Przed pierwszym meczem angielskie gazety przypominały: Liverpool FC w europejskich pucharach jeszcze nie przegrał za kadencji Juergena Kloppa przed własną publicznością. Na kolana padali tu najwięksi, niech padną też ci z Porto. Co stać się miało, oczywiście się stało - Portugalczycy poza dobrym, dwudziestominutowym okresem w drugiej połowie nie pokazali wiele i przegrali 0:2. Kibice z Liverpoolu zdążyli już odtrąbić sukces, awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów po zeszłotygodniowym zwycięstwie 2:0 uważają za niemal pewny.
Czytaj także: Liga Mistrzów 2019. Juventus - Ajax. Włoskie media doceniły Wojciecha Szczęsnego. Polak najlepszy w Juventusie
Tymczasem Juergen Klopp wyszedł we wtorkowe popołudnie przed kamery i podczas oficjalnej konferencji prasowej przed rewanżem wylał na angielskie środowisko kubeł zimnej wody na otrzeźwienie.
- Porto w tej edycji LM wygrało dotychczas wszystkie mecze u siebie. Zdaję sobie sprawę, że przed tygodniem dominowaliśmy, ale teraz dominacja będzie po stronie Porto. Wraca u nich do składu dwóch zawodników, poza tym swoje zrobi też atmosfera na trybunach. Rywal od samego początku spotkania będzie chciał na nas wywierać mocny wpływ - mówił Klopp. Niemiec przypominał także starcie Porto z Romą na poziomie 1/8 finału. Wówczas Włosi też lecieli do Portugalii z korzystnym wynikiem osiągniętym w pierwszym spotkaniu, a wszystko skończyło się dla nich tragicznie. Porto awansowało do ćwierćfinału dzięki dogrywce.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Bójka Lewandowskiego z Comanem dała pozytywny impuls? "Takie sytuacje biorą się z ambicji"
- Nie widziałem dla Romy tamtego wieczora żadnej nadziei. Porto kontrolowało mecz. Przeprowadziliśmy z drużyną dokładną analizę tamtego spotkania. Możemy być przygotowani, ale trzeba przecież jeszcze zagrać - przyznał Klopp. Kombinowania ze składem nie będzie więc na pewno. Niemiecki szkoleniowiec pośle do boju wszystko to, co ma najlepsze. Do Portugalii nie mógł zabrać tylko dwóch zawodników. Dejan Lovren walczy z przeziębieniem, natomiast Alex Oxlade-Chamberlain wciąż wraca do zdrowia po zerwaniu więzadła w kolanie, a niedawno - urazu uda złapanego już na ostatniej prostej przed powrotem do pierwszej drużyny.
Liverpool FC to w ostatnich miesiącach rozpędzona maszyna nie do zatrzymania. Licząc wszystkie rozgrywki, Anglicy wygrali siedem meczów z rzędu, z kolei ostatnią porażkę zanotowali na początku stycznia. W minioną niedzielę podopieczni Juergena Kloppa ograli w hicie Premier League Chelsea 2:0 i są liderami ligowej tabeli z dwoma punktami przewagi nad Manchesterem City (Obywatele mają jeden rozegrany mecz mniej).
Czytaj także: Odpadł z Ligi Mistrzów, ale pracy nie straci. Massimiliano Allegri pozostanie w Juventusie Turyn
Dla Porto środowy mecz to kwestia honoru. Wszyscy pamiętają tu zeszłoroczne starcie w 1/8 finału LM. Liverpool przyjechał jako drużyna silna i ambitna, ale nikt nie spodziewał się, że spotkanie zakończy się wynikiem 5:0 dla Anglików. Portugalskie media pisały wtedy o wstydzie, nic więc dziwnego, że przed losowaniem tegorocznych ćwierćfinałów przedstawiciele FC Porto mówili wprost: "Chcemy trafić na Liverpool". - Był tylko jeden klub, który chciał z nami grać. Zależało im na zemście – mówił niedawno Pepijn Lijnders, asystent Kloppa.
Początek środowego meczu FC Porto - Liverpool FC o godzinie 21:00. Transmisja w Polsat Sport Premium 1.