazję na gola.
W pierwszej połowie Wisła miała kilka okazji bramkowych, ale zabrakło skuteczności.
- No właśnie nie udało się, a szkoda. Mieliśmy słabą skuteczność, jednak przeważaliśmy, kontrolowaliśmy grę, byliśmy długo przy piłce, ale zabrakło tej przysłowiowej kropki nad i.
W drugiej odsłonie zagraliście słabiej, za to Stal miała okazje ku temu, aby zdobyć bramkę.
- Tak. Stalówka wyciągnęła wnioski z pierwszej połowy. Piłkarze Stali Stalowa Wola można powiedzieć odstresowali się i mieli jakieś tam okazje do zdobycia bramki. Dobrze, że nie straciliśmy gola. Mecz zakończył się wynikiem remisowym, co wydaje mi się usatysfakcjonował obie ekipy. Stal się utrzymała, a my nie przegraliśmy tego pojedynku.
Wydawać się mogło, że obie drużyny nie bardzo chciał trafić do siatki rywala.
- Tak jak już wspomniałem, że w pierwszej połowie dążyliśmy do zdobycia gola, lecz w drugiej części meczu nie stworzyliśmy sobie już sytuacji do zdobycia bramki. Potem niektórzy piłkarze opadli sił i dlatego skończyło się 0:0.
Stal potrzebowała jednego oczka i wydaje się, że bardziej się bronili niż atakowali.
- Dokładnie tak. To jest jednak normalne i tkwi w podświadomości. Drużyna bała się zaryzykować i zaatakować. Bramkę można stracić bardzo łatwo, gorzej jest jednak ją strzelić. Dlatego bardzo łatwo można wiele stracić i wydaje mi się, że Stal zagrała tak jak zagrała.
Stalowa Wola to także trudny teren.
- Zgadzam się z tym. To ciężki teren, ale w piątek chłopcy ze Stalowej Woli zagrali zestresowani. Wynik bezbrakowy i co tu więcej powiedzieć.
Jest pan doświadczonym piłkarzem, który kreuje grę w Płocku. Do kadry dołączyło kilku młodych zawodników. Jak się układa współpraca z tymi graczami?
- Bardzo dobrze. Na tym polega właśnie moja rola. Ja już praktycznie kończę karierę. Chciałbym im przekazać jak najwięcej doświadczenia, wiedzy, aby nie popełniali błędów.
A czy planuje pan grę w Wiśle w przyszłym sezonie?
- Zobaczymy. Uważam, że fizycznie jestem w stanie pograć jeszcze w piłkę rok, a może i nawet dwa. Wszystko okaże się niebawem jak to będzie.
Pierwsza liga zakończyła rozgrywki. Czy zaskoczyły pana jakieś rozstrzygnięcia?
- W ostatniej kolejce Podbeskidzie i Znicz zaprzepaściły sobie szansę na awans do baraży. W poprzednim sezonie miała miejsce podobna sytuacja. Wykorzystała to Korona i to ona zagra o prawy gry w ekstraklasie z Cracovią.
Wydaje się, że porażka Podbeskidzia z GKS-em Katowice nie mogła Góralom zaszkodzić. Okazało się jednak zupełnie inaczej.
- No nie udało się. O pechu może mówić też i Znicz, który miał taką serię, gdzie nie mógł wygrać w kilku potyczkach z rzędu. Jakby któreś z tych spotkań zespół spod Warszawy rozstrzygnął na swoją korzyść, to zapewne spokojnie rozgrywki skończyłby na trzecim miejscu.
Tyle tylko, że Znicz w kolejnym sezonie ma znów słabszą końcówkę, co może oznaczać, że nie zależy im na awansie.
- Może nie to, że odpuszcza, ale jest presja na wynik i być może piłkarze Znicza nie wytrzymują presji, ciśnienia. Nie mieli także szczęścia i tak to się wszystko potoczyło.