Gabriel Batistuta. Bóg Florencji na wieki wieków

Getty Images / Na zdjęciu: Gabriel Batistuta
Getty Images / Na zdjęciu: Gabriel Batistuta

Został idolem milionów kibiców, choć tak naprawdę nie lubił piłki nożnej. Ta przyniosła mu wielkie pieniądze i status ikony, ale doprowadziła go też do kresu wytrzymałości i próśb o amputację nóg. Gabriel Batistuta.

- Błagałem lekarza, by amputował mi nogi. Miałem dość bólu, który doprowadzał mnie do obłędu - jego wyznanie z 2014 roku zszokowało kibiców i dało do zrozumienia, jakie skutki przynosi profesjonalne uprawianie sportu na najwyższym poziomie.

Gabriel Batistuta znajdował się na nim przez kilkanaście lat, stając się idolem dla milionów i ikoną futbolu. Pytani dziś o swojego bohatera z czasów młodości Luis Suarez, Edinson Cavani czy Mauro Icardi jednym tchem wymieniają właśnie jego nazwisko.

Do dziś kochają go kibice reprezentacji Argentyny, w której wykręcił lepsze statystyki od Leo Messiego. We Florencji jest wręcz bogiem, w Romie wynoszony pod niebiosa jako ten, który pomógł w wywalczeniu w ostatniego dla tego klubu mistrzostwa Włoch w 2001 roku.

A wszystko to zrobił człowiek, który tak naprawdę nie lubił i nie lubi piłki nożnej.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Fortuna nie wykorzystała szansy. Mainz ograło zespół Polaków [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

[/color]

Koszykówka, Kempes i Bielsa

Bo kilkuletni Gabriel, wychowany w Santa Fe, tak naprawdę kochał koszykówkę. Wszystko zmieniło się, gdy w 1978 roku reprezentacja Argentyny zdobyła mistrzostwo świata. Euforia, która zapanowała w całym kraju i postać Mario Kempesa, bohatera narodowego, zainspirowała także syna Omara i Glorii, rzeźnika i szkolnej sekretarki.

Sukces odniesiony w rozgrywanym na własnej ziemi turnieju był potrzebny narodowi jak tlen. Kraj rządzony przez juntę wojskową generała Jorge Videli rozpadał się na kawałki. Dławieni przez reżim ludzie potrzebowali nadziei i radości. Tę dali właśnie piłkarze Cesara Luisa Menottiego.

- Te lata były tragiczne dla naszego kraju, jednak na szczęście nie miałem o tym pojęcia. Rodzice chronili mnie i moje siostry przed całym złem tego świata. Nie rozmawialiśmy o tym, aż nie byliśmy już dziećmi - wspominał po latach Batistuta. W życiu pomagał mu właśnie futbol.

Do futbolu przekonał go Mario Kempes, jednak największy wpływ na jego rozwój miał Marcelo Bielsa. To on w 1988 roku postanowił ściągnąć go do Newell's Old Boys.

Przenosiny do Rosario były wielkim krokiem dla nastolatka. Co ciekawe, jeszcze grając w barwach miejscowego Platense nie myślał poważnie o karierze piłkarza. Chciał zostać lekarzem, pracować na miejscu, być blisko rodziny. Transfer do Newell's Old Boys wszystko by zmienił i tak też się stało. Batistuta postawił wszystko na jedną kartę.

- Po 20 dniach treningów z rzędu miałem dość. Pomyślałem wtedy, że przez niego nigdy nie będę piłkarzem - przekonywał po latach, wspominając katorżnicze metody Bielsy. To właśnie jednak te treningi i powtarzane do znudzenia ćwiczenia przygotowały go do wielu lat gry w tak trudnej lidze jak Serie A.

- To on nauczył mnie ciężkiej pracy. Jest najważniejszym trenerem w moim życiu - nie ma dziś wątpliwości. To Bielsa nauczył go taktyki i sprawił, że bazujący na sile i szybkości piłkarz poprawił technikę. Batistuta miał wszystko, by stać się gwiazdą w Europie.

Hiszpański piłkarz wygrał walkę z rakiem mózgu

A pamiętajmy, że w latach 90. była to bez wątpienia najlepsza liga świata, do której trafiali największe gwiazdy. On pojawił się tam w 1991 roku, po niezwykle udanym dla niego Copa America. 21-latek został królem strzelców turnieju i zachwycił przedstawicieli Fiorentiny.

Bóg Florencji

Ówczesny wiceprezydent klubu, Mario Cecchi Gori, miał powiedzieć, że zrobi wszystko, żeby Batistuta trafił do Florencji. Viola postanowiła nie tracić czasu i jak głosi legenda, kontrakt z klubem piłkarz miał podpisać jeszcze w trakcie imprezy. To była jedna z najlepszych decyzji Goriego w jego życiu.

Dla Fiorentiny Batistuta grał aż przez dziewięć lat. Liczby? Imponujące, nawet dla fanów Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. 333 mecze, 207 goli. Już w pierwszym sezonie w nowych barwach strzelił 14 bramek, a dodajmy, że był to dla niego najgorszy wynik w koszulce Violi.

Fanatyczni kibice z Toskanii szybko pokochali długowłosego napastnika, a z czasem ten stał się ich idolem, a nawet kimś więcej. Uczucia fanów Fiorentiny do Batistuty są porównywane z tym, co w Neapolu może odczuwać Diego Armando Maradona. "Batigol", jak nazywano go we Florencji, jest tam otoczony kultem.

Nawet fakt, że Batistuta nie uratował Fiorentiny przed spadkiem z ligi w 1993 roku, nie zmienił nastawienia kibiców. Tym bardziej, że Argentyńczyk został w klubie i szybko poprowadził ich do ponownej gry w Serie A. Mimo kolejnych propozycji piłkarz nie odszedł z Fiorentiny, nie przerażała go gra w drugiej lidze. Tym zaskarbił sobie wieczny szacunek fanów z Artemio Franchi.

Viola szybko wróciła, a Batistuta zdobył zaraz tytuł króla strzelców, swój jedyny na włoskich boiskach. Konkurencja do tytułu Capocannoniere w latach 90. była jednak gigantyczna - Giuseppe Signori, Filippo Inzaghi, Gianfranco Zola, Oliver Bierhoff, Hernan Crespo czy sam Ronaldo Luiz Nazario de Lima. To byli giganci, a większość z nich występowała przecież w czołowych klubach, a Fiorentina była mimo wszystko ligowym średniakiem.

Dopiero w końcówce wieku Viola, kierowana przez Giovanniego Trapattoniego, stała się równorzędnym rywalem dla najmocniejszych. Fiorentina grała regularnie w europejskich pucharach, także w Lidze Mistrzów. Batistuta strzelał jak na zawołanie, ale wciąż brakowało mu jednego - tytułu mistrza Włoch.

Łzy we Florencji, łzy w Rzymie

W lipcu 2000 roku słoneczna Toskania na wiele dni okryła się deszczem. Niebo płakało nad Florencją, gdy ogłoszono, że Gabriel Batistuta został sprzedany do Romy. Cena? 36 milionów euro, jak na tamte czasy astronomiczna. Zwłaszcza, że zapłacona za 31-letniego już napastnika. Argentyńczyk został najdroższym w historii piłkarzem po 30. roku życia.

Jego transfer do Romy pokazał jednak dobitnie, jaki status posiada we Florencji. Każdy inny piłkarz zostałby dla fanów wrogiem, on nigdy nie stracił szacunku, jaki wyrobił sobie przez dziewięć lat występów. Jemu też opuszczenie swojego ukochanego miasta nie przyszło łatwo, a duży wpływ na nią miał fatalny stan finansów klubu, który potrzebował pieniędzy.

Cristiano Ronaldo wyznał, gdzie będzie grał w kolejnym sezonie

W listopadzie 2000 roku po raz pierwszy przyszło mu zmierzyć się z Fiorentiną w barwach Romy. Już przed spotkaniem podszedł do 3000 kibiców Violi zgromadzonych na Stadio Olimpico, by się przywitać. Z kolei gdy w 83. minucie gospodarze zdobyli zwycięskiego gola, nie cieszył się z niego tylko strzelec. Batistuta odmówił świętowania, przetarł tylko oczy, z których popłynęły łzy. Cafu, Totti i pozostali musieli go wręcz pocieszać.

Sezon okazał się dla Romy fantastyczny. Giallorossi zdobyli scudetto, a Batistuta strzelił w Serie A 20 bramek. Argentyńczyk dopiął swego i zdobył upragniony tytuł. Kolejne lata nie były już tak udane dla drużyny i dla niego. Piłkarz coraz częściej odczuwał skutki gry na najwyższym poziomie i musiał mierzyć się z bólem nóg.

Gdy jednak pojawiła się oferta z Kataru, postanowił skorzystać. Zrobił to dla rodziny, by zapewnić jej przyszłość. W kilkanaście miesięcy zarobił aż osiem milionów euro. Nie były to jednak wakacje. Batistuta nie byłby sobą, gdyby również tam nie został królem strzelców.

Zakończył fantastyczną karierę w 2005 roku i tak naprawdę zabrakło mu tylko wielkiego sukcesu osiągniętego z reprezentacją. Muszą mu wystarczyć dwa triumfy w Copa America. Wystąpił na trzech mistrzostwach świata, na każdym z turniejów strzelał gole, nie zawodził. Zawodzili jednak koledzy.

W 1994 roku kadrą wstrząsnął dopingowy skandal z Diego Maradoną, cztery lata później drużyna pełna gwiazd nie miała po drodze z Danielem Pasarellą, choćby ze względu na absurdalne wymogi trenera względem... długości włosów piłkarzy. Gdy Albicelestes objął wkrótce Marcelo Bielsa, Batistuta mógł liczyć, że ukoronuje swoją reprezentacyjną karierę udanym występem w Korei i Japonii.

Piłkarze i trener znów nie podążali jednak w jednym kierunku, a turniej okazał się katastrofą. Argentyna nie wyszła nawet z grupy, a Batistuta zakończył przygodę z kadrą raz na zawsze. Na pocieszenie został mu kapitalny bilans - 77 meczów i 54 goli, średnia znakomita, znacznie lepsza od samego Leo Messiego.

Modlitwa o amputację

Gdy jednak bieganie zaczęło sprawiać mu problemy, postanowił zakończyć karierę. Wtedy rozpoczął się koszmar - 36-letni Argentyńczyk odczuwał nieustanny ból, na który lekarze nie mogli znaleźć sposobu. Faszerował się lekami, które jednak wpływały na jego psychikę.

- Przez pewien czas nie mogłem nawet chodzić. Moczyłem łóżko, bo nie mogłem przejść 10 metrów do łazienki. Błagałem lekarza, by amputował mi nogi. Miałem dość bólu, który doprowadzał mnie do obłędu - wyznał w 2014 roku na antenie argentyńskiej telewizji, szokując widzów. Na szczęście wkrótce lekarze przeprowadzili operację, po której ból zniknął.

- Wprowadzono śruby, które pomogły. Moje ścięgna były w koszmarnym stanie, mięśnie też. Stanie na nogach i swoją wagę opierałem w zasadzie tylko na kościach. To był koszmar - dodał.

Dziś Batistuta może normalnie funkcjonować. I chociaż nie lubi rozmawiać o swojej karierze i futbolu, o jego grze, zwłaszcza we Florencji, nikt nie zapomina. Gdy w lutym skończył 50 lat, w mieście zorganizowano mu wielkie przyjęcie. Kilka tysięcy fanów na Piazza della Signoria fetowało jego osobę, a on przekonywał, że tak naprawdę nigdy nie opuścił tego miasta.

- To mój drugi dom, zakochałem się w nim, odkąd tutaj trafiłem. To dla mnie szczególny dzień. Od trzech dni nie mogłem spać, bo zastanawiałem się, co tutaj powiedzieć. Jestem waszym dłużnikiem - mówił zgromadzonym "Batigol", który pojawił się na scenie z całą rodziną, która dziś jest dla niego najważniejsza.

Batistuta zarobił w piłce ogromne pieniądze i zabezpieczył przyszłość swoich najbliższych. Futbolowe szaleństwo nie zmieniło go jednak - dziś jego synowie normalnie pracują, jeden z nich w punkcie ksero. - Ludzie pytają, jak to możliwe. Stać mnie, żeby zafundować im wszystko, jednak nie dam im poczucia godności i pokory dla życia. Chcę, żeby sami to zdobyli - mówi dziś.

Nietrudno zrozumieć, dlaczego Florencja kocha go do dziś.

Komentarze (0)